71 proc. Amerykanów popiera ataki lotnicze w Iraku i Syrii. W ubiegłym tygodniu operacje lotnictwa poparłoby tylko 54 proc. respondentów - wynika z sondażu wykonanego na zlecenie "Washington Post" i telewizji ABC, którego wyniki opublikowano we wtorek.
W czerwcu zwolenników nalotów w Syrii i Iraku było 45 proc. Od tego czasu "znakomita większość Amerykanów zaczęła postrzegać zbrojną organizację Państwo Islamskie jako zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych" - podaje "Washington Post".
Wśród respondentów, którzy uznają, że prezydent Barack Obama prowadzi "zbyt ostrożną" politykę zagraniczną, odsetek zwolenników ataków na Irak i Syrię wynosi 82 proc. Amerykanie, których zdaniem polityka Białego Domu jest wyważona, również w większości popierają operacje wojskowe (66 proc.). Od wtorku Obama rozpoczyna spotkania z kongresmenami, by zyskać ich poparcie dla podjęcia bardziej radykalnej, rozłożonej zapewne na wiele lat walki z Państwem Islamskim.
Co dalej?
Od 8 sierpnia USA prowadzą naloty przeciwko Państwu Islamskiemu w Iraku. Choć cel tej misji był początkowo ograniczony głównie do niesienia pomocy humanitarnej oraz ochrony mieszkających w Iraku obywateli amerykańskich, USA stopniowo rozszerzyły bombardowania także na obiekty wojskowe Państwa Islamskiego.
Po tym, jak dżihadyści dokonali niedawno egzekucji dwóch amerykańskich dziennikarzy, wzrosła presja na Obamę, by znacznie zintensyfikować naloty, rozszerzając je na sąsiednią Syrię, gdzie mieści się główna baza Państwa Islamskiego. W środę Obama ma wygłosić przemówienia do Amerykanów, by przedstawić im założenia strategii walki USA z Państwem Islamskim. Obama w ubiegłym tygodniu zapowiedział już podjęcie bardziej radykalnych kroków w walce z dżihadystami, zapewnił jednak, że na razie nie ma "danych wywiadowczych, które bezpośrednio wskazywałyby na zagrożenie dla USA" ze strony Państwa Islamskiego.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA