Trwa proces 20 osób zamieszanych w zamachy w Paryżu z 2015 roku. Określany jest on jako największy zorganizowany dotychczas we Francji. Media opisują kolejne relacje świadków, którym udało się przeżyć. "Guardian" przytoczył zeznania dwóch osób, które musiały patrzeć, jak terroryści zabijają ludzi.
Przed paryskim sądem prowadzony jest proces domniemanych sprawców ataków terrorystycznych we francuskiej stolicy, do których doszło 13 listopada 2015 roku. O współudział w zamachach, najkrwawszych w historii kraju, w których śmierć poniosło 130 osób, a około 400 zostało rannych, oskarżonych jest 20 osób.
Ataki rozpoczęły się około godziny 21. W krótkich odstępach czasu doszło do trzech eksplozji i sześciu strzelanin. Zaczęło się od wysadzenia się w powietrze zamachowca samobójcy po tym, gdy nie udało mu się dostać na Stade de France w północnej części Saint-Denis pod Paryżem, gdzie trwał mecz piłki nożnej Francja-Niemcy. Najkrwawszy atak miał miejsce w klubie Bataclan, gdzie tłumy zebrały się na koncercie Eagles of Death Metal. Zamachowcy wzięli tam zakładników i starli się z policją. Na miejscu zginęło 90 osób.
Brytyjski "Guardian" przytoczył relacje z sądu kolejnych osób, które przeżyły atak w Bataclan. Barman i informatyk byli wśród 11 zakładników przetrzymywanych wewnątrz klubu przez uzbrojonych zamachowców.
David Fritz-Goeppinger, który ma podwójne obywatelstwo chilijskie i francuskie, miał wówczas 23 lata. Wyjście na koncert było dla niego wyjątkową okazją, bo z reguły wieczory spędzał w pracy w barze. Jako fan gier wideo od razu rozpoznał odgłosy strzałów, gdy napastnicy wpadli do klubu. Otaczający go ludzie myśleli, że to fajerwerki.
Fritz-Goeppinger opisał przerażającą scenę, gdy uczestnicy koncertu upadli na ziemię. Mówił, że trafieni kulami upadali jeden na drugim. Mężczyzna wspomniał, że próbował uciec do pomieszczenia na piętrze przez okno. Relacjonował, że jedną ręką trzymał się metalowej rury wychodzącej z otworu wentylacyjnego, a drugą próbował wezwać pomoc.
- Słyszałem, jak kobieta w środku krzyczy: "Jestem w ciąży, czy mogę wyskoczyć przez okno?" Wtedy zrozumiałem pełną skalę rozpaczy - powiedział. Według jego relacji kobieta zdecydowała się na ewakuację przez okno, a następnie trzymając się na samych opuszkach palców, wołała o pomoc. Mężczyzna, który wspinał się obok Fritza-Goeppingera, zdołał wdrapać się z powrotem do środka i wciągnąć kobietę do pomieszczenia. Uciekła do środka. Przeżyła.
Fritz-Geoppinger początkowo nie miał tyle szczęścia. Został zauważony przez jednego z napastników, który zawrócił go na miejsca balkonowe wewnątrz klubu. Mężczyzna znalazł się w grupie ośmiu mężczyzn i trzech kobiet. Wspomniał, że zostali zmuszeni do siedzenia na aksamitnych czerwonych fotelach w "surrealistycznej scenie", podczas gdy jeden z terrorystów, oparty stopą o barierkę, z widocznym zadowoleniem, strzelał do każdego, kto na dole wykonał choćby najmniejszy ruch.
- Siedzieliśmy tam i musieliśmy patrzeć na zabójstwo kilku osób, nie mogąc nic zrobić, podczas gdy on się cieszył. Napastnik powiedział nam wtedy: "Pierwsza osoba, która się poruszy lub nie zrobi tego, co mówię, zostaje zastrzelona w głowę. To jasne, czy chcesz zobaczyć przykład?" Te słowa pozostaną w mojej głowie na zawsze - wspomniał.
Dodał, że w tym momencie jeden z terrorystów, przebywajacy w pobliżu sceny, został zastrzelony przez policjanta. Kamizelka zabójcy eksplodowała.
Inny świadek w sprawie - informatyk Gregory - który na koncercie świętował swoje urodziny, również był wśród zakładników na balkonie. W sądzie wspomniał, o czym wtedy myślał. - Ok, dzisiaj umrę, zostanę zamordowany. Pomyślałem o moim mieszkaniu i o tym, czy jest dostatecznie wysprzątane, żeby rodzice nie mieli zbyt wiele pracy przy sprzątaniu - mówił.
Zakładników potem przeniesiono do wąskiego korytarza i postawiono przy oknach jako "żywe tarcze". Świadkowie zeznali w sądzie, że napastnicy wyglądali na zestresowanych i prawdopodobnie improwizowali. W pewnym momencie strzelili przez okno do ludzi będących na ulicy poniżej i do budynku naprzeciwko.
Grupa 11 osób była przetrzymywana na korytarzu przez ponad dwie godziny. W tym czasie terroryści kontaktowali się z negocjatorami policyjnymi za pomocą telefonów komórkowych zakładników. Gregory opisał, że jeden z nich skarżył się, że jego słuch po ataku został uszkodzony i prosił go, aby głośno opisywał, co słyszy za zamkniętymi drzwiami.
- Powiedziałem mu, że słyszę rannych, jęczących ludzi, którzy wzywają pomocy - relacjonował, na co napastnik miał mu odpowiedzieć: - Tak wygląda życie naszych kobiet i dzieci w Syrii i Iraku.
Policja zabroniła im patrzeć na zabitych
Napastnicy bezskutecznie próbowali dodzwonić się do stacji telewizyjnych. Tuż po północy policja przypuściła atak na budynek. Jeden z terrorystów został przez nich zastrzelony, drugi - wysadził się w powietrze na klatce schodowej.
Dwóch świadków zeznało w sądzie, że policja wyprowadzająca ich z budynku obok zamordowanych osób, zabroniła im patrzeć. Obaj mężczyźni mimo to spojrzeli w ich stronę. - Zdałem sobie sprawę, że ludzie, których wcześniej tej nocy widziałem tańczących, teraz nie żyli - przyznał Fritz-Goeppinger.
Proces karny wobec osób oskarżonych o współudział w zamachach jest największym, jaki kiedykolwiek zorganizowano we Francji. Akt oskarżenia ma 348 stron. Zeznawać mają eksperci, funkcjonariusze, politycy, a nawet były prezydent. Wyrok spodziewany jest w ostatnim tygodniu maja 2022 roku.
Źródło: The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: Vernerie Yann / Shutterstock