Julia Landowska, studentka z Gdańska (woj. pomorskie), została uznana przez sąd winną wzniesienia okrzyku "j***ć PiS" podczas protestu w obronie praw kobiet w 2020 roku. W Polsce proces przegrała. Teraz jej pełnomocnik wniósł odwołanie od wyroku oraz skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Julia Landowska, studentka medycyny z Gdańska, jest jedną ze współorganizatorek manifestacji na rzecz praw kobiet, m.in. protestu “Zajmijcie się pandemią”, a także zbiorowych demonstracji. Jest też współzałożycielką Fundacji Widzialne. W sierpniu 2021 roku usłyszała zarzuty dotyczące jednego z protestów przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w 2020 roku. Na jednej z manifestacji wykrzyczała: „J***ć PiS”, wyrażając sprzeciw wobec działań partii rządzącej.
W styczniu 2022 roku Sąd Rejonowy w Gdańsku uznał Julię za winną naruszenia art. 141 kodeksu wykroczeń, czyli używania słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym. Sąd wymierzył jej karę grzywny w wysokości 50 zł. Pod koniec września 2023 roku, w apelacji utrzymał ten wyrok, ale odstąpił od wymierzenia kary.
Skarga do ETPCz w Strasbourgu
Pełnomocnik Julii Landowskiej profesor Michał Romanowski złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie słów „J***ć PiS”.
- Zdecydowałem się wraz z Julką na wniesienie skargi do ETPCz, ponieważ po blisko 3 latach ciągania Julki po komisariatach i sądach uważamy, że nasze państwo z wymiarem sprawiedliwości wdrożonym przez rząd PiS i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro nie daje gwarancji bezstronnego rozpatrzenia sprawy Julki przez niezależny i niezawisły sąd. Przysługuje nam jeszcze apelacja od wyroku w sprawie Julki, ale nie możemy czekać, czy los uśmiechnie się do Julki i trafimy w apelacji na sędziego wybranego legalnie, a nie nominowanego przez neo-KRS oraz, czy sędzia ów nie będzie bał się orzec wbrew linii partii PiS - mówi w rozmowie z tvn24.pl profesor Michał Romanowski
Obrońca Julii: policja działa na polecenie partii rządzącej
W jego opinii "nie ma żadnych wątpliwości, że policja, wnosząc o ukaranie takich osób jak Julka, działa na polecenie partii rządzącej". - Prawo do sądu to nie jest oczekiwanie na wygraną na loterii co do niezależności sędziego. Stawką jest wolność słowa i prawo do krytyki, w tym dosadnej i emocjonalnej, każdej partii rządzącej, w tym PiS. PiS nie lubi krytyki ani nawet satyry na swój temat - twierdzi pełnomocnik Julii.
Jak mówi profesor Romanowski, "w obu przypadkach do osądzenia sprawy Julki zostali wyznaczeniu asesorzy sądowi". Obrońca kobiety wnosił o ich wyłączenie. - Mam po prostu świadomość, że asesor to tzw. sędzia na próbę, którego nominacja do zawodu sędziego jest zależna od decyzji upolitycznionej KRS. Wnioski o wyłączenie zostały oddalone - przyznaje Maciej Romanowski.
- W pierwszym podejściu w sprawie Julii, pani asesor sądowa wydała wyrok bez rozprawy w postępowaniu nakazowym, uznając Julię za winną obrazy moralności publicznej. Nie uznała za konieczne przeprowadzania postępowania dowodowego, w tym wysłuchania Julii. Wydała wyrok łagodny, bo wymierzyła Julii karę grzywny w wysokości 50 złotych. Szkodliwość demoralizującego wpływu Julii na moralność polskiego społeczeństwa pani asesor wyceniła na 50 zł! - podkreśla adwokat.
Profesor Romanowski nie kryje swojego zdzwienia
W drugim podejściu asesor uznał Julię za winną popełnienia czynu, ale odstąpił od wymierzenia kary na podstawie art. 39 § 1 Kodeksu wykroczeń. - Przepis ten pozwala na odstąpienie od wymierzenia kary, jeśli przemawia za tym charakter popełnionego czynu lub osobiste właściwości sprawcy. Odstąpienie od wymierzenia kary oznacza, że nie jest konieczne osiągnięcie funkcji prewencyjnej kary, polegającej na zniechęceniu i odstraszeniu innych od popełnienia analogicznego czynu - tłumaczy profesor Romanowski.
Obrońca Julii nie ukrywa swojego zdziwienia tym wyrokiem. Jak mówi, "został oparty na materiale dowodowym w postaci zeznań dwóch policjantów". - Obaj nie pamiętali jednak ani osoby Julki, ani nie przypominają sobie zgromadzenia, a więc sprawca czynu i okoliczności nie były im znane. Wystarczyło to jednak sądowi, chociaż nie był on w stanie ustalić okoliczności zdarzenia i zachowania Julii na podstawie zeznań tych świadków. W konsekwencji, sąd nie był w stanie zweryfikować twierdzeń oskarżyciela - przyznaje Michał Romanowski.
Podkreśla, że "Julia nie może być ukarana za to, że wykrzyczała co myśli". Jeśli chodzi o skargę wniesioną do ETPCz, to spodziewa się uznania, że "Julia skorzystała z przysługującego jej prawa do wolności słowa, a Polska naruszyła art. 10 Europejskiej Konwencji, uznając Julkę za winną oraz art. 6 Konwencji, naruszając prawo Julki do rozpoznania jej sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd". Profesor Romanowski zaznacza, że sprawa przed ETPCz może potrwać kilka lat.
"To krzyk desperacji"
Julia Landowska mówi w rozmowie z tvn24.pl, że w swoim procesie "reprezentuje wszystkie osoby w Polsce, które mają podobne zarzuty po protestach w 2020 roku". - Chodzi o to, żeby pokazać, że każdy obywatel i każda obywatelka ma prawo otwarcie wyrażać sprzeciw wobec decyzji rządzących podczas legalnych zgromadzeń publicznych. Będziemy walczyć do skutku, na pewno nie damy się zastraszyć - tłumaczy Julia.
Julia podkreśla, że nie jest osobą wulgarną. - Gdy moje prawa są mi z dnia na dzień odbierane, przychodzi krzyk desperacji. Szczerze wierzę w to, że moją sprawą pokażemy, że prawo jest po naszej stronie. Prawo to kontekst i żeby orzekać, czy w tej sytuacji jestem winna czy niewinna, trzeba zrozumieć moje pobudki i tamte wydarzenia - podsumowuje Julia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Widzialne