Pan Arkadiusz przyjął pod swój dach siedmioosobową rodzinę z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, byli na wakacjach w Egipcie. Nie mogli wrócić do domu, przylecieli więc od razu do Polski. Rodzina z Odessy, którą przyjął pan Igor uciekała trasą przez Mołdawię i Rumunię, granicę Polski przekroczyli w Słowacji. Wybrali taką drogę, bo "było łatwiej i nie chcieli przedzierać się przez bombardowane terytorium". Wszystkie te osoby nie przekroczyły jednak bezpośrednio granicy polsko-ukraińskiej, dlatego nie obejmuje ich ustawa o pomocy uchodźcom z Ukrainy.
Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy mówi o tym, że świadczeniami mogą być objęci uchodźcy, którzy po 24 lutego przekroczyli bezpośrednio granicę polsko-ukraińską. Osoby te mogą otrzymać numer PESEL, a co za tym idzie - opiekę medyczną, będą mogły podjąć pracę, a dzieci iść do szkoły. Przysługiwać im będzie też pomoc finansowa - zgodnie z ustawą dostaną jednorazowo 300 zł na osobę. Dodatkowo Polacy, którzy przyjęli uchodźców będą mogli starać się między innymi o świadczenia w wysokości 40 złotych za każdą osobę, za dzień, żeby zrekompensować ponoszone koszty.
Są jednak osoby, które również były zmuszone uciekać z domu po ataku Rosji na Ukrainę. Nie przekroczyły jednak bezpośrednio granicy polsko-ukraińskiej. Ich ustawa nie obejmuje. Uchodźcy niepodlegający pod ustawę nadal mają prawo do legalnego pobytu i pracy w Polsce na podstawie unijnych przepisów o ochronie tymczasowej.
"Wylecieli przed wojną na wakacje, nie mieli powrotu"
Pan Arkadiusz niedawno wybudował nowy dom, do starego postanowił przyjąć siedmioosobową rodzinę z Ukrainy - cztery dorosłe osoby, dwie nastoletnie i jedno, dwuletnie dziecko. Odebrał ich z punktu recepcyjnego w Goleniowie (Zachodniopomorskie). Rodzina wróciła akurat z wakacji w Egipcie.
- Nie mieli powrotu na Ukrainę. Wylecieli jeszcze przed wojną na wakacje. Pytałem tych Ukraińców, czy nie przeczuwali, że zacznie się wojna. Nie przeczuwali, dlatego, że nie pierwszy raz Rosja straszyła takimi aktami, a zawsze to jakoś spełzło na niczym, na jakimś strachu. Natomiast tym razem naprawdę wybuchła wojna, a oni zostali tutaj, bez możliwości powrotu do Kijowa - mówił pan Arkadiusz.
- Miesiąc dam radę ich utrzymać, natomiast, jeżeli to się przedłuży na dwa, trzy miesiące, no to muszą mieć na start jakieś pieniądze - dodał pan Arkadiusz.
Robert Krupowicz, burmistrz Goleniowa wyjaśnia, że takich rodzin, jakie przyjął pan Arkadiusz w mieście jest więcej. - Co kilka dni ląduje samolot z osobami, które spędzały wakacje w krajach egzotycznych i część tych osób zostaje w Goleniowie, ponieważ stworzyliśmy dla nich warunki. Natomiast, w myśl ustawy pomocy dla Ukraińców, te osoby pozostają poza systemem, ponieważ nie przekroczyły granicy polsko-ukraińskiej i nie mają tego dowodu w postaci pieczątki w paszporcie o przekroczeniu granicy po 24 lutego. Także nie mogą złożyć oświadczenia, które możemy brać pod uwagę, przygotowując czy rekompensując pomoc Polaków dla tych osób - tłumaczy.
Relacja tvn24.pl: Atak Rosji na Ukrainę. 21. dzień inwazji
Jak dodał, w Goleniowie jest zarejestrowanych ponad 1,5 tysiąca Ukraińców. - Część z nich po dwóch, trzech dobach wyjechała, natomiast ogromna większość pozostaje i część to są właśnie turyści. Ludzie, którzy spędzali urlop w krajach egzotycznych i wracali do domu - mówił. - Jesteśmy w poważnej kropce - dodaje.
Krupowicz ma nadzieję, że "nastąpi refleksja i służby wojewody albo też rządu ten problem rozwiążą". - To jest duża skala i poważna sytuacja. My nie pytamy o pochodzenie tych osób, które chcą pomocy od nas. Świadczymy tę pomoc dla każdego, ale ponosimy koszty, które nie mogą być na dziś refundowane - tłumaczył.
Uciekali przez Mołdawię i Słowację, "wybrali bezpieczniejszą trasę"
Problem ten występuje w całej Polsce. Pan Igor przyjął rodzinę z Odessy. Osoby te nie przekroczyły jednak granicy polsko-ukraińskiej. Przed wojną uciekali przez Mołdawię, Rumunię i Słowację.
- Polskie prawo dotyczy tylko i wyłącznie osób, które przekraczały granicę polsko-ukraińską bezpośrednio, a nie przez terytorium innych państw, co jest trochę absurdalne, bo wiadomo, że ci ludzie uciekali najbliższą, najbezpieczniejszą, najlepszą możliwą trasą - mówi mężczyzna.
Dodał, że takich osób jest bardzo dużo. - Było im łatwiej, było im szybciej, nie chcieli się przedzierać przez terytorium, które jest bombardowane, tylko bezpieczniejszą trasą - dodaje.
Oglądaj telewizję na żywo w TVN24 GO:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24