To nie byli protestujący. Nie ważcie się nazywać ich protestującymi. To była tłuszcza siejąca zamęt, zamieszki, wewnętrzni terroryści - podkreślał prezydent elekt Joe Biden, który przemawiał dzień po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol. W przemówieniu Biden akcentował wagę sądownictwa przy demokratycznych wyborach.
W dniu, gdy amerykański Kongres zatwierdzał wynik wyborów prezydenckich, do budynku wdarli się zwolennicy Donalda Trumpa. To, co stało się na Kapitolu, zgodnie potępili byli prezydenci USA i przywódcy z Zachodu.
Co wiemy o tych wydarzeniach?
- W wyniku starć zginęły cztery osoby, a ponad 60 zostało aresztowanych. Pierwszą ofiarą była kobieta, która została postrzelona w gmachu Kongresu. Następnie waszyngtońska policja poinformowała o trzech kolejnych przypadkach śmiertelnych, chociaż nie podała, co było bezpośrednią przyczyną śmierci.
- W odpowiedzi na te wydarzenia prezydent elekt Joe Biden zaapelował do Trumpa, aby "wypełnił swoją przysięgę, bronił konstytucji i zażądał zakończenia tego oblężenia". Krótko po słowach Trump opublikował na Twitterze nagranie wideo, w którym wezwał swoich zwolenników do pokojowego rozejścia się do domów. Podtrzymał swoje zdanie, że wybory zostały sfałszowane.
- W Waszyngtonie wprowadzono stan wyjątkowy, który będzie obowiązywał do 21 stycznia, czyli pierwszego dnia po zaprzysiężeniu Joe Bidena na prezydenta. Do stolicy USA wkroczył też oddział Gwardii Narodowej. Według CNN i dziennika "New York Times", rozkaz zatwierdził wiceprezydent Mike Pence, a nie Donald Trump.
- Kongres oficjalnie zatwierdził wybór Joe Bidena.
Trwają dyskusje o odsunięciu Trumpa od władzy albo poprzez impeachment albo przy pomocy 25. poprawki do amerykańskiej konstytucji, mówiącej o niezdolności prezydenta do sprawowania urzędu.
Niedługo po rozpoczęciu szturmu w środę, głos zabrał prezydent elekt Joe Biden, który nazwał te wydarzenia "insurekcją" i wezwał Donalda Trumpa, aby "wystąpił w telewizji i zażądał końca oblężenia". Przemówienie zakończył trzykrotnym "wystarczy".
Biden: To nie był protest. To był chaos
W czwartek prezydent elekt ponownie zwrócił się do obywateli. Towarzyszyli mu wiceprezydent Kamala Harris i sędzia federalny Merrick Garland, który został wskazany przez Bidena na prokuratora generalnego w jego przyszłej administracji.
- Moim zdaniem wczoraj mieliśmy do czynienia z jednym z najmroczniejszych dni w historii naszego kraju. Był to bezprecedensowy atak na naszą demokrację. To był dosłownie atak na cytadelę wolności, na Kapitol Stanów Zjednoczonych. Był to atak na rządy prawa. Atak na najbardziej święte z przedsięwzięć Ameryki, gdzie ratyfikujemy wolę ludzi i wybieramy przywódcę rządu - opisywał.
Biden ocenił, że środowe wydarzenia w Waszyngtonie "nie były upadkiem i protestem". - To był chaos. To nie byli protestujący. Nie ważcie się nazywać ich protestującymi. To była tłuszcza siejąca zamęt, zamieszki, wewnętrzni terroryści. To proste i prymitywne - powiedział.
- Chciałbym powiedzieć, że nikt tego nie przewidział, ale to nie jest prawda. Przewidzieliśmy to, było to widać. Przez ubiegłe cztery lata mieliśmy prezydenta, którego pogarda dla naszej demokracji, praworządności i konstytucji była więcej niż jasna, we wszystkim co robił - mówił. - Opłakujemy ofiary, opłakujemy zbezczeszczenie świątyni prawa - dodał.
"Sądownictwo nie służy woli prezydenta"
Prezydent elekt ocenił, że "zamieszki na Kapitolu były wynikiem ataku Trumpa na demokrację". - (Trump) myślał, że jest w stanie załadować sądy swoimi sędziami, którzy będą go wspierać niezależnie od wszystkiego. Trump mówił, że potrzebuje nawet dziewięciu sędziów w Sądzie Najwyższym, bo myślał, że wybory tam trafią, a oni (sędziowie) wręczą mu je na złotej tacy. Był zszokowany, gdy sędziowie, których wyznaczył, nie zrobili tego, co im kazał.
W amerykańskim Sądzie Najwyższym zasiada dziewięcioro sędziów. Są wyznaczani przez prezydenta, których zatwierdza Senat.
- Nic nie mogłoby w żaden sposób tak bardzo podminować wagi tych wyborów. Musimy zrozumieć wagę tego, czym są instytucje demokratyczne w naszym kraju. Popatrzcie na sądownictwo w tym kraju. Popatrzcie na to, jakiej presji są w tej chwili poddawani sędziowie ze strony urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych na każdym poziomie - mówił dalej.
Biden zwrócił uwagę, że temat sądownictwa pojawił się bardzo szybko przy wyborach prezydenckich w USA. - Sądownictwa, które powinno być bezstronne, uczciwe, honorowe. Nasi następcy będą mówili, że demokracja przeżyła właśnie dzięki sędziom, którzy reprezentowali niezawisłe sądownictwo tego kraju. Mamy wobec nich głęboki dług wdzięczności - przekonywał. Dodawał przy tym, że instytucje demokratyczne Ameryki "nie są relikwiami poprzedniej epoki, a tym co wyróżnia".
- Nie ma prezydenta, który byłby królem, Kongres nie jest Izbą Lordów, sądownictwo nie służy woli prezydenta, nie istnieje, aby go chronić - mówił. Podkreślał dalej, że mamy "trzy równe podstawy rządu", oraz to, że "prezydent nie jest ponad prawem". - Sprawiedliwość służy ludziom, nie chroni władzy. Sprawiedliwość jest ślepa - powiedział.
- Musimy się poświęcić praworządności w tym kraju. Ożywić nasze instytucje demokratyczne. Potrzebujemy przywrócić honor, integralność, niezawisłość Departamentu Sprawiedliwości - podsumował.
Prezydent elekt poinformował, że na zastępcę prokuratora generalnego do swojej przyszłej administracji wyznacza Lisę Monaco - jak powiedział - "jedną z najlepszych i najbardziej błyskotliwych osób", z którymi pracował. Biden przekazał także, że Vanita Gupta zostanie asystentką prokuratora generalnego. - To urodzona w Filadelfii, dumna córka imigrantów z Indii. Vanita będzie pierwszą, nie białą zastępczynią prokuratura generalnego - powiedział.
"Jest powód, dla którego oczy sprawiedliwości, są zasłonięte"
Wiceprezydent elekt Kamala Harris również komentowała środowe wydarzenia w Kapitolu. - Coś takiego nie ma miejsca w naszej demokracji. Wierzę, że musimy zadać sobie dwa pytania na temat tego, co wydarzyło się wczoraj. Co poszło nie tak i w jaki sposób możemy to naprawić. Głęboko wierzę, że odpowiedź na to pytanie zmusza nas do przyznania, że wyzwanie, z którym borykamy się w naszym kraju, to coś o wiele więcej niż tylko działania tych nielicznych osób, które widzieliśmy wczoraj. To jest to, jak powinniśmy zreformować, przetransformować system sprawiedliwości, który nie działa równo dla wszystkich. System sprawiedliwości, który jest odbierany różnie w zależności od tego, czy człowiek jest biały, czy czarny. System sprawiedliwości, który działa inaczej, w zależności od tego, czy jesteś osobą biedną czy bogatą - mówiła wiceprezydent elekt.
Stwierdziła, że Amerykanie "słusznie zareagowali gniewem" widząc różnicę w reakcji na atak na Kapitol oraz na protesty pod hasłem "Black Lives Matter". - Wiemy, że to jest nie do przyjęcia. Wiemy, że powinniśmy być lepsi niż to - dodała. - Obietnica naszego kraju jest taka, że wszyscy traktowani będą równo. Tym powinny być właśnie rządy prawa. Tak wygląda idea równej sprawiedliwości w ramach prawa - zaznaczyła Harris.
Stwierdziła, że poświęciła swoją karierę temu, aby "pomóc wspierać te zasady, aby wspierać budowę bardziej sprawiedliwej, uczciwej Ameryki". - Urzędnicy publiczni, których nominacje ogłosiliśmy dzisiaj, również poświęcili się zbudowaniu bardziej sprawiedliwej i równej Ameryki. Role, które przyjmą, są jednymi z najważniejszych w naszym kraju, a szczególnie już teraz - powiedziała. - Przywrócą integralność moralną i niezależność Departamentowi Sprawiedliwości i odbudują zaufanie narodu amerykańskiego w tych najbardziej świętych instytucjach - mówiła Harris o nominowanych przez Bidena urzędnikach. Zaznaczyła, że mają "doświadczenie, możliwość osądu i kręgosłup moralny", a także są gotowi "wspierać i bronić konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki".
Przypomniała, że symbolem sprawiedliwości jest kobieta z wagą w dłoni i zasłoniętymi oczami. - Jest powód, dla którego oczy tej kobiety, sprawiedliwości, są zasłonięte. Ponieważ nasza wiara w to, czym jest system sprawiedliwości, mówi, że sprawiedliwość nie powinna zależeć od tego, jak się wygląda, od koloru waszej skóry, od tego, ile pieniędzy zarabiacie. Nie powinno to zależeć od tego, gdzie się urodziliście, tego, jakim językiem mówiła wasza babka, czy do jakiej politycznej partii należycie. Sprawiedliwość powinna być bezstronna. Powinna być uczciwa. Powinna być stosowana równo. Prezydent elekt Biden i ja razem z tym niesamowitym zespołem pomożemy zagwarantować, że tak właśnie będzie, odbudowując i wzmacniając praworządność, która zawsze była i zawsze będzie kamieniem węgielnym demokracji w Ameryce - podsumowała Harris.
Pelosi: telefon eksploduje od wiadomości "impeach, impeach, impeach"
Szefowa Izby Reprezentantów Nancy Pelosi o podobnej porze wyszła do dziennikarzy w Waszyngtonie. Na konferencji oświadczyła, że dołącza do grupy polityków domagających się tego, aby wiceprezydent Mike Pence rozpoczął postępowanie w sprawie usunięcia prezydenta Trumpa ze stanowiska na mocy 25 poprawki do konstytucji. Dodała, że Izba może wszcząć postępowanie w sprawie impeachmentu prezydenta, jeśli wiceprezydent nie podejmie działań w reakcji na zamieszki na Kapitolu.
Trumpa oceniła przy tym jako "niebezpieczną osobę, która nie powinna dalej sprawować urzędu".
- To sytuacja wymagająca najwyższej powagi - mówiła. Przyznała też, że po środowym ataku na Kapitol otrzymała wiele wiadomości z żądaniem impeachmentu prezydenta. - Mój telefon eksploduje od wiadomości "impeach, impeach, impeach" - opisywała. Zaznaczyła jednak, że nie ma teraz w związku z tym "bezpośrednich planów". - Nawet nie spaliśmy od czasu szaleństwa republikanów, którzy zdecydowali, że musimy pracować do czwartej nad ranem - zaznaczyła. Pelosi nawiązała tu do wznowionych po zamieszkach po godzinie 2 obrad Kongresu, który miał zatwierdzić ważność wyborów.
Szefowa izby niższej oceniła, że Trump "wzywając do tego wywrotowego czynu, dopuścił się niewyobrażalnego ataku na naród".
akw, mart/kab
Źródło: Reuters, TVN24, CNN