Według syryjskiej telewizji państwowej, 120 osób, w tym conajmniej 40 funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa zostało zabitych w starciach z "rebeliantami". Media kontrolowane przez dyktaturę uzbrojonymi rebeliantami nazywają zazwyczaj demonstrantów, którzy od miesięcy starają się manifestacjami zmusić do ustąpienia prezydenta Baszira Asada.
- Grupy rebeliantów używają broni strzeleckiej i granatów. Ludzie w Dżisr al-Szugur (prowincja Idlib na północnym zachodzie Syrii przy granicy z Turcją - red.) wzywają armię do szybkiej interwencji - podała telewizja.
Wcześniej informowała, że w Dżisr al-Szugur siły bezpieczeństwa walczą z setkami uzbrojonych rebeliantów. Według telewizji, służby "zdołały przerwać blokadę jednej z dzielnic, która została na krótki czas zajęta przez rebeliantów i obecnie walczą z nimi o zniesienie blokady innych dzielnic".
Demonstracje czy walki?
Od początku wybuchu protestów w Syrii, reżim nazywa demonstrantów uzbrojonymi gangami albo rebeliantami. W starciach z tymi wrogami porządku publicznego mają ginąć liczni policjanci i żołnierze. Ich pogrzeby są nagłaśniane prze media państwowe, które jednocześnie nie wspominają nic o protestach i ofiarach wśród demonstrantów.
Informacja o poniedziałkowych starciach w Dżisr al-Szugur to pierwszy przypadek oficjalnego wspomnienia o walkach na taką skalę podczas trwającej już 11 tygodni społecznej rebelii przeciwko dyktaturze.
Według ONZ i organizacji humanitarnych, podczas brutalnego tłumienia wystąpień przez służby bezpieczeństwa, policję i wojsko, zginęło ponad tysiąc cywili.
Źródło: PAP, lex.pl