Najprawdopodobniej trzy mandaty przypadną kandydatom z Pomorza. I w mało którym województwie sytuacja wydaje się być tak jasna. Profesor Jarosław Nocoń z Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego nie spodziewa się dużej frekwencji wyborczej, ani niespodzianek w kontekście zwycięzców wyborów. Uważa, że walka znowu rozegra się pomiędzy KO a PiSem. "Z uwagi na system zliczania głosów pozostałe partie nie mają szans na jakikolwiek mandat w tym okręgu" - podkreśla.
Wybory do europarlamentu odbędą się 9 czerwca. W Parlamencie Europejskim na następną, 5-letnią kadencję zasiądzie 720 osób. W całej Polsce mandaty europosłów otrzymają 53 osoby.
Polska jest podzielona na trzynaście okręgów wyborczych. Okręg numer 1 to województwo pomorskie. Kandydaci i kandydatki zostali zarejestrowani w siedmiu komitetach, o mandaty walczy 70 osób. Liczba mandatów z poszczególnych okręgów w wyborach do Parlamentu Europejskiego zależna jest od frekwencji w regionach. W 2019 roku frekwencja na Pomorzu wyniosła 47,24 proc. Średnia krajowa była o 1,5 punktu procentowego niższa.
Wybory w 2019 roku w okręgu nr 1 wygrała Koalicja Europejska, zdobywając ponad 50 proc. głosów Pomorzan. Na PiS głosowało 34,5 proc. uprawnionych. Trzeci wynik uzyskała Wiosna Roberta Biedronia - 6,15 proc. wyborców. Mandaty uzyskało trzech kandydatów - Janusz Lewandowski i Magdalena Adamowicz z Koalicji Europejskiej oraz Anna Fotyga z Prawa i Sprawiedliwości.
Jak podkreśla prof. Jarosław Nocoń z Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego, w Pomorskiem "jedynki" na listach wyborczych KO i PiS to politycy bardzo znani, z wieloletnią karierą w PE. "Te same osoby mają największe szanse reelekcji" - przewiduje Nocoń. Jego zdaniem w Pomorskiem KO zdobędzie dwa mandaty, a PiS jeden, a z uwagi na system zliczania głosów pozostałe partie nie mają szans na jakikolwiek mandat w tym okręgu.
Niższą frekwencję tłumaczy "obniżeniem temperatury sporo wyborczego" w porównaniu do sytuacji, która miała miejsce przy okazji październikowych wyborów. Dodał również, że sprawy europejskie są postrzegane przez wyborców, jako dalsze, mniej ważne i mające mniejszy wpływ na życie konkretnych osób.
Dwóch mocnych kandydatów z Koalicji Obywatelskiej
W nadchodzących wyborach KO nie zmieniło swoich "jedynek" w stosunku do wyborów z 2019 r. Pomorską listę otwiera ubiegający się o reelekcję Janusz Lewandowski. Jeśli wygra czerwcowe wybory, to będzie jego szósta kadencja. W Parlamencie Europejskim zasiada od 2004 roku, z przerwą w latach 2010-2014, kiedy był komisarzem Unii Europejskim ds. budżetu i programowania finansowego. W latach 1991-1993 w trakcie transformacji ustrojowej w Polsce pełnił funkcję ministra przekształceń własnościowych.
Pięć lat temu również startował z pierwszego miejsca na liście, zdobywając poparcie 120 990 wyborców.
Janusz Lewandowski od wielu tygodni prowadzi aktywną kampanię, co na bieżąco relacjonuje w swoich mediach społecznościowych. Chętnie odwiedza miejsca, zrewitalizowane w ostatnich latach, dzięki środkom europejskim (np. starówka w Chojnicach, Góra Markowca w Rumi).
Kandydat bierze udział zarówno w spotkaniach o charakterze formalnym (debatach, panelach eksperckich), jak i pozaoficjalnych, głównie o charakterze sportowym i familjnym, gdzie bez krawata spotyka się z mieszkańcami i rozdaje im swoje ulotki.
Równie dużą szansę na reelekcję ma Magdalena Adamowicz, "dwójka" na liście Koalicji Obywatelskiej na Pomorzu. Żona zamordowanego w 2019 roku prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza uzyskała pięć lat temu mandat eurodeputowanej z najwyższym wynikiem w województwie. Zagłosowało na nią aż 199 591 wyborców.
Swoją obecną kampanię prowadzi z mottem: "Silna kobieta, silne Pomorze, silna Polska". Kandydatkę oficjalnie wspierają osoby nie tylko ze świata polityki, jak np. były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, ale również kultury (m.in. Dorota Kolak, Martyna Wojciechowska).
Magdalena Adamowicz nie traci czasu. Ze swoim teamem jeździ po Pomorzu, zarówno po dużych miastach, jak i małych miejscowościach, gdzie spotyka się z mieszkańcami. W przestrzeni miejskiej jest dobrze widoczna na banerach i wielkoformatowych billboardach.
- Jedni spędzają kampanię w studiach telewizyjnych i gorszą nas hejtem, a ja zdecydowanie wolę spotkania z Wami na żywo. I powiem Wam, lubię kampanię za intensywność tych spotkań i ocean ludzkich uśmiechów i cennych rozmów! - mówi Adamowicz.
Europosłanka odwiedza targowiska i ryneczki, rodzinne pikniki, sentymentalne miejsca w rodzimym Słupsku. Gościła też m.in. w punkcie pomocy dla uchodźców, brała udział w biegu na orientacje czy marszu równości. Rozdaje swoje ulotki i egzemplarze bezpłatnej książki "Smaki Pomorza" z przepisami, zebranymi od mieszkańców Pomorza.
W trakcie kampanii spore kontrowersje wywołała próba promocji książki przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Gdańsku. Zrodziła niewygodne pytania - czy instytucje publiczne powinny promować kandydatów? Po medialnej burzy wokół tego tematu post promujący książkę zniknął ze strony biblioteki.
Wiele znanych nazwisk na liście PiS
Lista PiS to wiele znanych nazwisk, jednak, jeżeli frekwencja wyborcza nie dopisze, najprawdopodobniej w nadchodzących wyborach liczyć będzie się tylko jedno z nich. Na czele listy PiS-u znalazła się europosłanka Anna Fotyga, w przeszłości szefowa MSZ w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, a także Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. W Parlamencie Europejskim nieprzerwanie zasiada od 2014 roku. Mandat otrzymała też w 2004 roku, jednak kadencję zakończyła 22 listopada 2005. Następnego dnia została mianowana sekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Do Parlamentu Europejskiego wróciła w 2014 roku.
W ostatnich wyborach do europarlamentu w 2019 roku uzyskała drugi najwyższy wynik na Pomorzu. Zdobyła poparcie 160 517 osób.
Do czerwcowych wyborów idzie z hasłem "Siła Polski siłą Europy". "To motto mojej kampanii, ale także głębokie przekonanie o wkładzie w europejską kulturę, naukę, gospodarkę i bezpieczeństwo" - podkreśla kandydatka.
"Moją motywacją w zbliżającej się kadencji i właściwie moim głównym przesłaniem w wyborach jest świadomość tego, w jak trudnej sytuacji znajduje się zbiorowo Zachód, ale również ze względu na swoje położenie geopolityczne, swoją rolę wewnątrz struktur świata zachodniego - Polska. Z jednej strony mamy do czynienia z zagrożeniem geopolitycznym związanym z pełnoskalową inwazją Federacji Rosyjskiej na Ukrainie, a z drugiej strony z tendencjami niebezpiecznymi dla Polski, czyli z próbą ograniczenia wagi głosów w polityce zagranicznej, polityce bezpieczeństwa, polityce obronnej" - mówi.
Jak ocenia, "Polska jest niezwykle ważnym graczem w tej dziedzinie". "My jako ugrupowanie, w tym ja osobiście, nie myliliśmy się w ocenach i dlatego właśnie jesteśmy zwolennikami utrzymania jednomyślności w decydowaniu w kluczowych dziedzinach na poziomie Unii Europejskiej. Tak jak to ma miejsce w NATO, które jest silną organizacją, pomimo podejmowania decyzji jednomyślnie" - dodała Fotyga.
Drugie miejsce na liście PiS ma były wiceminister kultury Jarosław Sellin, a trzecie - poseł Kazimierz Smoliński. Na dalszych miejscach znaleźli się m.in. były rzecznik rządu Piotr Müller, były wojewoda pomorski Dariusz Drelich, były pełnomocnik rządu ds. CPK i obecny poseł Marcin Horała czy też Tomasz Rakowski, główny konkurent prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz w wyborach samorządowych.
Jakikolwiek inny mandat dla PiS, niż dla Anny Fotygi, byłby ogromną niespodzianką.
Trzecie podejście Przemysława Wiplera
Pomorską listę Konfederacji otwiera Przemysław Wipler, który wrócił do polityki po kilku latach nieobecności. Odszedł z niej w 2017 i zajął się prowadzeniem działalności gospodarczej w branży PR.
W przeszłości Wipler miał kłopoty z prawem - w 2013 roku uczestniczył w awanturze z policją na ul. Mazowieckiej w Warszawie. Początkowo twierdził, że został zaatakowany przez funkcjonariusza, potem jednak został skazany. Przed laty był też oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy Fundacji Wolność i Nadzieja w kwocie 150 tys. zł w latach 2014-2017. Polityk był jej prezesem, a siedzibą organizacji był jego dom.
W październiku ub. roku uzyskał mandat poselski, kandydując w okręgu toruńskim z pierwszego miejsca na liście Konfederacji. Posłem był także w latach 2011-2015 z listy PiS. Wówczas został wybrany przez mieszkańców Warszawy.
W samorządowych wyborach kandydował na prezydenta Warszawy, jednak wśród warszawiaków uzyskał niespełna 4 proc. poparcia. Zapytany o plany, zapowiedział wówczas, że będzie bardzo intensywnie pracował w klubie parlamentarnym.
"Szef naszego klubu parlamentarnego będzie najprawdopodobniej kandydował w eurowyborach, więc będę miał jeszcze więcej pracy na tym poziomie" - dodał, nie wspominając nic o tym, że sam planuje wystartować.
W przeciwieństwie do swoich konkurentów z innych partii, Przemysław Wipler nie prowadzi aktywnej kampanii w mediach społecznościowych. W swoich wpisach skupia się głównie na tematyce około poselskiej.
W zastępstwie koleżanek z partii
Pomorską listę Trzeciej Drogi otwiera Wioleta Tomczak, która jesienią w wyborach parlamentarnych po raz pierwszy wywalczyła mandat posłanki. Jest specjalistką zdrowia publicznego, absolwentką Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
W Stowarzyszeniu Polska 2050 działa od samego początku jego istnienia. W wyborach do Sejmu w 2023 roku uzyskała 13 217 głosów.
Na antenie Radia Gdańsk powiedziała, że "panie, piastujące stanowiska ministrów [z ramienia Trzeciej Drogi - przyp. red.], obiecały, że dowiozą to, czym się zaczęły zajmować, czyli że żadna z nich nie będzie kandydowała do europarlamentu". "Dlatego liderka Polski 2050 z Gdańska Agnieszka Buczyńska nie kandyduje, a ja jestem kolejną z puli, która przejęła stery" - wyjaśniła.
Zapytana o to, czy jej półroczne doświadczenie wystarczy, by zdobyć mandat w Europarlamencie, przekonywała, że "nie chodzi tylko o doświadczenie, ale o pasję, zaangażowanie, o szczerość, otwartość, odwagę".
Gdyby zdobyła mandat, jej miejsce w Sejmie przypadnie Arturowi Dziamborowi, byłemu posłowi Konfederacji.
Oprócz Tomczak na liście do europarlamentu znajdują się też inni obecni posłowie, m.in. Zbigniew Sosnowski, Marcin Skonieczka czy Agnieszka Kłopotek.
Poznanianka "jedynką" Lewicy
Na pierwszym miejscu Lewicy na Pomorzu niespodziewanie znalazła się Katarzyna Ueberhan, poznańska działaczka społeczna i feministyczna. Współorganizowała m.in. wydarzenia w ramach czarnych protestów, demonstracje antynacjonalistyczne i antyrasistowskie oraz Marsze Równości w Poznaniu. Ukończyła studia filozoficzne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza.
W swoim macierzystym okręgu Ueberhan była zmuszona ustąpić miejsca Joannie Scheuring-Wielgus. W związku z tym pomorski działacz Nowej Lewicy Marek Rutka, musiał zadowolić się dopiero drugim miejscem na liście. Podobnie było jesienią ub. roku, kiedy Rutkę obsadzono na drugiej pozycji, tuż za wrocławianką Agnieszką Dziemianowicz-Bąk.
– O ile w wyborach parlamentarnych bardzo źle przyjąłem umieszczenie na jedynkach kandydatek spoza regionu, tak tutaj odbyło się to za porozumieniem stron. Oczywiście wizerunkowo zawsze jest to niejednoznaczne i sugeruje, że województwo nie ma kandydatów, ale chodziło o to, żeby wzmocnić listę i żeby na jedynce była kobieta - na łamach portalu Zawsze Pomorze mówił Marek Rutka.
Jak zauważył, Katarzyna Ueberhan ma kompetencje by zostać europosłanką. Jest w sejmowej komisji spraw zagranicznych, a w minionej kadencji Sejmu była już delegatką na różne posiedzenia Parlamentu Europejskiego.
W 2019 roku "jedynką" Lewicy była Anna Górska. W wyborach parlamentarnych w 2023 została wybrana do Senatu. Otrzymała 89 216 głosów i pokonała m.in. urzędującego wojewodę pomorskiego Dariusza Drelicha.
Źródło: TVN24, PAP