Urząd morski w Gdyni będzie wnioskował o usunięcie wraku niemieckiego statku, który w czwartek zatonął w pobliżu Rozewia. – Nie zgodzimy się na to, żeby tworzyć tutaj cmentarzysko wraków – mówi Andrzej Królikowski, szef Urzędu Morskiego.
W środę mają się rozpocząć badania wraku statku, który zatonął około 8 mil morskich na północny-wschód od Rozewia. Badania będą prowadzone za pomocą sonaru, który pozwoli ustalić gdzie dokładnie spoczywa wrak i w jakiej pozycji leży na dnie. Jak tłumaczy szef Urzędu Morskiego w Gdyni, wcześniej nie można rozpocząć badań ze względu na warunki pogodowe.
- W tej chwili stan morza nie pozwala na przeprowadzenie takich badań. Trzydniowa prognoza wskazuje, że uda się to zrobić w środę, ale to również może się zmienić – wyjaśnia Andrzej Królikowski.
Wrak musi zniknąć
Ustalenie dokładnej pozycji i ułożenia wraku jest konieczne z dwóch powodów. Po pierwsze, dopiero po doprecyzowaniu tych danych będzie możliwe stwierdzenie, czy stanowi on zagrożenie dla innych statków.
- Jeżeli osiadł na głębokości 35 metrów i nie położył się na boku, to jego maszty są na głębokości około 10 metrów pod powierzchnią wody. W tym rejonie pływają jednostki o zanurzeniu nawet 15 metrów, więc mogłyby o nie zahaczyć – tłumaczy Królikowski.
Po drugie, Urząd Morski zamierza wezwać właściciela statku do jego usunięcia, a żeby to zrobić, konieczna jest precyzyjna wiedza, gdzie wrak się znajduje.
Właściciel ma pół roku
- Nie zgodzimy się na to, żeby tworzyć tutaj cmentarzysko wraków. Zgoda na pozostawienie go w tym miejscu byłaby niebezpiecznym precedensem, bo niedługo okazałoby się, że kolejne statki holowane na złom w dziwnych okolicznościach toną na naszych wodach terytorialnych – argumentuje Królikowski.
Jak dodaje szef Urzędu Morskiego, właściciel statku ma pół roku na jego podjęcie z dna. Nawet jeśli tego nie zrobi, to wrak i tak zostanie usunięty. O zwrot kosztów jego wydobycia Urząd M0orski wystąpi do ubezpieczyciela.
- Zakładając tę wersję, wrak po wydobyciu zostanie zezłomowany, a pieniądze zasilą skarb państwa. Na pewno na tym nie stracimy – zapewnia.
Przesłuchają kapitana
Wciąż nie ustalono przyczyn zatonięcia niemieckiego statku. Jednostka była holowana przez polski holownik należący do firmy "WUŻ" Port and Maritime Services Ltd z Gdańska. Władze firmy nie odpowiadają na pytania dotyczące zdarzenia.
Wyjaśnieniem przyczyn zatonięcia statku zajmują się Urząd Morski i państwowa komisja badania wypadków morskich.
- W tej sprawie będziemy przesłuchiwać wszystkie osoby odpowiedzialne za przygotowanie i zabezpieczenie transportu. Na ustalenie przyczyn mamy dwanaście miesięcy – mówi Cezary Łuczywek, przewodniczący komisji badania wypadków morskich.
Andrzej Królikowski dodaje, że jeszcze w poniedziałek zeznania w sprawie zatonięcia ma składać kapitan holownika Ajaks.
Wrak ma 154 metry długości
„Georg Buchner” był holowany przez polską jednostkę Ajaks z niemieckiego portu Rostock do Kłajpedy na Litwie. Tam miał zostać zezłomowany. W czwartek wieczorem statek zaczął się przechylać. Chwilę przed godz. 20:00 odczepiono hol, kilkadziesiąt minut później statek zatonął około 8 mil morskich na północny-wschód od Rozewia. Statek ma 154 metry długości i prawie 20 szerokości
28 maja "Georg Buchner" wyruszył w swoją ostatnią podróż:
Autor: md/k / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: inselvideo