W procesie kapitana Francesco Schettino, oskarżonego o doprowadzenie do katastrofy statku Costa Concordia, zeznania złożył stażysta, który przechodził szkolenie na pokładzie. Mówił o błędach popełnionych przez kapitana.
Salvatore Ursino powiedział, że na pięć minut przed uderzeniem statku o skały koło wyspy Giglio Schettino wydał rozkaz zwiększenia prędkości. Praktykant ujawnił ponadto, że w kluczowych momentach poprzedzających katastrofę, gdy indonezyjski sternik dwukrotnie nie zrozumiał rozkazów wydanych mu przez kapitana, ten nie interweniował.
Panika kapitana, opanowanie stażysty
Zeznania stażysty uważa się za bardzo ważne, bo Ursino stał wtedy na mostku kapitańskim, właśnie obok sternika, i to on wszczął alarm na widok skał.
Mówiąc o zachowaniu Schettino, którego obserwował z bliska na pokładzie, Ursino stwierdził: - On stracił głowę.
Przyznał, że to, co wydarzyło się na wycieczkowcu z ponad 4 tysiącami ludzi na pokładzie, "było niebywałe". Według niego manewry, które wykonywano bezpośrednio przed zderzeniem, "były dziwne".
Prośba, która doprowadziła do tragedii
Stażysta odniósł się również do bezpośredniej przyczyny katastrofy, jaką była decyzja o podpłynięciu do wyspy Giglio, wskutek czego statek uderzył o podmorskie skały. Wyspę chciał obejrzeć z bliska szef pokładowej restauracji. - Zobaczyłem nagle skały w odległości 20 metrów - tak Ursino wspominał wieczór 13 stycznia 2012 r. - Mogliśmy wszyscy umrzeć z powodu tej absurdalnej prośby. Statek tonął, a mówiono, że to awaria prądu - oświadczył praktykant z Concordii w sądzie w Grosseto. W ten sposób skomentował próbę zbagatelizowania rozmiarów katastrofy i opóźnianie ogłoszenia alarmu.
Zeznania świadczą o poświęceniu?
Ponadto Ursino opowiedział, że razem z kapitanem i kilkoma członkami załogi oraz pasażerami znalazł się w jednej szalupie ratunkowej. - Łódź zaklinowała się, ale udało nam się ją uwolnić z kleszczy metalu. Zdążyliśmy odpłynąć, zanim statek runął na nas - mówił stażysta.
Jednak słowa te obrońca Schettino uznał za dowodzące niewinności kapitana. - Opowieść Ursino wskazuje nareszcie, że Schettino nie opuścił statku, lecz że uratował 20 osób, które były z nim w szalupie, i ryzykował razem z innymi członkami załogi, że zostanie zmiażdżony przez Concordię - ocenił adwokat Francesco Pepe.
Do sądu przybyła dziś także Dominica Cemortan, która w chwili katastrofy miała być z kapitanem Schettino na mostku. Popłynęła w rejs, by uczcić swoje urodziny. Wyprawa była prezentem od byłego pracodawcy - armatora statku Costa Concordia - Costa Cruises.
Sama Cemortan broni kapitana i zaprzecza, że była na mostku, gdy Costa Concordia uderzyła o skały. Twierdzi, że znalazła się tam dopiero później. Przyznaje jednak, że wieczorem w dniu katastrofy zjadła obiad ze Schettino. Cemortan zaprzecza też, że kapitan opuścił statek przed innymi pasażerami.
Zeznania świadków
Ponadto oficer poinformował, że gdy wycieczkowiec wpadł na skały w pobliżu wyspy Giglio, członkowie załogi nalegali, aby kapitan natychmiast ogłosił alarm na pokładzie i zarządził ewakuację. Dopiero po wielu naleganiach Schettino zarządził ewakuację statku.
Dzień wcześniej pierwszy oficer Giovanni Iaccarino zeznał, że już tydzień przed katastrofą w styczniu 2012 roku, podczas poprzedniego rejsu w rejonie wyspy Giglio, kapitan Schettino zamierzał podpłynąć do niej blisko zgodnie z morskim zwyczajem, jaki tam panował, nazywanym "pokłonem". Wtedy jednak uniemożliwiła to pogoda.
Odpierał zarzuty
Sam kapitan Francesco Schettino, występując przed sądem w Grosseto pod koniec września obarczył winą za katastrofę wycieczkowca sternika z Indonezji. To on zdaniem kapitana zamiast wziąć kurs na lewo płynął w prawo.
Schettino łącznie grozi 20 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci i obrażeń wielu osób, a także za ucieczkę z pokładu w trakcie ewakuacji i próbę zatajenia katastrofy przed władzami morskimi.
13 stycznia zeszłego roku wycieczkowiec z ponad 4 tysiącami osób na pokładzie wpadł na morskie skały przy wyspie w Toskanii po tym, gdy podpłynął do niej zbyt blisko. W katastrofie zginęły 32 osoby.
Autor: rf, mn//mtom//bgr / Źródło: tvn24.pl, PAP