Feniks i Maximus dokładnie 30 dni temu trafiły do zoo w Człuchowie. Tygrysy były częścią transportu przejętego na granicy polsko-białoruskiej. - Dziś czują się znakomicie. Trudno mówić o szczęściu, ale mówimy o ich stanie względem dnia, w którym do nas przybyły - mówi Izabella Odejewska, właścicielka zoo. Pracownicy ciągle starają się "urozmaicać ich życie na wybiegu". W sobotę dostały kartonową zebrę.
Tygrysy trafiły do człuchowskiego zoo na początku listopada. Były bardzo wygłodzone i zagubione. Ich zachowanie wskazywało na to, że przebywały wcześniej w niewoli i były tresowane.
- Lekarz, który był tu pierwszego dnia po ich przyjeździe, doktor Kalicki, był u nas kilka dni temu i, gdy zobaczył Feniksa i Maximusa, zadał nam pytanie: "Kiedy podmieniliście tygrysy' - opowiada Izabella Odejewska z zoo Canpol w Człuchowie.
- Byliśmy bardzo szczęśliwi, bo to jest ważna opinia dla nas. Maximus i Feniks, czyli mały i duży czują się znakomicie. Co prawda trudno mówić o ich szczęściu i radości, ale mówimy o ich stanie względem dnia, w którym do nas przybyły - dodaje.
Zwierzęta od początku chciały jeść jedynie z ręki. Teraz jedzą już pokarm z ziemi, kiedy są głodne. Nadal jednak tylko w pomieszczeniu. Na zewnątrz nie czują się na tyle bezpiecznie.
Zabawa z kartonową zebrą
Pracownicy zoo cały czas starają się dostarczać im nowych wyzwań. Nawet zwykła zabawa, to dla tych zwierząt coś nowego, czego muszą się nauczyć.
- Próbujemy urozmaicać ich życie na wybiegu. Przygotowujemy różne zabaweczki. Ostatnio bawiliśmy się kartonami - mówi Odejewska.
Jak mówi, młodszy Maximus od razu zaczął się bawić. Gorzej poradził sobie dorosły Feniks. Później tygrysy dostały już kartonowe tuby. Z tym oba samce poradziły sobie świetnie.
- Przygotowaliśmy ich do kartonów, do tuby i dzisiaj nasza pani psycholog wykonała dla nich specjalne dwie zebry dla każdego po jednej. Zebry z kartonów i tub pomalowane były specjalnymi jadalnymi farbkami - opowiada właścicielka zoo.
Jak mówi, wyjątkowo to Maximus nie chciał się bawić. - To nas bardzo zaskoczyło, ponieważ nie wszedł w żadną reakcję z zebrą. Obwąchał ją, potem oznaczył teren i bardzo chciał wracać do domu - tłumaczy.
Feniks poradził sobie bardzo dobrze
Pracownicy zoo podejrzewają jednak, że mogło to być spowodowane śniegiem, który akurat zaczął padać.
- Pewnie po raz pierwszy miały kontakt z płatkami śniegu. Widzieliśmy, że Maximus dziwacznie chodzi po wybiegu, otrząsa łapki i zastanawia się, czego właściwie dotyka. Być może dlatego nie bawił się zebrą - domyśla się Odejewska.
Z kolei większy Feniks poradził sobie bardzo dobrze.
- To nas bardzo zaskoczyło, bo on bał się kartonów, a dzisiaj zebra w ciągu paru minut została zdobyta. Później jako zwycięzca położył się na podeście i pokazywał znowu swój cudowny brzuszek - opowiada właścicielka zoo.
Tygrysy z Człuchowa były częścią transportu, który 26 października utknął na przejściu granicznym w Koroszczynie (Lubelskie). 10 drapieżników jechało z Włoch do Dagestanu. Jedno ze zwierząt padło. Pozostałe dziewięć tygrysów trafiło do ogrodów zoologicznych - dwa do Człuchowa, siedem do Poznania.
W niedzielę pięć z siedmiu tygrysów z poznańskiego zoo wyjedzie do azylu w Hiszpanii. Dwa najsłabsze zostaną w Poznaniu.
Zarzuty
25 listopada zarzut niedopełnienia obowiązków postawiła prokuratura granicznemu lekarzowi weterynarii w Koroszczynie (Lubelskie) Jarosławowi N. Miał on zaniechać sprawdzenia stanu zdrowia i nie zadbać o poprawienie warunków tygrysów, które utknęły tam na terminalu granicznym.
- Jarosław N. nie dopełnił obowiązków w ten sposób, że zaniechał niezwłocznego sprawdzenia stanu zdrowia tygrysów i podjęcia działań na rzecz ochrony zwierząt, w szczególności odnoszących się do poprawy ich dobrostanu, przez co działał na szkodę interesu publicznego – powiedziała w poniedziałek Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Prokurator uznał, że Jarosław N. posiadał wiarygodne informacje o długotrwałym transporcie tygrysów, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji dotyczącej zwierząt, pogarszającym się stanie ich zdrowia i zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę na Białoruś. Nie podjął w tej sytuacji działań, do których był prawnie zobowiązany jako funkcjonariusz publiczny, graniczny lekarz weterynarii. Jarosław N. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, odmówił składania wyjaśnień. Prokurator zawiesił go w czynnościach służbowych związanych z wykonywaniem funkcji granicznego lekarza weterynarii - podała Kępka. Za czyny zarzucane podejrzanemu grozi kara do trzech lat więzienia. Prokuratura Okręgowa w Lublinie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie postawiła wcześniej zarzuty dotyczące znęcania się nad zwierzętami organizatorowi transportu tygrysów, obywatelowi Federacji Rosyjskiej Rinatowi V. Sąd w Białej Podlaskiej zastosował wobec niego areszt warunkowy na trzy miesiące, orzekł, że może wyjść na wolność po wpłaceniu poręczenia majątkowego w kwocie 30 tys. zł. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił zarówno areszt, jak i poręczenie majątkowe. Zarzut znęcania się nad zwierzętami usłyszeli także dwaj obywatele Włoch, kierowcy samochodu z tygrysami - Marco A. i Alessio D. Sąd w Białej Podlaskiej nie uwzględnił wniosku prokuratury o aresztowanie ich, tę decyzję utrzymał w mocy Sąd Okręgowy w Lublinie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/pm / Źródło: TVN24/PAP