W Szczecinie zostało już tylko dziewięć piekarni, na koniec roku będzie ich jeszcze mniej - mówi w rozmowie z TVN24 Wacław Woźniak, właściciel rodzinnej cukierni i piekarni. Z powodu rosnących cen prądu, gazu i surowców obawia się, czy jego biznesowi, który działa od 44 lat, uda się przetrwać. Zdaniem ekonomisty Marcina Kalinowskiego, takie firmy w obecnej sytuacji może uratować jedynie pomoc ze strony władz państwowych.
Rodzinna Cukiernia-Piekarnia Wacława Woźniaka istnieje w Szczecinie od 1978 roku. Jej przyszłość, zdaniem właściciela, jest jednak niepewna. - W Szczecinie zostało nas (właścicieli małych piekarni - red.) już tylko dziewięciu. W kolejnym roku będzie nas jeszcze mniej. Wiemy już, że dwa czy trzy zakłady się zamkną, bo nie podołają kosztom. Bardzo ciężkie czasy już są, a co będzie dalej? Czas pokaże. Z niepokojem czekamy na kolejne podwyżki cen. Nie wiemy, czy pozwolą nam one przetrwać, produkować dalej, czy od nowego roku będziemy zmuszeni się zamknąć - mówi przedsiębiorca.
Podwyżki odczuwalne w portfelach klientów
Nie bardzo jest na czym oszczędzać - mówią producenci pieczywa. Mogą zgasić światło w części biurowej czy nawet tam, gdzie pracują pracownicy, nie mogą jednak wyłączyć pieca czy obniżyć temperatury pieczenia chleba. Piekarze muszą liczyć się również z tym, że wzrośnie podatek od nieruchomości, zapłacą też wyższe pensje i wyższe składki na ZUS przez wzrost płacy minimalnej.
Podwyżki odczuwane przez przedsiębiorców odbijają się na portfelach klientów.
- Żeby dalej można było piec, by było w miarę rentownie, to bochenek nie może kosztować siedem złotych. W tej chwili jest sztuczne utrzymywanie takich cen. Jest to zdecydowanie za mało w stosunku do rachunków, które sami musimy płacić. Dziesięć złotych za bochenek to powinno być minimum - oblicza Wacław Woźniak.
"Przez 44 lata nikt do mnie nie przyszedł"
Jest zdania, że bez pomocy od rządu nie ma możliwości, by małe, osiedlowe piekarnie i cukiernie, jak ta jego, miały szansę się utrzymać.
- Przez 44 lata nikt do mnie mnie przyszedł, żeby zapytać: "panie Woźniak, czy czegoś panu potrzeba, czy można jakoś pomóc?". Ze strony władz nie mamy jakiegokolwiek zapytania czy wsparcia. Już jest nam bardzo ciężko, a czekają nas kolejne podwyżki - obawia się Woźniak.
Kilka dni temu pisaliśmy o problemach podobnego biznesu, z województwa śląskiego. Piekarnia Cukiernia Czyż z Pszowa poinformowała o zakończeniu działalności. Firma była obecna na rynku przez 50 lat. "Jedyną i wyłączną przyczyną, dla której nasz zakład kończy działalność, jest nieustający i dramatyczny wzrost kosztów, z jakim mamy do czynienia w ostatnim czasie" - tłumaczyli przedstawiciele firmy.
Kolejny przykład pochodził z województwa podlaskiego. Marta Mężyńska, która prowadzi od lat w centrum Białegostoku kawiarnio-cukiernię, podkreślała, że prognozowane rachunki za prąd mają wzrosnąć o 300-400 procent. - Nie jesteśmy w stanie przełożyć tego na cenę produktu, bo niemożliwością jest, aby zwykła kawa kosztowała 30 złotych, a kawałek sernika 40 złotych - mówiła na antenie TVN24.
Klienci: ceny wzrastają z tygodnia na tydzień
Wciąż są klienci, którzy ustawiają się w kolejkach przed małymi piekarniami, by kupować dobrej jakości produkty. Odczuwają jednak podwyżki, przez co nierzadko ograniczają zakupy. Są wśród nich ii tacy, którzy rozważają przerzucenie się na tanie pieczywo z dużych marketów.
- Ceny wzrastają z tygodnia na tydzień, i to nie tylko pieczywa. Na pewno kilka razy się zastanawiam, gdzie robię zakupy - mówi reporterce TVN24 jedna z klientek.
Ekonomista: za mała pomoc państwa dla przedsiębiorców
O sprawę zapytany został w TVN24 Marcin Kalinowski, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku. Jego zdaniem problemem jest to, że pomoc państwa nakierowana jest na dopłaty i pomoc dla indywidualnych osób, konsumentów, a nie na przedsiębiorców.
- Tutaj jest potrzebna odpowiedzialna polityka nakierowana na to, żeby poziom inflacji nie był tak wysoki jaki jest w tej chwili. Oczywiście, częściowo jest to inflacja importowana, ale w dużej części jest to inflacja wygenerowana wewnętrznie przez państwo, przez różnego rodzaju dopłaty, i to rzeczywiście odbija się na cenach surowców i wartości złotego. Musimy pamiętać, że to w głównej mierze w dolarach są wyceniane surowce. Osłabienie złotego do poziomu, który mamy w tej chwili, powoduje, że ceny surowców liczone w złotych są znacznie wyższe. Dbałość o poziom złotego i inflacji to dwa elementy, na które bym wskazał - ocenia ekspert.
"Społeczeństwo ubożeje"
Według ostatnich danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny sprzedaż detaliczna w sierpniu wzrosła realnie o 4,2 proc. w ujęciu rocznym. Według Kalinowskiego popyt konsumpcyjny zwiększył się w związku z obecnością uchodźców z Ukrainy. Ekonomista zaznacza jednak, że wzrost ten dotyczy wyłącznie produktów pierwszej potrzeby.
- Odnotowano spadek, jeśli chodzi o meble czy artykuły wyposażenia, które nie są konieczne do zakupienia tu i teraz. Ta struktura pokazuje nam, że rzeczywiście społeczeństwo ubożeje, że jesteśmy w permanentnym okresie ryzyka i podejmujemy decyzje, czy pieniądze wydać na jedzenie, lekarstwa czy też na artykuły, które nie są nam potrzebne teraz - dodaje.
Czytaj też: Rachunek za prąd w kawiarnio-cukierni w górę o 300-400 procent. "Zwykła kawa nie może kosztować 30 złotych"
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock