Sąd Rejonowy w Toruniu nie zgodził się z wnioskiem prokuratury o przedłużenie aresztu dla Bartosza D. Mężczyzna miał brutalnie pobić Fijo, czteromiesięcznego szczeniaka swojej rodziny. Usłyszał zarzuty znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Grożą mu trzy lata więzienia. Kiedy decyzja sądu się uprawomocni, 30-latek wyjdzie na wolność i będzie odpowiadać z wolnej stopy.
Według sądu na tym etapie śledztwa nie ma potrzeby, aby stosować taki środek zapobiegawczy, jakim jest tymczasowe aresztowanie w sytuacji, w której wszelkie kluczowe działania zaplanowane przez prokuraturę zostały już przeprowadzone.
Jak stwierdził sąd, areszt nie jest karą za popełnione przestępstwa, a środkiem zapobiegawczym mającym na celu zagwarantowanie prawidłowego przebiegu śledztwa. O ewentualnej winie i karze po śledztwie zadecyduje sąd.
- Sąd wysłuchał argumentacji obrony i nie uwzględnił wniosku o zastosowanie najsurowszego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej decyzji - mówi Katarzyna Bórawska, obrońca Bartosza D.
Decyzja Sądu Rejonowego w Toruniu jest nieprawomocna. Jeśli się uprawomocni, mężczyzna wyjdzie na wolność w najbliższą sobotę.
Prokuratura chciała, aby Bartosz D. pozostał za kratami. Śledczy obawiają się, że 30-latek, przebywając na wolności, będzie próbował wpływać na zeznania świadków. Prokuratura rozważa zażalenie na decyzję sądu.
- Wcześniej Bartosz D. podejmował działania mające na celu zbudowanie własnej wersji i wywieranie wpływu na świadków - tłumaczy Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
List gończy
Do okrutnego pobicia szczeniaka doszło 27 stycznia. Mieszkanka Chełmży (województwo kujawsko-pomorskie) wraz z dwójką dzieci wróciła do domu. Tam zastała psa w kałuży krwi. Jej mąż nie był w stanie wyjaśnić, co się stało.
Jak informowała fundacja, najpierw miał twierdzić, że psa potrącił samochód, potem, że się na niego przewrócił. Nikt w te wersje wydarzeń jednak nie uwierzył. Jego żona przekazała psa obrońcom praw zwierząt. To dzięki niej sprawa wyszła na jaw.
- Mężczyzna spakował swoje rzeczy i od tamtej pory nikt z bliskich go nie widział. Kolejnego dnia rozpoczęła się batalia policji o ustalenie jego miejsca pobytu. Sprawdzono wszystkie wskazywane lokalizacje, ale różne sygnały w tej sprawie się nie potwierdziły – powiedział prokurator Marcin Licznerski. W końcu za mężczyzną wysłano list gończy.
Mężczyzna usłyszał zarzuty
Bartosz D. ukrywał się aż do 9 marca. Pojawiły się sygnały, że jest poza granicami kraju, ale zatrzymano go w Ostaszewie, kilkanaście kilometrów od jego domu. Był zaskoczony, że policjanci go namierzyli. Nie stawiał oporu.
Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
- Jestem niewinny. Udowodnię wam to - powiedział dziennikarzom, wchodząc do prokuratury. Podczas składania wyjaśnień miał przekonywać, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - miał się na psa przewrócić. Miał zapowiedzieć także, że będzie chciał odzyskać szczeniaka.
Śledczy jednak nie mieli wątpliwości co do winy mężczyzny. Jak poinformował Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu, ekspertyzy biegłych wykluczyły możliwość, by obrażenia psa mogły być przypadkowe. Wskazały na pobicie jako prawdopodobną przyczynę.
W marcu Sąd Rejonowy w Toruniu postanowił o przedłużeniu aresztu wobec mężczyzny o dwa miesiące.
W środę Sąd Rejonowy w Toruniu nie zgodził się już z wnioskiem prokuratury o przedłużenie tymczasowego aresztu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24