"Czarny Wdowiec" z Kołobrzegu. Polował na kobiety, które szukały miłości

Mariusz Ge-kg.pl

Szukał ofiar, oczarowywał je, osaczał. Potem miał bez wahania zabijać, a ciała zakopywać w płytkich grobach w lasach koło Kołobrzegu. Kobiety łączyło to, że posiadały mieszkania i były samotne. I spotkały na swojej drodze Mariusza G., eleganckiego rozwodnika, który "miał w sobie to coś".

- Był jak pająk. Roztaczał wokół mnie sieci, wciąż dzwonił, pisał. Hipnotyzował komplementami. Nie lubię takich mężczyzn, zaborczych i kontrolujących. Mój były mąż był taki. Po dwóch tygodniach korespondencji powiedziałam mu szczerze, że nie mam chęci kontynuować. Później dowiedziałam się, że w tym samym czasie flirtował z moją znajomą i jedną z ofiar - opowiada nam Julia (imię zmienione), kobieta przed czterdziestką. Utrzymuje, że poznała Mariusza G. przez wspólnych znajomych dwa lata temu. Polecali go jej, rozwódce, bo "elegancki, zaradny, z zawodem".

Julii to nie przekonało.

Zdążyła już o nim zapomnieć, gdy we wrześniu usłyszała, że Mariusz został zatrzymany przez policję za przywłaszczenie mienia. Miesiąc później dotarły do niej informacje, że chodzi o coś dużo gorszego - mężczyźnie postawiono zarzut zabicia trzech kobiet. Motywem miało być przejęcie ich majątku - głównie mieszkań.

- Pomyślałam wtedy, że miałam sporo szczęścia. On nie wiedział, że apartament, w którym mieszkam, nie jest formalnie moją własnością. Mogłam skończyć jak inne ofiary - mówi.

Mariusz G., jeśli rzeczywiście dokonał wszystkich zarzucanych mu czynów, jest zabójcą wielokrotnym, który sprawnie wykorzystywał deficyty uczuciowe poznanych kobiet. Stosował metodę tak zwanej "oszukańczej miłości". Kiedyś ten typ zabójcy nazywano "czarną wdową" i kojarzony był praktycznie tylko z kobietami-przestępcami. Teraz obserwuje się coraz więcej mężczyzn, którzy działają w podobny sposób. Takie osoby mogą być powszechnie lubiane, bo nie są antyspołecznymi socjopatami, którzy odcinają się od świata, a psychopatami, czyli osobami bardzo uspołecznionymi, posiadającymi wielu znajomych. W dodatku bywają postrzegani jako ludzie wręcz czarujący. Nie zmienia to faktu, że jednocześnie psychopaci nie są empatyczni, nigdy nie poczuwają się do winy i tak naprawdę lekceważą normy społeczne i prawne. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

Szukały miłości, znalazły śmierć. Nowe informacje w sprawie zabójstw kobiet z Kołobrzegu
Szukały miłości, znalazły śmierć. Nowe informacje w sprawie zabójstw kobiet z KołobrzeguFakty TVN

Pedantyczny Mariuszek z bogobojnego domu

28 sierpnia 1976 roku w Kołobrzegu na świat przychodzi Mariusz. Mariuszek – jak praktycznie do końca życia mówiła o nim jego matka. Jej oczko w głowie. Jedynak.

Rodzina G. nie wyróżnia się niczym na tle małej społeczności nadbałtyckiego kurortu. Bogobojni, usłużni, mili. To z domu Mariusz miał wynieść chorobliwą wręcz pedantyczność i kulturę osobistą. – Zawsze mówił "dzień dobry", pytał, czy mi nie pomóc wnieść zakupy po schodach – wspomina jedna ze starszych sąsiadek.

Latem na plaży lub na Starym Mieście w Kołobrzegu przez tłum ciężko się przedrzeć. Miejsce to upodobali sobie niemieccy turyści – w większości restauracji poza polskim menu obowiązkowe jest także to w ich języku. Po sezonie Kołobrzeg staje się znowu sennym miasteczkiem.

Wiatr znad morza bywa tu silny i nawet latem potrafi przynieść powietrze tak zimne, że temperatura jest dwukrotnie niższa niż w pobliskich nadmorskich kurortach. Jesienią i zimą ten wiatr potrafi być jeszcze bardziej dotkliwy – miejscowi opowiadają, że podobnie jak halny przynosi ze sobą nieszczęście i śmierć.

Mariusz nigdy na wiatr od morza nie narzekał. Wręcz przeciwnie – dość wcześnie wybrał swoją drogę życiową. Miał być marynarzem. – Chciał pływać. Jego matka wspominała często, że na morzu można dobrze zarobić – opowiada nam znajoma rodziny G.

Mariusz był przykładnym uczniem. W Technikum Rybołówstwa Morskiego wybrano go nawet do kompanii honorowej jako sztandarowego. Musiał więc być lubiany przez dyrekcję szkoły.

Pracę na morzu zaczął w 1996 roku na jednostce Straży Granicznej. Miał 20 lat. Potem pływał dla Polskiej Żeglugi Morskiej. Jednorazowo spędzał na morzu kilka miesięcy.

W 1998 roku, tak przynajmniej twierdził, miał rozpocząć studia na wydziale mechanicznym Akademii Morskiej w Szczecinie. Zapytaliśmy pracowników uczelni, jakim studentem był G. Okazało się, że nigdy nie figurował na liście studentów ani absolwentów studiów stacjonarnych czy zaocznych. Musiał więc skłamać w swoim CV, które wysyłał do firm, z którymi chciał współpracować.

Odnaleziono ciało zaginionej kobiety z Kołobrzegu
Odnaleziono ciało zaginionej kobiety z KołobrzeguFakty po południu

Na przełomie wieków w życiu G. działo się dużo. Wziął ślub, urodziła mu się córka. Finanse nie wyglądały jednak najlepiej. Mariusz pływał w tym czasie na miejscowych kutrach rybackich. Po wpisaniu do życiorysu studiów w Akademii Morskiej wreszcie – w kwietniu 2003 roku – wypłynął na pierwszy kontrakt zagraniczny. Do 2014 roku pracował praktycznie cały czas dla zagranicznych firm – kilka miesięcy był na morzu, kilka na lądzie.

Statki, na których pływał, to specjalistyczne jednostki do wykrywania fal sejsmicznych. Dzięki temu znajdują one potencjalne złoża ropy. Na wspomnianych jednostkach inżynier o takiej specjalizacji jak G. zarabia krocie – od 3 do 5 tysięcy euro miesięcznie.

Mariusz G. w trakcie swojej kariery zawodowej miał podróżować po całym świecie. Jak później opowiadał znajomym, wielomiesięczne rozstania zaczęły szkodzić jego małżeństwu. W 2014 roku G. przyznał przyjaciołom, że rozwodzi się z żoną.

Matka Mariusza rozpowiadała po okolicy, że małżeństwo miało kłopoty finansowe, mimo iż on dużo zarabiał. Z tego, co matka G. mówiła znajomym, wynika, że zadłużyli się, musieli sprzedać swoje mieszkanie i zamieszkać z jego rodzicami w kamienicy na Starym Mieście w Kołobrzegu. Matka za wszystko winiła "góralkę", jak mówiła o synowej – pochodziła ona z południa Polski. To ona, zdaniem matki G. trwoniła pieniądze. – To była taka filigranowa blondyneczka. Sympatyczna – opowiada znajoma matki. Imienia nie pamięta. – To zawsze "góralka" dla mnie była – usprawiedliwia się.

Sąsiedzi przestali widywać "góralkę" i córkę Mariusza jakieś 4 lata temu. Rodzina G. utrzymywała, że po rozwodzie kobieta wróciła w rodzinne strony i zabrała dziecko ze sobą. Jak opowiada znajoma matki, Mariusz nigdy nie miał dobrych relacji z córką, która teraz powinna mieć około 19 lat. Nigdy też nie widziano, by go odwiedzała.

W bardzo wielu przypadkach seryjni zabójcy nie wykazują objawów choroby psychicznej, a zaburzenia osobowości. Są pozbawieni uczuć wyższych i empatii, inni są dla nich narzędziami do osiągnięcia celu. Ich potrzeby są najważniejsze do tego stopnia, że potrafią zabić, by osiągnąć swój cel. Często mają wysoki poziom inteligencji i potrafią bardzo skutecznie manipulować otoczeniem. Nie ma tu sprzeczności pomiędzy brakiem empatii a wyczuwaniem potrzeb samotnych kobiet, które chcą sobie jeszcze ułożyć życie, bo seryjny zabójca nie współczuje im, ale dostrzega ich potrzeby i udaje, że jest gotowy je zaspokoić. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

"Równy chłop" z lustrem na butach i telefonem w dłoni

G. szybko otrząsnął się po rozwodzie. Zrobił się bardziej rozrywkowy, częściej spotykał się ze znajomymi. Zawsze wygadany, pewny siebie, dobrze ubrany i pachnący drogimi perfumami. Angażuje się w lokalne stowarzyszenie morsów – zostaje nawet jego wiceprezesem do spraw marketingu i kontaktu z mediami.

- To, co mi się rzuciło od pierwszego momentu, gdy go zobaczyłam, to buty na wysoki połysk. Były tak wypolerowane, że można się w nich było przejrzeć – wspomina jedna z kobiet morsów. – Młodsze koleżanki za nim piszczały. Miał w sobie to coś – dodaje.

Miejski radny i były wiceprezydent miasta Jacek Woźniak, który również morsuje, opowiadał dziennikarzom "Głosu Koszalińskiego", że znał G. "Kojarzę go jako spokojnego i bardzo uczynnego człowieka. Wygląda na to, że znaliśmy go jako zupełnie inną osobę" - ocenił.

– To był równy chłop. Teraz głupio się do tego przyznać, ale lubiłam jego towarzystwo. Spędzaliśmy nawet razem sylwestra. Często się spotykaliśmy w większym gronie – opowiada nam trzydziestoparoletnia mężatka, znajoma G. – Kilka razy słyszałam od niego, że chce znaleźć sobie nową kobietę, że chce kolejnego związku – wspomina. Wiedzieli, że się z kimś spotyka, ale nigdy do nich nie przyprowadził żadnej partnerki. – Żartowaliśmy sobie nawet z niego, że pewnie taka piękna, że się boi, że ucieknie, jak ją wreszcie pokaże światu – opowiada nasza rozmówczyni.

- Prawie codziennie go widziałam. Zawsze miły, pomocny. Zawsze z telefonem w ręku. Albo z kimś gadał, albo pisał – wspomina sąsiadka mężczyzny. Ten telefon w ręku pojawia się w opowieściach prawie wszystkich osób, które znały Mariusza. W ostatnich latach był jego nieodłącznym atrybutem.

G. dużo rzadziej w tym czasie pracował na morzu. W 2015 roku nie wypłynął w żaden rejs. Próbował sił w biznesie. W 2016 roku założył firmę Negal International Ltd i otworzył w Kołobrzegu manufakturę słodyczy Karmelowo. Firma nie okazała się sukcesem i w 2018 roku sklepik zniknął.

W połowie 2016 roku Mariusz wrócił na morze. Chwilę potem zmienił pracodawcę i w 2017 roku udało mu się złapać kilka kontraktów. Znajomym jednak mówił, że to życie na morzu zaczyna go męczyć, że chce osiąść, ustatkować się.

W kwietniu br. umiera mu matka. Mariusz nie zamierza z powodu żałoby rezygnować ze swojego marzenia – na 15 czerwca planuje ślub cywilny w kołobrzeskim urzędzie. Jak przekazują nam jego znajomi, kupuje sobie nawet nowy garnitur. Wybranką jest jego wieloletnia znajoma - Dorota Ł., bizneswoman z Koszalina. Uroczystość ma być skromna.

Zanim jednak dojdzie do ślubu, policja aresztuje parę za przywłaszczenie mienia zaginionej kilka dni wcześniej kobiety. Śledczy zaczynają podejrzewać, że to G. stoi za jej zniknięciem. Do aresztu trafia też Sebastian T., przyjaciel Mariusza z czasów szkolnych – na jego posesji znaleziono auto jak się później okazało zabitej kobiety, przywłaszczone przez G.

Teraz wiadomo, że w ostatnich kilku latach Mariusz G. flirtował z wieloma kobietami. Uwodził je. Przynajmniej trzy z nich miał uśmiercić.

Trudno powiedzieć, czy może być więcej ofiar Mariusza G. Jeśli rzeczywiście jest tak, że przyznał się, bo chciał zrzucić z serca kamień, to prawdopodobnie wyznał wszystkie swoje grzechy. Taka potrzeba oczyszczenia towarzyszy wielu sprawcom. Jeśli jest jednak typowym seryjnym zabójcą, może być tak, że zaczął już budować sobie inną "karierę", że chce grać na emocjach, by było o nim głośno. Mało prawdopodobne, by zabił kogoś poza granicami kraju. Wszystko wskazuje na to, że jego sposób działania przewidywał dość długie "oswajanie" przyszłych ofiar. Niełatwo byłoby taki modus operandi zastosować w czasie pobytu w porcie. Trudniej też byłoby przejąć majątek ofiar - i ze względu na te ograniczenia czasowe, ale i z uwagi na barierę językową, czy nieznajomość prawa. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

Wyjeżdżam za granicę. Nie szukajcie mnie

Iwona K. – zaginęła 23 stycznia 2016 roku

31-letnia Iwona sprowadziła się do Kołobrzegu pod koniec 2015 roku spod Chełmna w Kujawsko-Pomorskiem. Kupiła mieszkanie w kamienicy przy ulicy Mariackiej w Kołobrzegu. Tej samej, w której mieszkał wówczas z rodzicami rozwodnik Mariusz G.

Iwona nie miała partnera. Z poprzedniego związku została jej kilkuletnia córka. W nowym miejscu zamieszkania nie została polubiona.

- Była wyniosła i niemiła. W jej mieszkaniu wciąż odbywały się jakieś pijackie burdy. Krzyki, przedmioty wyrzucane z okien. To był standard – opowiada sąsiadka kobiety i Mariusza G.

- Opryskliwa i zimna kobieta. Prowadziła, jak to się mówi, nocny tryb życia. Jej córka wciąż siedziała sama na schodach przed domem. Ale ona też była niedobra. Nikt ich tu nie lubił – wspomina właścicielka pobliskiego sklepu.

Iwona K. miała założone profile na portalach randkowych oraz stronach dla hostess. Sąsiedzi twierdzą, że przez jej mieszkanie przewinęło się wielu mężczyzn. Nikt nie widział jednak, aby wchodził tam Mariusz G.

23 stycznia 2016 roku w mieszkaniu Iwony wybuchł pożar. Jej córka przebywała wówczas u dziadków. Ktoś miał widzieć, że kobieta ucieka z mieszkania w samej koszuli, ale ta informacja nigdy nie została potwierdzona. Iwony nikt więcej już nie zobaczył. Pożar miał wybuchnąć od niedopałka papierosa na łóżku, jak później ustalił biegły z zakresu pożarnictwa.

- Jakiś czas potem zobaczyłam, że Mariusz wchodzi do tego mieszkania. Powiedział, że je kupił. Pamiętam, że byłam szczęśliwa, że on będzie tam mieszkał, nie ta kobieta – wspomina sąsiadka G. Mężczyzna wyremontował lokal i wprowadził się. – Często sprowadzał tam kobiety. Słychać było, że im dogadza, ale nie narzekałam, bo lepsze to niż ta Iwona. Zresztą on sam, jak mnie spotykał następnego dnia po takim namiętnym wieczorze, to przepraszał, że tak hałasowali – dodaje.

Aneta D. – zaginęła 10 października 2018 roku

Mieszkanie Iwony K. spłonęło
Mieszkanie Iwony K. spłonęłoKP PSP Kołobrzeg

Aneta, gdy zaginęła, miała 37 lat. Pochodziła z Kołobrzegu, ale w Polsce skończyła tylko dwie klasy podstawówki. Później wyprowadziła się do Szwecji, gdzie pracowała jej mama.

Pani Kornelia Pawłowska, siostra babci Anety, ma wiele wspomnień z Anetą. Jako dziewczynka często ją odwiedzała. – To było kochane dziecko. Bardzo grzeczna – opowiada "ciociobabcia" D.

Aneta nie była najlepszą uczennicą. Nie poszła na studia. Jej dziadkowie i rodzice postanowili kupić jej mieszkanie w Kołobrzegu, żeby ułatwić wnuczce start.

Pani Kornelia nie pamięta, by Aneta kiedykolwiek narzekała, ale w jej życiu prywatnym nie układało się najlepiej. Nie znalazła wymarzonej drugiej połówki.

Kobietę dobrze pamięta Anna Buchner-Wrońska, dziennikarka "Gazety Kołobrzeskiej". – Często przychodziła do nas z ogłoszeniami – opowiada. Inny pracownik gazety przypomina sobie treść ogłoszeń – często sprzedaży drobnych rzeczy, czasem ogłoszenia towarzyskie – pani spotka pana.

Ponad rok temu Aneta zapadła się pod ziemię. Z jej numeru do kilku osób został wysłany SMS, że wyjeżdża ułożyć sobie życie za granicą. – Nie szukajcie mnie – miała napisać.

Niedługo potem rodzina zauważyła, że mieszkanie Anety próbuje sprzedać Mariusz G. - Zobaczyliśmy ogłoszenie sprzedaży nieruchomości z miejscowej firmy - mówi pani Kornelia. G. utrzymywał, że Aneta D. miała przepisać majątek na niego przed wyjazdem w nieznane. Wkrótce potem mężczyzna sprzedał lokal.

Bogusława R. – zaginęła 7 czerwca 2019 roku

54-letnia Bogusława R. przez większość znajomych nazywana była Bogusią. Opisują ją jako ciepłą i dobrą kobietę. Była rozwódką. Z poprzedniego związku miała kilkoro dzieci. Miała też wnuki. W Kołobrzegu mieszkała sama – większość jej rodziny żyje w Szczecinku.

Pracowała w jednym z najdroższych hoteli w Kołobrzegu jako starszy kucharz. Szefowie cenili ją. Często otrzymywała nagrody i pochwały w pracy.

O związku Bogusławy i o ponad 10 lat młodszego Mariusza wiemy już sporo. Poznali się kilka lat temu przez wspólnych znajomych. Ich związek nie był aprobowany przez córkę kobiety. – Jej główną obawą była różnica wieku – opowiada nam przyjaciółka Bogusławy.

Związek przeżywał swoje wzloty i upadki. – Wydaje mi się, że bywały takie momenty, że była z nim bardzo szczęśliwa – opowiada znajoma kobiety. - Kilka razy jednak z nim zrywała, ale on później wracał jak bumerang. Nie dawał jej żyć, zapomnieć o sobie. Zasypywał SMS-ami. I znów zaczynała się z nim spotykać – wspomina nasza rozmówczyni.

Przyjaciółka 54-latki pamięta feralny piątek, 7 czerwca – dzień, w którym widziała kobietę po raz ostatni. – Miała go po pracy podwieźć do mechanika czy lakiernika, bo sarna mu wbiegła pod samochód – wspomina.

Kobieta pamięta, że wraz z przyjaciółką dziwiły się, iż mężczyzna nie pojedzie sam którymś ze swoich ekskluzywnych samochodów. – Bogusia nawet wcześniej pojechała na myjnię, bo mówiła, że on lubi, jak jest czysto, że jest pedantem – mówi.

Pamięta jeszcze, że tego dnia mężczyzna wydzwaniał do Bogusławy R. wyjątkowo natarczywie, pisał SMS-y. – Dopytywał: gdzie jesteś? czy już jedziesz? kiedy będziesz? – opowiada.

10 czerwca, gdy kobieta nie pojawiła się w pracy, jej córka zaczęła wydzwaniać po znajomych, na policję. Przyjaciółka kobiety wraz z dalszym członkiem rodziny, który przywiózł klucze do mieszkania, i przełożonym Bogusławy R., zjawili się przy jej drzwiach. – Nikogo nie było w środku. Jedyna rzecz, która tak tknęła mnie, to był taki porządek, jakby nikt tam nie mieszkał – opowiada kobieta. Mieszkanie zostało starannie wyczyszczone, miało brakować wielu przedmiotów.

Z telefonu pani Bogusławy ktoś wysłał także SMS z podobną treścią jak ten, który miała wysłać Aneta D. – wyjeżdżam za granicę ułożyć sobie życie, nie szukajcie mnie. Rodzina R. nie uwierzyła. Policja - też nie. Później okazało się, że Bogusława R. była ostatnią ofiarą Mariusza G. i to on najprawdopodobniej wysyłał te wiadomości.

Mariusz G. bez wątpienia bardzo dobrze wykorzystywał swoje atuty – wizerunek osoby lubianej, postrzeganej przez innych jako człowiek na poziomie. Wiedział, że nie będzie od razu brany pod uwagę jako podejrzany w sprawie. Z czasem prawdopodobnie zaczęło towarzyszyć mu poczucie bezkarności, przez które zrobił się mniej ostrożny i w końcu wpadł. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

Poszukiwania ciała

Policjanci zainteresowali się G., bo od razu wskazały go córka i przyjaciółka zaginionej. 12 czerwca pod zarzutem przywłaszczenia cudzego mienia zatrzymano Mariusza G. oraz Dorotę Ł., niedoszłą żonę mężczyzny. Jak ustalili policjanci, mieli oni razem wyczyścić mieszkanie Bogusławy R., a potem kobieta miała przetransportować forda fiestę zmarłej na posesję Sebastiana T., znajomego Mariusza.

- Moja klientka zrobiła to na prośbę podejrzanego. Na tym jej rola się zakończyła. Nie miała świadomości, że uczestniczy w zamachu na dobro tej kobiety, którą w jakiś sposób towarzyski też znała – twierdzi adwokat kobiety, Jan Daszko.

Dorota Ł. uważa się za kolejną ofiarę kołobrzeskiego "pająka", ale wątpliwości śledczych wzbudzają pewne fakty z jej życiorysu – na przykład to, że pracowała także w branży nieruchomości, a przejęcia mieszkań miały być głównymi motywami zabójstw dokonywanych przez Mariusza G. Kobieta na razie pozostaje w areszcie. Sam G. przez swojego prawnika zapewnia, że nic nie wiedziała ona o zabójstwach, że stoi za nimi tylko on.

W czerwcu, gdy G. został aresztowany, policjanci nie mieli jeszcze pojęcia, że mogą mieć do czynienia z wielokrotnym zabójcą. Najwyżej ze zwyczajnym oszustem. Zresztą sam podejrzany nie zachowywał się, jakby groziła mu długa odsiadka. – Gdy funkcjonariusze po niego przyjechali, był rozluźniony i uśmiechnięty. Nawet z kajdankami na rękach szedł pewnym krokiem i z podniesioną głową – opowiada nam świadek zatrzymania mężczyzny. G. do niczego się wtedy nie przyznał.

Śledczy szybko zaczęli jednak podejrzewać, że Bogusława R. nie żyje. W bagażniku auta Mariusza znaleziono szpadel i siekierę ze śladami krwi ofiary. Sprawę przekazano prokuratorom z "Archiwum X" – Działu do Spraw Cyberprzestępczości i Nowoczesnych Technologii Wykrywczych Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Ci wywnioskowali, że G. zabił kobietę 7 czerwca – niedługo po tym, jak zabrała go rzekomo do mechanika.

Udało im się także wytypować miejsce ukrycia zwłok – lasek pomiędzy wioskami Budzistowo i Obroty. Tam skoncentrowali swoje poszukiwania. Sprowadzono specjalnie szkolone psy tropiące z Niemiec, korzystano z sonarów i innego sprzętu. Wreszcie na początku listopada udało się znaleźć ciało zakopane w płytkim grobie w zagajniku na terenie, który wytypowali śledczy.

Oczywiście Mariusz G. nie działał identycznie jak Jerzy Kalibabka, którego przestępczą karierę, niezbyt zresztą wiernie, pokazano w popularnym kiedyś serialu "Tulipan". Tamten przestępca oczarowywał kobiety, stosował szantaż, ale nigdy nie zabił. Nie kojarzę podobnego przypadku w Polsce. Może Arkadiusz B., który odbywa karę pozbawienia wolności za zabójstwo zakochanej w nim Edyty W. Dziewczyna była przekonana, że zostanie żoną Arkadiusza. Na interes życia pożyczyła mu dużą sumę. W planach tego sprawcy ślubu jednak nie było, podobnie jak nie zamierzał oddać Edycie pieniędzy. Dlatego musiała zginąć. To też był sprawca, który miał również utrzymywać kontakty (przynajmniej w portalach społecznościowych) z wieloma kobietami jednocześnie. Jednak jego zatrzymano i skazano już po pierwszym zabójstwie, które popełnił w 2005 roku, więc trudno powiedzieć, czy też zostałby seryjnym zabójcą, gdyby go nie złapano. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

"Pająk" wyraża najgłębsze ubolewanie

7 listopada G. usłyszał zarzut zabójstwa. Podczas przesłuchania miał przyznać się do zabicia 54-latki oraz wyjawić dwa inne zabójstwa – Iwony K. oraz Anety D. Wskazał także miejsce ukrycia ich zwłok – Las Charzyński w pobliżu Kołobrzegu. Kobiety były zakopane niedaleko od siebie.

Dzień później, po odnalezieniu zwłok, prokuratorzy postawili G. dwa kolejne zarzuty zabójstwa z powodu motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Miało chodzić o przejęcie majątku ofiary.

Kobiety zostały pogrzebane w okolicach KołobrzeguGoogle Maps

Mecenas Edward Stępień, adwokat G., w imieniu swojego klienta tłumaczy, że nie chodziło o sprawy finansowe. – Mój klient zapewnia, że nie działał z premedytacją ani z chęci przejęcia majątku swoich ofiar – przekonuje.

Motyw miał być za każdym razem emocjonalny, a przejęcia mieszkań, jak twierdzi G., miały być związane z wcześniejszymi rozliczeniami finansowymi z zabitymi kobietami. Szczegółów tych rozliczeń jednak nie podaje.

- Mój klient jest w bardzo kiepskiej kondycji psychicznej. Jest wstrząśnięty. Dopiero dotarło do niego, co zrobił. Prosił, by przekazać rodzinom wyrazy najwyższego ubolewania – powiedział nam mecenas.

Śledczy wciąż otwarcie nie komentują sprawy. Jak wyjaśnia Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, to dla dobra śledztwa. – Pozwólcie nam spokojnie pracować – apelowała kilka dni temu do dziennikarzy.

Nieoficjalnie wiemy, że wciąż sprawdzają, czy ofiar "pająka" nie było więcej. Wiąże się z nim zaginięcie między innymi 46-letniej Doroty Szymczak. Kobieta zniknęła w grudniu 2014 roku. G. miał jednak wówczas przebywać u wybrzeży Konga na statku – tak napisał w swoim życiorysie.

Prokuratorzy mają się także przyglądać tajemniczemu pożarowi mercedesa, którym jeździł Mariusz G. Doszło do niego w styczniu tego roku. Samochód miał norweskie tablice rejestracyjne. Możliwe, że został spalony dla zatarcia śladów.

Jeśli czysto teoretycznie przyjrzymy się przypadkowi Mariusza G. i przyjmiemy, że rzeczywiście zabił te kobiety, możemy założyć, że mieści się w kategorii zabójcy określanego w literaturze naukowej jako zorientowany na komfort, na wygodę (red. po angielsku "comfort killer"). Zabójcy z tej grupy są bardzo dobrze zorganizowani i planujący swoje czyny. Ich modus operandi, jeśli raz się sprawdził, będzie przez nich powtarzany. Nie zabijają dla przyjemności – robią to szybko i bez torturowania swoich ofiar. Ich zabicie jest tylko częścią planu, koniecznością, a nie przyjemnością samą w sobie. Do profilu tego typu zabójców nie pasuje zabójstwo w emocjach. Monika Całkiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii

Tekst powstał w oparciu o kilkanaście wywiadów przeprowadzonych przez autora tego tekstu oraz reportera TVN24 Sebastiana Napieraja z mieszkańcami Kołobrzegu - rodziną, sąsiadami oraz znajomymi bohaterów reportażu, a także w oparciu o oficjalne i nieoficjalne informacje od służb - prokuratury, policji, straży pożarnej oraz wypowiedzi adwokatów Mariusza G. oraz Doroty Ł.

Autor: Łukasz Krajewski / Źródło: TVN24 Szczecin

Źródło zdjęcia głównego: e-kg.pl

Pozostałe wiadomości

W wyniku pożaru w Gdańsku-Rudnikach spłonął namiot, w którym znajdowały się meleksy. Na miejsce zdarzenia zostało wysłane siedem zastępów straży pożarnej. Czarne kłęby dymu miały być widoczne z odległości paru kilometrów.

Pożar namiotu z meleksami. Czarny dym nad miastem

Pożar namiotu z meleksami. Czarny dym nad miastem

Źródło:
tvn24.pl

Ogromne głazy osunęły się na część autostrady położonej we francuskim departamencie Sabaudia. Zablokowany został ruch, utworzył się gigantyczny korek. W związku z utrudnieniami ponad 1500 osób, które przebywały w tamtym popularnym wśród narciarzy rejonie, utknęło i trafiło do tymczasowych schronisk. Turyści musieli spędzić w nich minioną noc.

Ogromne głazy spadły na autostradę, ponad tysiąc osób utknęło na noc

Ogromne głazy spadły na autostradę, ponad tysiąc osób utknęło na noc

Źródło:
ENEX, Francebleu

Policjanci zatrzymali trzy osoby, które mogą mieć związek zabójstwem w gdańskim Brzeźnie. Rano na miejscu znaleziono ciało starszego mężczyzny, który miał obrażenia głowy. Wcześniej do służb wpłynęło zgłoszenie o szarpaninie dwóch osób.

Znaleźli ciało mężczyzny, miał obrażenia głowy. Zatrzymano trzy osoby

Znaleźli ciało mężczyzny, miał obrażenia głowy. Zatrzymano trzy osoby

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl, PAP
Kilometr wystarczył, by poczuł się jak mistrz. "Myślałem: muszę przetrwać"

Kilometr wystarczył, by poczuł się jak mistrz. "Myślałem: muszę przetrwać"

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Przemysław Godyla, pracownik poznańskiego Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych odkrył w siedzibie firmy dziesiątki napisów wykonanych przez więźniów. Inskrypcje pokrywają ściany w piwnicach kamienicy przy ul. Matejki 57. Po wojnie mieścił się tam milicyjny areszt, a zamknięci w nim ludzie wyryli na ścianach wstrząsające świadectwo swojej opresji. "Kiedy te ruskie sługusy będą siedzieć? Kiedy skończy się ich panowanie?", "Boże… zbaw Polskę… od oprawców.. czerwonych…" - to tylko niektóre z wydrapanych gwoździami inskrypcji.

"To kapsuła czasu, zszedłem na dół i oniemiałem". Sensacyjne odkrycie w piwnicy

"To kapsuła czasu, zszedłem na dół i oniemiałem". Sensacyjne odkrycie w piwnicy

Źródło:
Aleksander Przybylski

Dla mnie jest to sytuacja bardzo zaskakująca. W tej chwili mamy bardzo dobre oznakowanie - komentował tragiczny wypadek na A2 Andrzej Janicki, były policjant drogówki. Gość TVN24 mówił też, co należy zrobić w podobnej sytuacji, aby uniknąć zderzenia.

Jechał pod prąd autostradą. Doszło do wypadku. "Ewidentny błąd kierującego"

Jechał pod prąd autostradą. Doszło do wypadku. "Ewidentny błąd kierującego"

Źródło:
TVN24

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia stwierdził w niedzielę, że sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa powinna była zaczekać na Zbigniewa Ziobrę. Były minister sprawiedliwości został w piątek doprowadzony przez policję już po tym, jak komisja zamknęła posiedzenie i uchwaliła złożenie wniosku o zatrzymanie Ziobry na 30 dni. Hołownia dodał, że ta "procedura zajmie tygodnie, jeśli nie miesiące".

"Cena niepoczekania na Ziobrę to będzie kilka tygodni, jeśli nie miesięcy"

"Cena niepoczekania na Ziobrę to będzie kilka tygodni, jeśli nie miesięcy"

Źródło:
PAP

Wszyscy mogliśmy oglądać ten chaos - stwierdził w niedzielę kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki, odnosząc się do wydarzeń z piątku. Tego dnia komisja ds. Pegasusa zamknęła posiedzenie, ponieważ Zbigniew Ziobro nie został na czas doprowadzony i zawnioskowała o aresztowanie go na 30 dni. Były minister udzielał wywiadu w siedzibie partyjnej TV Republika i został w niej zatrzymany przez policję po zaplanowanej godzinie przesłuchania.

"Wszystko to mnie martwi". Nawrocki o Ziobrze i obradach komisji

"Wszystko to mnie martwi". Nawrocki o Ziobrze i obradach komisji

Źródło:
tvn24.pl

Dyrektorka Muzeum Luwru Laurence Des Cars zapowiedziała wprowadzenie oddzielnego biletu pozwalającego zobaczyć słynną Mona Lisę. Prezydent Francji Emmanuel Macron ogłosił we wtorek, że Gioconda otrzyma własne, dedykowane pomieszczenie w Luwrze. To najsłynniejsze muzeum na świecie czeka gruntowny remont, który potrwa do 10 lat.

Luwr wprowadzi specjalny bilet na oglądanie Mona Lisy

Luwr wprowadzi specjalny bilet na oglądanie Mona Lisy

Źródło:
PAP, CNN

31-latka z Zabrza poszukiwali policjanci i sądy, wystawiono za nim cztery listy gończe i cztery nakazy doprowadzenia do aresztu. Zgubiły go uczynność i zepsute światło w aucie. Policjanci z Wolsztyna (Wielkopolskie) zatrzymali mężczyznę, gdy podwoził kolegę, któremu samodzielną podróż uniemożliwiał sądowy zakaz.

Był poszukiwany czterema listami gończymi. Zgubiły go uczynność i zepsute światło

Był poszukiwany czterema listami gończymi. Zgubiły go uczynność i zepsute światło

Źródło:
tvn24.pl

Prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum nakazała w sobotę wprowadzenie ceł w odwecie za 25-procentowe taryfy nałożone na import z Meksyku przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Odrzuciła oskarżenia o związki jej rządu z organizacjami przestępczymi.

"Kategorycznie odrzucamy kalumnię, wygłaszaną przez Biały Dom"

"Kategorycznie odrzucamy kalumnię, wygłaszaną przez Biały Dom"

Źródło:
PAP

Na autostradzie A4 w województwie opolskim zderzyły się cztery samochody. Jak podaje policja, jeden z kierowców zasnął za kierownicą. Dwie osoby zostały przewiezione do szpitala.

Zasnął za kierownicą, doprowadził do serii zderzeń

Zasnął za kierownicą, doprowadził do serii zderzeń

Źródło:
tvn24.pl

- Oliwia mnie stymuluje. Jak zapowiada, że przyjdzie do mnie, to ja od razu wykonuję kilka telefonów więcej, załatwiam sprawy, aby móc zdać raport szefowej - mówi w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl 77-letni prof. dr hab. Marian Surowiec, współzałożyciel Bee Healthy Honey. Z wnuczką stworzył emiter, rozwiązanie dla pszczelarzy, którzy walczą w swoich ulach z inwazją pasożytów. Po fali sukcesów, zaczęli jednak dostawać groźby. - Pierwszy raz w życiu czegoś takiego doświadczyłem, bo spadła na nas lawina hejtu - dodaje.

Dziadek i wnuczka założyli start-up. "Spadła na nas lawina hejtu"

Dziadek i wnuczka założyli start-up. "Spadła na nas lawina hejtu"

Źródło:
tvn24.pl

Do Europy wdziera się coraz więcej mroźnego powietrza z północy. Sprawdź, co przewiduje prezenter tvnmeteo.pl Tomasz Wasilewski w swojej autorskiej, długoterminowej prognozie temperatury na 16 dni.

Pogoda na 16 dni: luty może być zimniejszy od stycznia

Pogoda na 16 dni: luty może być zimniejszy od stycznia

Źródło:
tvnmeteo.pl

Słynny świstak Phil z miasta Punxsutawney w Pensylwanii został wyciągnięty z nory. Gryzoń zobaczył swój cień i się ukrył, co według wierzeń oznacza, że zima ma potrwać jeszcze kolejne sześć tygodni.

Kiedy przyjdzie wiosna? Przewidywania świstaka Phila

Kiedy przyjdzie wiosna? Przewidywania świstaka Phila

Źródło:
CNN, ENEX

Od kilku dni w Grecji w rejonie wyspy Santoryn odnotowuje się raz po raz słabe i umiarkowane trzęsienia ziemi. Zdaniem ekspertów, wstrząsy nie są powiązane z aktywnością wulkaniczną. W poniedziałek, w ramach środków ostrożności, szkoły mają być jednak zamknięte.

Seria wstrząsów w rejonie greckiej wyspy, władze zamykają szkoły

Seria wstrząsów w rejonie greckiej wyspy, władze zamykają szkoły

Źródło:
Reuters, PAP, GreekReporter

Na krajowej "ósemce" w pobliżu miejscowości Brody (Podlaskie) autobus zderzył się z osobową toyotą. Autem podróżował 18-latek, który zginął na miejscu.

Auto wbiło się w autobus. Nie żyje 18-letni kierowca

Auto wbiło się w autobus. Nie żyje 18-letni kierowca

Źródło:
TVN24

Na Kontakt24 otrzymaliśmy nagrania od internautów, na których uchwycili kierowcę jadącego pod prąd autostradą. Twierdzą, że działo się to na A2 w okolicy Wiskitek, gdzie w sobotę doszło do wypadku. - To była noc, świeciły reflektory innego samochodu i w pewnej chwili samochód wyłonił się zza łuku drogi, a kierowca przed nami zaczął hamować. Żona odbiła w prawo, natychmiast zaczęła hamować i jakimś cudem uniknęliśmy tego zderzenia - relacjonował jeden z mężczyzn, który rozmawiał także z reporterem TVN24.

"Samochód wyłonił się zza łuku drogi. Żona odbiła w prawo i jakimś cudem uniknęliśmy"

"Samochód wyłonił się zza łuku drogi. Żona odbiła w prawo i jakimś cudem uniknęliśmy"

Źródło:
Kontakt24, TVN24

Wraz z rosnącą liczbą zachorowań na grypę w ostatnich tygodniach zwiększa się aktywność przeciwników szczepień. Do obiegu wracają stare teorie - na przykład ta, że dowodem na nieskuteczność szczepionek na grypę jest fakt, iż choroba ta pojawia się co roku. Eksperci wyjaśniają więc, o co chodzi z sezonowością grypy i dlaczego właśnie szczepionki zmniejszają ryzyko zachorowania.

Szczepionki są, a "mamy grypę co roku". Eksperci tłumaczą

Szczepionki są, a "mamy grypę co roku". Eksperci tłumaczą

Źródło:
Konkret24

W czwartym dniu po egzekucji Franza Kutschery odbył się jego "ślub" z 26-letnią Jane Lillian Steen, norweską volksdeutschką. Zamiast wesela odbył się pogrzeb. Kat Warszawy został pochowany na powązkowskim niemieckim "cmentarzu bohaterów".

Kutschera ożenił się po własnej śmierci. "Wesele przepadło, ale ślub się odbył!"

Kutschera ożenił się po własnej śmierci. "Wesele przepadło, ale ślub się odbył!"

Źródło:
PAP

Dwa projekty ustaw, dwie daty zakończenia procesu zmian i dwa zupełnie różne pomysły na to, jak rozwiązać problem wadliwych powołań sędziowskich w polskim wymiarze sprawiedliwości. Sprawa dotyczy 3250 sędziów, a rząd w najbliższych tygodniach ma wybrać ostateczny scenariusz. Jakie warianty są w grze?

Wrócą skąd przyszli, czyli co dalej z neosędziami?

Wrócą skąd przyszli, czyli co dalej z neosędziami?

Źródło:
TVN24
Jak idzie rozliczenie willi plus? "To ośmiesza instytucje publiczne"

Jak idzie rozliczenie willi plus? "To ośmiesza instytucje publiczne"

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa był gościem podcastu "Szczyt Europy". W rozmowie z dziennikarzami TVN24 i Polskiego Radia mówił między innymi o kwestiach związanych z obronnością Europy, o współpracy ze Stanami Zjednoczonymi oraz o wojnie w Ukrainie. Podkreślił również kluczowe znaczenie Polski w kontekście ochrony unijnych granic.

Szef Rady Europejskiej: Potrzebujemy trwałego pokoju. Musimy zrobić więcej, działać lepiej i szybciej

Szef Rady Europejskiej: Potrzebujemy trwałego pokoju. Musimy zrobić więcej, działać lepiej i szybciej

Źródło:
TVN24

Wielkie święto muzyki coraz bliżej. W nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu wręczone zostaną nagrody Grammy. Po raz piąty galę poprowadzi południowoafrykański komik Trevor Noah. Czy Beyoncé w końcu doceniona zostanie w kategorii album roku, czy Taylor Swift poprawi swój rekord w tej kategorii? Werdykt Akademii Fonograficznej przed nami.

Grammy 2025 w hołdzie Los Angeles i Quincy'emu Jonesowi

Grammy 2025 w hołdzie Los Angeles i Quincy'emu Jonesowi

Źródło:
tvn24.pl