Istnieje niezliczona liczba diet odchudzających, a wśród nich między innymi te niskowęglowodanowe i niskotłuszczowe. Czy któraś jest lepsza i zapewni nam szybsze zyskanie szczupłej sylwetki?
Na każdego pacjenta przychodzącego do dietetyczki Carrie Dennett, myślącego, że dieta niskowęglowodanowa zapewni mu zdrowie i szczupłą sylwetkę przypada drugi, który myśli to samo o diecie niskotłuszczowej.
Dennett podkreśla jednak, że należy uważać na to, jakie produkty chcemy wykluczyć z diety. Ważne jest, aby przemyśleć, czym zamierzamy je zastąpić.
Na przykład - kiedy przez wiele lat przekonywano ludzi o słuszności ograniczaniu tłuszczu, wiele osób zastąpiło go cukrami lub białą mąką. Nie spowodowało to jednak zwiększenia spożycia owoców, warzyw czy produktów pełnoziarnistych.
Która dieta jest lepsza?
Kilkuletnie badania, opublikowane w 2012 roku na łamach International Journal of Obesity Supplements mówią o tym, że odchudzanie za pomocą diety niskowęglowodanowej początkowo przynosi większe skutki niż stosowanie diety niskotłuszczowej.
Dziesięć lat temu zespół kierowany przez dietetyka Christophera Gardnera, profesora medycyny na Uniwersytecie Stanforda, opublikował badania przeprowadzone na grupie 311 kobiet. Porównywał efekty stosowania diet: Atkinsa (niskowęglowodanową), Zone (mającą na celu utrzymanie poziomu insuliny w idealnej równowadze), Ornisha (niskotłuszczowa dieta wegetariańska) oraz LEARN.
Po roku badań, średni spadek wagi u badanych wynosił zaledwie kilka kilogramów. Między poszczególnymi dietami różnice były duże: niektórzy chudli nawet 25 kilogramów, inni przytyli 4,5 czy 9 kg. Dlaczego?
Naturalne predyspozycje?
Jedne z pierwszych badań sugerowały, że rozwiązaniem może być to, jak dana osoba reaguje na zmiany poziomu insuliny. Tutaj pojawiło się pytanie - czy mamy naturalne predyspozycje do chudnięcia przy małej ilości tłuszczu czy przy niewielkim spożyciu węglowodanów?
W badaniach Gardnera nie pojawiły się definicje diet "niskotłuszczowej" oraz "niskowęglowodanowej".
609 uczestników zostało podzielonych na grupy. W zależności od przydziału, mieli dążyć do spożywania 20 procent węglowodanów lub tłuszczy. W razie potrzeb, po kilku tygodniach zwiększyć tą liczbę.
W końcu dieta niskotłuszczowa oznaczała spożywanie około 30 procent węglowodanów i 45 procent tłuszczu, podczas gdy niskotłuszczowa to około 29 procent tłuszczów i 49 procent węglowodanów. Pomimo że uczestnicy nie musieli ograniczać liczby spożywanych kalorii, jedli średnio o 500 mniej.
Grupę niskotłuszczową zachęcano do spożywania produktów pełnoziarnistych, fasoli, soczewicy, sezonowych owoców, niskotłuszczowego mleka oraz chudego mięsa. Niskowęglowodanowa zaś miała jeść wysokiej jakości oleje i tłuszcze, awokado, twarde sery, masło orzechowe, mięso zwierząt roślinożernych i jajka.
- Każdy miał jeść warzywa w ciągu całego dnia, tak dużo jak tylko mógł, codziennie spożywać sałatkę, nie dodawać cukru oraz tak mało rafinowanej mąki, jak się dało - przedstawiał warunki badań Gardner.
Efekty mocno zróżnicowane
Łącznie uczestnicy eksperymetru stracili 2950 kg. Gardner i jego zespół odkryli jednak, że nie było żadnej różnicy między dietą niskowęglowodanową i niskotłuszczową. Średnia utrata wagi różniła się między dwiema grupami o zaledwie niecały kilogram. W każdej z grup znajdowały się osoby, które schudły nawet 29,5 kg czy inni, którzy przytyli 9 kg.
Żadna z grup nie przeważała, jeżeli chodzi o spadek metabolizmu, zmniejszenie masy tłuszczowej czy mięśniowej.
Czy hipoteza, że ludzie którzy cierpią na insulinooporność (czyli zmniejszoną wrażliwość tkanek na insulinę) będą bardziej chudnąć stosując dietę niskowęglowodanową, podczas gdy na pozostałe osoby lepiej zadziała niskotłuszczowa jest prawdziwa?
Okazało się, że nie jest to jedyna, uniwersalna prawda. Nie istniał jeden schemat bazujący na uwarunkowaniach genetycznych. Trwa jeszcze analiza oparta na bakteriach jelitowych uczestników badań.
Zmiana nawyków
Gadner przyznał jednak, że pomógł badanym zmienić stosunek do odżywiania.
- Nie jedli w samochodzie, nie jedli w bibliotece, nie jedli wtedy, kiedy szli. Chodzili częściej na targowiska, gotowali więcej posiłków dla rodziny - mówił.
Należy pomyśleć o tym, jaki styl żywienia nam najbardziej odpowiada. Gardner nie prosił przecież uczestników, aby zmniejszyli ilość spożywanych kalorii, jednak oni to robili sami z siebie. Naukowiec myśli, że właśnie to mogło być kluczowe w badaniach.
Dietetyk uważa, że polecenie zmniejszenia zmniejszenia dostawy kalorii mogłoby spowodować u nich pewnego rodzaju dyskomfort czy głód. Zaznacza, że najważniejsze jest, żeby jeść tyle, aby poczuć się nasyconym oraz usatysfakcjonowanym ze sposobu, w jaki się odżywiamy.
Posłuchaj rozmowy na temat odchudzania
Autor: ao/aw / Źródło: washingtonpost.com