Przed paryskim sądem rozpoczęły się w środę przesłuchania osób, które przeżyły atak terrorystyczny w czasie koncertu w klubie Bataclan. Był to jeden z celów dżihadystów, którzy w 2015 roku dokonali zamachów w kilku miejscach w Paryżu, zabijając łącznie 130 osób. Jestem tu "dla tych, którzy dzisiaj nie mogą tego uczynić, dla tych, którzy nigdy nie wyszli z Bataclanu" - mówiła 30-letnia Clarisse Faure, która przez cztery godziny ukrywała się przed napastnikami w sali koncertowej.
Przed sądem w Paryżu prowadzony jest proces domniemanych sprawców ataków terrorystycznych we francuskiej stolicy, do których doszło 13 listopada 2015 roku. O współudział w zamachach, w których śmierć poniosło 137 osób (w tym siedmiu terrorystów), a 350 zostało rannych, oskarżanych jest 20 osób. Zamachowcy wysadzili się w powietrze przy Stade de France, ostrzelali z broni maszynowej tarasy sześciu restauracji i kawiarni w 10. i 11. dzielnicy Paryża oraz dokonali masakry w klubie muzycznym Bataclan.
Zamach na Bataclan. Zeznania ocalałych
W środę rozpoczęło się wysłuchiwanie zeznań osób ocalałych z ataku w Bataclanie, gdzie zginęło 90 osób. 55-letnia Irmine, która poprosiła sąd, by nie wymieniać jej nazwiska, mówiła, że prawdopodobnie nie przeżyłaby ataku, gdyby nie jej przyjaciel Fabian, który miał osłonić ją przed pociskami własnym ciałem. Mężczyzna zginął na miejscu, z kolei Irmine, postrzelona w klatkę piersiową, upadła na ziemię. Była ranna, ale pozostała przytomna.
W pewnym momencie ktoś odezwał się do leżącej na ziemi Irmine. - Usłyszałam, jak ktoś mówi: "uciekaj szybko, przeładowują broń, masz czas, by się wydostać" - wspominała. Jak dodała, próbowała zatamować krwawienie u swego przyjaciela, ale "to było niemożliwe". - Krew jest wszędzie. Próbuję przeciągnąć jego ciało - raz, drugi - ale nie mogę. Nie chciałam go zostawić, ale pomyślałam o moich dzieciach, o moim mężu. Pomyślałam, że oni mnie potrzebują, więc odeszłam - mówiła kobieta.
W czasie procesu kobieta odwróciła się w kierunku oskarżonych. - Nie wiem, co siedzi w głowach tych zabójców. Ludzie, do których strzelali, byli prawdziwymi ludźmi, nie przedmiotami. Mam nadzieję, że dzięki temu procesowi przejrzą na oczy - dodała.
"Strzelali do nas jak do zwierząt"
43-letni Cedric Bouhour, który również przeżył atak na Bataclan, mówił przed sądem, że zamachowcy "strzelali do nas jak do zwierząt". - Gdy tylko komuś zadzwonił telefon, gdy tylko ktoś krzyknął, oni strzelali - mówił. - Słyszałem, jak ktoś umierał, krztusząc się własną krwią. Nie wiem, czy kiedykolwiek byliście świadkami czegoś takiego. Widziałem, jak inni umierają, patrząc wprost na mnie - dodał.
Mężczyzna zalał się łzami, opisując moment, w którym pomyślał, że jego żona zginęła w zamachu. Bouhour przez 45 minut przeglądał ciała w poszukiwaniu jej zwłok. Ostatecznie okazało się jednak, że kobieta ukryła się przed napastnikami i również przeżyła.
30-letnia Clarisse Faure przyznała, że jest w sądzie "dla tych, którzy dzisiaj nie mogą tego uczynić, dla tych, którzy nigdy nie wyszli z Bataclanu". Kobieta przez cztery godziny ukrywała się wraz z kilkoma innymi osobami w przestrzeni nad podwieszanym sufitem. Wspominała, że nim napastnicy przerwali koncert, ona przyglądała się zebranemu tłumowi. - Wszyscy byli szczęśliwi, to było niesamowite - powiedziała.
Faure po zamachu borykała się ze stresem pourazowym i nadużywała alkoholu. Rozstała się ze swym partnerem, przez dłuższy czas nie mogła pracować. - Odebraliście mi radość z życia - zwróciła się do oskarżonych.
Największy proces karny w historii Francji
Ataki rozpoczęły się około godz. 21. W krótkich odstępach czasu doszło do trzech eksplozji i sześciu strzelanin. Eksplozje miały miejsce przy Stade de France w północnej części Saint-Denis pod Paryżem. Najkrwawszy atak miał miejsce w klubie Bataclan, gdzie tłumy zebrały się na koncercie amerykańskiego zespołu Eagles of Death Metal. Zamachowcy wzięli tam zakładników i starli się z policją. Funkcjonariusze przypuścili szturm na klub. 14 listopada tzw. Państwo Islamskie potwierdziło swój udział w atakach. Ówczesny prezydent Francji Francois Hollande nazwał ataki "aktem wojny" i wprowadził stan wyjątkowy.
Proces karny wobec osób oskarżonych o współudział w zamachach jest największym, jaki kiedykolwiek zorganizowano we Francji. Akt oskarżenia ma 348 stron. Zeznawać mają eksperci, funkcjonariusze, politycy, a nawet były prezydent. Wyrok spodziewany jest 24 lub 25 maja 2022 roku. Akt oskarżenia skupia się m.in. na genezie zamachów. "Według informacji zebranych przez służby francuskie i zagraniczne tzw. Państwo Islamskie utworzyło w 2014 roku strukturę wyznaczoną do planowania i organizowania zamachów terrorystycznych za granicą" – napisano.
Cele ataków zostały ustalone na kilka dni przed zamachami, a ostatnim etapem przygotowań było wynajęcie samochodów i lokali na kryjówki w regionie paryskim Ile-de-France oraz zakup telefonów. Kolejne ataki terrorystyczne we Francji miały być wymierzone w Akademię Wojskową Saint-Cyr, licea wojskowe, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, bar w Brukseli, szkoły w Belgii oraz "dziesiątki żłobków" - podali śledczy.
Szef francuskiego MSW Gerald Darmanin nakazał w dniach procesu zachowanie maksymalnych środków bezpieczeństwa w kontekście wciąż wysokiego zagrożenia terrorystycznego w kraju.
Źródło: Reuters, PAP