Znikający uchodźcy i 15 innych "faktów" rosyjskiej propagandy


Ukrainą rządzą faszyści, Janukowycz stracił władzę w wyniku zachodniego spisku, a przyłączenia Krymu i Donbasu chcieli i chcą wyłącznie ich mieszkańcy. To tylko część kłamstw powtarzanych przez rosyjskich polityków i mediów. Kreml rozpętał informacyjną wojnę na skalę niewidzianą od sowieckich czasów.

Między listopadem 2013 r., kiedy w Kijowie zaczęły się uliczne demonstracje, a końcem lutego 2014, gdy Wiktor Janukowycz stracił władzę, zdecydowana większość Rosjan uważała, że to, co dzieje się na Ukrainie, to wewnętrzna sprawa sąsiada i Moskwa nie powinna się wtrącać.

Po kolejnym miesiącu nastroje były już diametralnie inne. Wystarczyły cztery tygodnie zmasowanej ofensywy, która ruszyła zaraz po ucieczce Janukowycza, oraz zachłyśnięcie się "krymskim blitzkriegiem".

Wszystkie sondaże pod koniec marca mówiły, że dwie trzecie Rosjan wierzą państwowej telewizji bardziej niż jakiemukolwiek innemu medium. Jeśli zaś chodzi o obraz Ukrainy, to dominują dwa słowa: "chaos" i "faszystowska junta".

Gorzej niż za zimnej wojny

Skalę kłamstwa propagandy rosyjskiej dostrzegają nawet zachodni politycy, których trudno posądzać o rusofobię. Cyklicznie spis "kłamstw Kremla" zamieszcza amerykański Departament Stanu, a podczas debaty w Parlamencie Europejskim komisarz UE ds. rozszerzenia Sztefan Fuele wprost oświadczył, że rosyjska propaganda jest "bardziej agresywna niż w czasie zimnej wojny i jest także bardziej niebezpieczna, bo nie jest już ograniczona żelazną kurtyną zimnej wojny i nie ma też ograniczeń dla jej skutków i implikacji".

Z kolei minister obrony Czech Martin Stropnicky zarzucił Rosji manipulowanie "faktami, danymi, okolicznościami, ważnymi szczegółami". - Jesteśmy świadkami intensywnej kampanii dezinformacji na naszym terytorium i nie tylko na naszym, lecz także na terytoriach niektórych innych krajów europejskich, łącznie z tymi wielkimi – mówił Stropnicky o polityce informacyjnej Moskwy ws. Ukrainy.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Rosyjskie "fakty"

Oto kilkanaście najbardziej jaskrawych i najczęściej powtarzanych kłamstw, dezinformacji i manipulacji.

1) Na Ukrainie trwa wojna domowa

Mówił o tym na przykład sam Władimir Putin na Forum Petersburskim. Takie sformułowanie sugeruje istnienie dwóch równorzędnych stron konfliktu. Ten propagandowy zabieg przypomina twierdzenia komunistycznej propagandy PRL o rzekomej "wojnie domowej" w Polsce w latach 40-tych XX w. między nową władzą ludową a zbrojnym podziemiem niepodległościowym.

W rzeczywistości na Ukrainie centralne władze walczą z inspirowanymi i finansowanymi przez Moskwę zbrojnymi grupami, stosującymi terrorystyczne metody. Ich aktywność i skuteczność ograniczona jest do niewielkiego – w skali kraju – obszaru. To de facto enklawy na terenie dwóch obwodów. Bez wsparcia Rosji i zmasowanej dezinformacji zastosowanej wobec ludności, nie byłoby to możliwe.

2) Separatyści mają szerokie poparcie społeczne

Zdecydowana większość mieszkańców Donbasu chce nadal żyć w Ukrainie i odrzuca nie tylko połączenie z Rosją, ale też samodzielną państwowość. "Referendum" z 11 maja w żaden sposób nie może być uznane za wiarygodny wskaźnik nastrojów ludności. Pod koniec marca sondaż miejscowego (to ważne) Instytutu Badań Społecznych i Analiz Politycznych pokazał, że 65 proc. mieszkańców obwodu donieckiego chce żyć na Ukrainie. Prorosyjskie demonstracje są bez porównania mniej liczne, niż te w czasie rewolucji w Kijowie – na ogół kilkaset osób, bardzo rzadko były 2-3 tysiące.

3) "Republiki ludowe" to wyraz samostanowienia mieszkańców Donbasu

Zdecydowana większość elit politycznych i ekonomicznych, większość organizacji pozarządowych i innych legalnych struktur Donbasu od początku była przeciwna ogłaszaniu "niepodległości". Utworzenie "republik" to dzieło niewielkiej mniejszości lokalnej populacji. Zbrojne bojówki, korzystając z bezwładu skorumpowanej i przychylnej im milicji, przejęły kontrolę nad niektórymi miastami, zastraszyli przytłaczającą większość ludności i zorganizowały "referendum".

Wszystko odbyło się według scenariusza napisanego w Moskwie. Zresztą sami separatyści sami sobie zaprzeczają. Skoro argumentem przeciwko uznaniu legalności wyborów prezydenta Ukrainy ma być to, że nie wszędzie udaje się przeprowadzić głosowanie, to tym bardziej można twierdzić, że nieważne są też "referenda" z 11 maja.

4) Rosja nie wspiera separatyzmu

Scenariusz oderwania części obwodów od Ukrainy napisano w Rosji i zaczęto realizować rękami rosyjskich agentów i ich ukraińskich współpracowników. Główne role w organizowaniu demonstracji i atakach na budynki państwowe, a potem w walce z siłami rządowymi w Donbasie odgrywają przybysze z Rosji. "Turyści Putina" - czyli ochotnicy-cywile werbowani otwarcie w rosyjskim internecie oraz "zielone ludziki" - czyli przebrani rosyjscy żołnierze.

17 kwietnia Putin zapewnił, że "na wschodniej Ukrainie nie ma żadnego rodzaju rosyjskich jednostek. Nie ma sił specjalnych, nie ma wojskowych instruktorów. To są wszystko lokalni mieszkańcy". Ale jednocześnie przyznał się, że kłamał w tej samej sprawie odnośnie Krymu. 4 marca zapewnił, że "Rosja nie rozpatruje planów przyłączenia Krymu i nie ma powodu, by podsycać tam ruch separatystyczny". - Tylko sami obywatele w warunkach bezpieczeństwa i swobodnego wyrażania swojej woli mogą decydować o swojej przyszłości – mówił Putin. Kilkanaście dni później podpisał dekret o aneksji Krymu. 4 marca mówił, że uzbrojeni ludzie na Krymie kupić broń i mundury mogli w "sklepach survivalowych". 17 kwietnia przyznał, że "rzecz jasna, nasi żołnierze stali za siłami samoobrony Krymu".

5) Na Ukrainie nie ma rosyjskich agentów

Władze ukraińskie zatrzymały już kilkudziesiąt osób mających powiązania z rosyjskimi służbami specjalnymi GRU (Główny Zarząd Wywiadowczy – wywiad wojskowy), FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa) i SWR (Służba Wywiadu Zagranicznego – wywiad cywilny). Jeden ze schwytanych agentów GRU ujawnił, jak w specjalnym obozie na Krymie szkoleni są przez rosyjskie służby dywersanci, wysyłani następnie na Ukrainę. W Słowiańsku separatystami kierują oficerowie GRU, z płk. Striełkowem vel Grinkinem na czele.

6) Rosyjskie wojska nie zastraszają Ukrainy

W tym wypadku Moskwa kłamała wielokrotnie. Zaczęła ściągać wojska nad granicę z Ukrainą już na początku marca, odciągając m.in. uwagę od Krymu. Ale długo uparcie zaprzeczała, że skoncentrowała swoje siły przy granicy z Ukrainą. Przyznał to dopiero 18 kwietnia rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow.

Potem kilka razy Rosja zapewniała, że zaczyna odwrót – za każdym razem była to nieprawda. 28 kwietnia minister obrony Siergiej Szojgu powiedział swemu amerykańskiemu odpowiednikowi Chuckowi Hagelowi, że "siły rosyjskie wróciły do ich stałych baz". 7 maja Putin ogłosił po spotkaniu z prezydentem Szwajcarii, że "Rosja wycofała swoje siły znad granicy ukraińskiej do miejsc stałych ćwiczeń na poligonach". 19 maja znów resort obrony ogłosił wycofanie. Za każdym razem informacje NATO i USA nie potwierdzały deklaracji rosyjskich.

Faktyczny odwrót zaczął się wreszcie 22 maja. Ale póki co dotyczy to tylko 3-4 tys. żołnierzy (w porównaniu ze stanem z 8 maja). Wciąż więc pozostaje grubo ponad 30 tys. wojska. Co więcej, Moskwa twierdzi, że proces "wycofywania" zostanie zakończony nie wcześniej niż 8 czerwca. A przecież nie można zapominać o ok. 22 tys. żołnierzy na Krymie i kilku tysiącach w Naddniestrzu – te siły bezpośrednio zagrażają południu Ukrainy.

7) Interwencja wojskowa Rosji na Ukrainie byłaby legalna

- Uważamy, że jeśli podejmiemy decyzję, jeśli ja podejmę decyzję o użyciu sił zbrojnych, to będzie ona legalna, w pełni zgodna z ogólnymi normami prawa międzynarodowego, ponieważ mamy apel legalnego prezydenta - mówił Putin 4 marca. A 17 kwietnia dodawał, że przecież Rada Federacji dała mu prawo interweniowania. Tyle że zgodność z wewnętrznym rosyjskim prawem nie oznacza legalności w świetle prawa międzynarodowego. Po drugie, Janukowycz pozostaje legalnym prezydentem już tylko dla Rosji. Świat uznaje nowe władze. Po trzecie, interwencja pod pretekstem „pomocy humanitarnej” itp. łamie Kartę Narodów Zjednoczonych, Deklarację Końcową KBWE z Helsinek oraz dwustronne traktaty Rosji z Ukrainą.

8) Na Ukrainie ma miejsce katastrofa humanitarna

W tym wypadku Moskwa nie do końca może się zdecydować. Teraz powtarza, że Ukrainie grozi katastrofa humanitarna w wypadku przedłużania się operacji sił rządowych w Donbasie.

Ale już 2 marca rosyjska służba pograniczna ostrzegła przed narastającym kryzysem humanitarnym na Ukrainie, mówiąc, że przez granicę do Rosji uciekło przed „rewolucyjnym chaosem” już 675 tys. obywateli ukraińskich przed „rewolucyjnym chaosem”. Niecały miesiąc później lokalne władze w Rostowie nad Donem przyznały, że mają kilkuset „gości” z Ukrainy. Tymczasem władze wzywały do przygotowania dachu nad głową dla 15 tys. ludzi. Do obwodu rostowskiego w I kwartale roku wjechało 14 tys. 366 Ukraińców, wyjechało 13 tys. 226. Nie było ani jednego wniosku o azyl lub status uchodźcy. W innych obwodach graniczących z Ukrainą proporcja tych liczb wygląda podobnie. Przypomnijmy, miesiąc po ogłoszeniu, że z Ukrainy uciekło do Rosji 675 tys. ludzi. Informację podały wszystkie rosyjskie media – niektóre ilustrując to obrazkami z przejścia granicznego Ukrainy z... Polską.

9) W Kijowie rządzi nielegalna junta

Ukraiński parlament jest wciąż ten sam, co przed ucieczką Janukowycza. Zasiada w nim reprezentacja wszystkich znaczących sił politycznych w kraju, także partia obalonego prezydenta czy skrajnie prorosyjscy komuniści. Wszyscy oni mogą wyrażać swoje opinie i działać w ramach państwa demokratycznego. Obecny rząd został zatwierdzony przez większość parlamentarną, podobnie jak p.o. prezydenta.

10) Legalnym prezydentem jest Janukowycz

Podczas przejęcia władzy w Kijowie doszło do uchybień proceduralnych, ale zmiana ta nie była niezgodna z konstytucją. Wiktor Janukowycz dobrowolnie oddał władzę - uciekając z Kijowa, a potem ukrywając się w nieznanym miejscu i milcząc przez kilka dni. Gdyby parlament nadal uznawał go za prezydenta, państwo zostałoby sparaliżowane, bo wszystkie zmiany - zaakceptowane zresztą przez Janukowycza w porozumieniu z opozycją z 21 lutego - wymagały podpisu głowy państwa.

Putin mówił 4 marca o przesłankach do usunięcia prezydenta (art. 108 Konstytucji Ukrainy), że żadna z nich nie została spełniona. Ale parlament oparł się na nadrzędnym wobec art. 108 artykule 5 Konstytucji, mówiącym, że suwerenem jest naród ukraiński, który sprawuje władzę zarówno bezpośrednio, jak też przez wybranych przedstawicieli. Dlatego parlament przyjął uchwałę, że Janukowycz "w sposób niekonstytucyjny wycofał się sam z wykonywania uprawnień konstytucyjnych i tym samym nie wypełnia swoich obowiązków".

11) Opozycja złamała porozumienie z 21 lutego

Porozumienie kończące konflikt Majdanu z władzą podpisano 21 lutego 2014 r. pomiędzy urzędującym prezydentem Janukowyczem a Arsenijem Jaceniukiem, Witalijem Kliczką i Ołehem Tiahnybokiem. Przewidywało m.in. przyjęcie w ciągu 48 godzin specjalnej ustawy przywracającej konstytucję z 2004 r., utworzenie rządu jedności narodowej, zainicjowanie prac nad reformą konstytucyjną i przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Janukowycz już kilka godzin później zbiegł z Kijowa, co uniemożliwiałoby wprowadzanie w życie postanowień porozumienia bez zmiany głowy państwa.

Putin twierdzi, że Janukowycz "pojechał wziąć udział w przedsięwzięciu w Charkowie, ale jak tylko wyjechał do Charkowa, zamiast opuścić zajęte wcześniej budynki administracyjne, od razu zajęli i jego prezydencką rezydencję i budynek rządu". To kłamstwo - Janukowycz nie wziął udziału w zjeździe prorosyjskich deputowanych w Charkowie 22 lutego. Co więcej, oni sami go tam nie chcieli, uznając, że jest już zgraną kartą.

12) Na Ukrainie prześladuje się Rosjan i język rosyjski

Raporty międzynarodowych organizacji mówią coś przeciwnego - nie ma żadnych represji wobec Rosjan. Co więcej, wbrew temu, co twierdzi Kreml, na Ukrainie nadal obowiązuje korzystne dla rosyjskojęzycznej ludności prawo, odpowiadające unijnym standardom. Przedstawiciele ONZ nie stwierdzili, jakoby dochodziło "zorganizowanych, systematycznych i szeroko zakrojonych" ataków na etnicznych Rosjan. (Na Ukrainie prześladują Rosjan? Kreml zmyślił pretekst do interwencji – CZYTAJ ANALIZĘ tvn24.pl). Jeśli można mówić o prześladowaniach na tle etniczno-religijnym na terytorium Ukrainy, to mają one miejsca na okupowanym przez Rosję Krymie, a ich ofiarą są Tatarzy.

13) Ukraińskie władze prześladują inne mniejszości narodowe

28 marca MSZ Rosji ogłosiło, że nowe władze prześladują nie tylko Rosjan, ale też Niemców, Czechów i Węgrów. Według MSZ „poważnie obawiają się o życie” i szukają azylu w Rosji. Niemiecka ambasada w Kijowie odrzuciła te twierdzenia, podkreślając, że ukraińscy Niemcy odgrywają "efektywną rolę w budowie nowego państwa ukraińskiego". Na Wołyniu żyje ok. 20 tys. Czechów. Tam też brak oznak jakichkolwiek represji. 162 tys. Węgrów mieszka głównie na Zakarpaciu. Tutaj napięcie między nimi a ukraińskimi nacjonalistami utrzymuje się od lat, ale też brak oznak szczególnych represji w związku ze zmianą władzy w Kijowie. Także liderzy społeczności żydowskiej podkreślają, że nie ma żadnych prześladowań i że bardzo dobrze współpracuje im się z nowym rządem, a nawet zasiadającymi w nim nacjonalistami ze Swobody.

14) W Donbasie działają zbrojne oddziały Prawego Sektora i najemnicy z USA

Żadnego dowodu na to nie ma, żadnego potwierdzenia. Sprawa „wielkanocnej zasadzki” była szytą grubymi nićmi prowokacją (znalezione wizytówki Dmytro Jarosza i paczki nowiutkich banknotów studolarowych). To samo dotyczy zarzutów, jakoby w Donbasie walczyli najemnicy z Graystone Ltd. Według MSZ Rosji Prawy Sektor wspólnie z Al-Kaidą i Hizb u-Tahrir szturmowali parlament na Krymie w marcu – co też okazało się kłamstwem.

15) Ukraińskie bojówki szkolono za granicą

Putin stwierdził 4 marca, że w różnych częściach Ukrainy działają bojówkarze, których "przygotowano za granicą, w Litwie i Polsce i na samej Ukrainie". - Przygotowywali ich przez dłuższy czas instruktorzy, działają w sposób zorganizowany, mają dobrą łączność, pracują jak zegarki, jak specnaz - mówił Putin. Nie ma żadnych dowodów na takie twierdzenia i zainteresowane kraje natychmiast temu zaprzeczyły. Słowa Putina to kontynuacja twierdzeń, że rewolucja ukraińska była finansowana przez Zachód.

16) NATO zobowiązało się, że nie rozmieści baz na swych wschodnich rubieżach

Dokument, na który powołują się Rosjanie, to "Akt Stanowiący o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa", podpisany przez 16 państw członkowskich NATO i Rosję 27 maja 1997 w Paryżu. Na specjalny szczyt Sojuszu zaproszono wtedy prezydenta Borysa Jelcyna. Dokument miał być "mapą drogową" przyszłej współpracy NATO-Rosja. Drugi dokument, o którym mówi Moskwa, to Deklaracja Rzymska z 2002 r. ustanawiająca Radę NATO-Rosja Moskwa. W żadnym z nich NATO nie zobowiązuje się, że w przyszłości nie rozmieści swych sił na terytoriach nowych krajów członkowskich we wschodniej Europie.

- Jestem zaskoczony, że rosyjski minister spraw zagranicznych twierdzi, iż NATO naruszyło swoje zobowiązania wobec Rosji. To propaganda i dezinformacja. Rosja narusza wszelkie zasady i międzynarodowe zobowiązania. Pierwszym z nich był brak agresji w stosunku do innych państw – to odpowiedź sekretarza generalnego NATO na rosyjskie zarzuty.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: