Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku dwa lata po nawałnicy, która zniszczyła las na Pomorzu, podsumowała skutki kataklizmu. Opublikowała także krótki spot z leśnikiem z terenu, który najbardziej ucierpiał. – Opłakiwałem mój las – mówi.
W Nadleśnictwie Lipusz nawałnica, która przetoczyła się przez Pomorze w nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku, wręcz zmiotła 180 hektarów lasu. – To dwie trzecie powierzchni Gdańska – mówi Borys Gielniak, leśniczy w Leśnictwie Zdroje w Nadleśnictwie Lipusz.
Leśniczy jest bohaterem filmu, który w drugą rocznicę zawieruchy opublikowała Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku. Opowiada w nim o skali zniszczeń i swoich osobistych doświadczeniach związanych z tym dramatycznym porankiem, gdy po raz pierwszy zobaczył zdewastowany las.
Łzy leśnika
- Przeżyłem szok. Zobaczyłem, że nie ma nic. Że widzę budynek sąsiada, którego normalnie nie widziałem – opowiada. – Prawie godzinę zabrało mi przejście jednego kilometra do szosy krajowej. Widziałem coraz większe pole zniszczeń. W tym czasie opłakiwałem mój las, bo to tak, jakby bliska osoba odeszła – wspomina.
Feralnego dnia na Pomorzu wiatr zniszczył blisko 49 tysięcy hektarów lasu. - Do chwili obecnej uprzątnięto około 95 procent powierzchni klęskowej. Wszystkie tereny, które były objęte zakazem wstępu są udostępnione społeczeństwu. Łącznie wywieziono z terenu po kataklizmie 1,4 miliona metrów sześciennych drewna poklęskowego – przekazała nam Małgorzata Raduńska z RDLP w Gdańsku.
Koszty samego uprzątnięcia terenu i jego odbudowy już wyniosły, według leśników, około 100 milionów złotych. W ciągu najbliższych lat kwota ta wzrośnie o kolejne 50 milionów, które wydane zostaną na zasadzenie nowych drzew i ich pielęgnację.
Śmierć na obozie
Oprócz Nadleśnictwa Lipusz, gdzie zniszczenia były największe, ucierpiały też drzewostany na terenie Nadleśnictw: Cewice, Kartuzy, Kościerzyna, Lubichowo i Strzebielino. Do tego doszły zniszczenia infrastruktury – RDLP w Gdańsku na remonty dróg wydała 14,5 miliona złotych.
Dramat na Pomorzu rozegrał się w nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku, gdy nad Pomorzem przeszły gwałtowne burze z silnymi porywami wiatru. Zniszczony został między innymi obóz harcerski w Suszku. Zginęły wtedy dwie harcerki w wieku 13 i 14 lat. 38 innych uczestników obozu trafiło z różnymi obrażeniami do szpitali.
Prokuratura w Słupsku nadal prowadzi śledztwo w tej sprawie. Zarzuty postawiono już pięciu osobom.
Zarzuty dla urzędników
Synoptyk z IMGW w Krakowie Witold W. oraz synoptyk centrum nadzoru operacyjnego IMGW w Warszawie Maria M. usłyszeli zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków służbowych. Komendantowi obozu harcerskiego w Suszku Mateuszowi I. i jego zastępcy Włodzimierzowi D. prokuratura zarzuciła umyślne narażenie uczestników obozu harcerskiego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz doprowadzenie do nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch harcerek i nieumyślnego spowodowania różnych obrażeń ciała u kolejnych kilkudziesięciu harcerzy.
W styczniu zarzut niedopełnienia obowiązków postawiono 67-letniemu Andrzejowi N., który w czasie, gdy doszło do tragicznych wydarzeń, był dyrektorem wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Chojnicach.
To niedopełnienie obowiązków miało polegać na nieprzekazaniu "w okresie bezpośrednio poprzedzającym zaistniałe załamanie pogodowe na terenie powiatu chojnickiego alertu pogodowego o nadchodzącej nawałnicy na niższy szczebel zarządzania kryzysowego". Andrzej N., który obecnie przebywa na emeryturze, jako jedyny przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/ks / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: RDLP w Gdańsku