Restaurator ze Szczecina zamyka lokal, hotelarz ze Starego Wiśnicza (Małopolska) wprowadza ograniczenia w działaniu, a ten z Augustowa (Podlasie) stawia na rozwiązania, które pomogą oszczędzić energię. Przedsiębiorcy z całej Polski próbują stawić czoła rosnącym kosztom utrzymania biznesów.
Drożyzna zabija między innymi restauracje. Jednym z przykładów jest szczecińska Makaroniarnia. Jak opowiada nam Maciej Rutkowski, właściciel restauracji, własny lokal była dla nich marzeniem, ale teraz będą musieli się zamknąć. Od soboty Makaroniarnia zawiesza działalność.
Jak mówi Rutkowski, podrożało praktycznie wszystko. - Prąd 300 procent w górę. Dla mnie to gwóźdź do trumny. Oliwa, olej 100 procent. Mąka, która jest jednym z naszych głównych składników, prawie 500 procent. Jesteśmy nierentowni - opowiada mężczyzna.
Czytaj też: Gdyńska restauracja zniknie z mapy miasta. "Inflacja pożera to, co udało nam się z takim trudem zarobić"
Ma też pretensje do rządzących. - Nie ma realnej pomocy, tylko rozdawnictwo - uważa. Przyznaje, że Makaroniarnia ma plan awaryjny - przejmuje kawiarnię, by przeczekać do wiosny i wtedy zobaczy, czy gastronomia będzie opłacalna.
Hotelarz z Małopolski: restauracja zamknięta w dwa dni tygodnia, hotel otwarty, gdy będzie zapotrzebowanie
Wzrost cen energii elektrycznej i gazu uderzył również w hotel i restaurację Panorama w Starym Wiśniczu (Małopolska).
Jak mówi właściciel obiektu Krzysztof Kołodziejczyk, według prognoz miesięcznie będzie musiał płacić nawet sześciokrotnie więcej niż dotąd. Działalność prowadzi już od wielu lat, ale obawia się, jak będzie wyglądać najbliższa zima. Uważa, że bez pomocy nie będzie w stanie dalej prowadzić biznesu. Dlatego już teraz ogranicza wydatki, które - w przypadku prądu - mogą zwiększyć się nawet czterokrotnie.
Od października w poniedziałki i wtorki restauracja będzie zamknięta. Z kolei hotel otwarty będzie tylko wtedy, gdy pojawi się zapotrzebowanie. - W kolejnych miesiącach, listopadzie czy grudniu, będą dalsze ograniczenia - mówi reporterowi TVN24 Kołodziejczyk.
Hotelarz pokazuje wyliczenia z rachunków za gaz, które płacił miesięcznie w okresie letnim przez trzy ostatnie lata. W sierpniu 2020 roku zapłacił nieco ponad 5600 złotych, w sierpniu 2021 roku - około 8800 złotych, a w sierpniu obecnego roku - blisko 22,5 tysiąca złotych. To wzrost o 255 procent względem ubiegłego roku.
Czytaj też: Cukiernie i piekarnie znikają z mapy Szczecina. "Bochenek za siedem złotych to sztuczne podtrzymywanie cen"
Rosnących wydatków jest więcej. Za prąd w sierpniu 2020 roku hotel płacił za megawatogodzinę 244 złote, a w sierpniu 2022 roku od 613 złotych poza szczytem do 854 złotych w szczycie. A prognozy są jeszcze gorsze. - Spotykam się w tym tygodniu z dostawcami. Proponują mi między dwa a trzy tysiące złotych za megawatogodzinę - opisuje właściciel Panoramy.
Również Tauron oferuje przedsiębiorcy czterokrotny wzrost stawki. A to oznaczałoby, że roczny rachunek za prąd wzrósłby z poziomu 400 tysięcy złotych do nawet 1,5 miliona złotych.
Hotelarz z Podlasia: jeśli cena energii ma pójść w górę, to oszczędności niewiele dadzą
Oszczędności szukają na Podlasiu. - Zainstalowaliśmy fotowoltaikę. Cały obiekt uzbrojony jest w żarówki ledowe. Zamontowaliśmy na wszelki wypadek agregat prądotwórczy, bo nie wiadomo, czy nie będzie jakichś zaników energii - mówi Andrzej Burkiewicz, współwłaściciel jednego z hoteli w Augustowie oraz dyrektor regionalny Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego.
Dodaje, że personel został też uczulony na to, aby kaloryfery w pokojach były przykręcane jeśli akurat nie ma w nich gości hotelowych.
- Jeśli jednak cena energii ma pójść w górę nawet siedmio- czy ośmiokrotnie, to te oszczędności rzędu 10-15 procent niewiele dadzą - podkreśla.
Choć w jego hotelu w sierpniu obłożenie było na poziomie około 90 procent, to - jak mówi - już we wrześniu widać spadki.
Czytaj też: Łódzka "filmówka" przenosi zajęcia ze stycznia na czerwiec. Z powodu wysokich cen energii
- Właściciele hoteli chcą zmiany przepisów dotyczących temperatury w pokojach. Obecnie w cztero- i pięciogwiazdkowych hotelach powinna utrzymywać się na poziomie 22-24 stopni Celsjusza. Właściciele chcą, aby można było obligatoryjnie zmniejszyć tę temperaturę do 19 stopni - relacjonuje reporterka TVN24 Marta Abramczyk-Dzikiewicz.
Przedsiębiorca z województwa łódzkiego: do tej pory szczyciliśmy się tym, że jesteśmy bardzo stabilną firmą
Rosnące ceny energii to problem nie tylko dla restauratorów i hotelarzy, ale też innych przedsiębiorców. Jednym z nich jest Arkadiusz Bałdyga, prezes firmy z Łowicza, która produkuje akcesoria ogrodnicze. Jak mówi, za prąd już teraz płaci cztery razy więcej niż przed wybuchem pandemii COVID-19. A od nowego roku stawki mają być jeszcze większe. 50 procent zapotrzebowania na energię - jak mówił prezes przedsiębiorstwa - jest pokrywane z długoterminowej umowy i tam megawatogodzina kosztuje około 300 złotych. Drugie 50 procent energii trzeba kupować na wolnym rynku, gdzie - jak podkreśla prezes - ceny wahają się od 1500 złotych do 2500 tysiąca złotych za megawatogodzinę.
Firma z powodu wysokich cen energii w tym roku była zmuszona zmniejszyć produkcję, kilkukrotnie zwiększała też ceny swoich wyrobów. Obecnie zatrudnia około 350 pracowników, część z nich straciło już pracę.
- Do tej pory, szczyciliśmy się tym, że jesteśmy firmą bardzo stabilną również dla pracowników. Teraz te zawirowania na rynku spowodowały - póki co może jeszcze nie bardzo znaczącą - redukcję, ale powiedzmy, że od tego szczytu z początku roku do teraz, około 10 procent mniej osób mamy w zakładzie - przekazuje Bałdyga. Prezes przedsiębiorstwa z Łowicza podkreśla, że nie chce zamykać firmy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24