Marine Le Pen, kandydatka reprezentująca skrajną prawicę, wypadła "bardzo słabo" w punkcie debaty dotyczącym rosyjskiej inwazji na Ukrainę - mówił w TVN24 Piotr Moszyński, korespondent "Gazety Wyborczej" we Francji. Dodał, że wiadomo od lat, że jest prorosyjska i w obecnej sytuacji, konotacja z Putinem "działa zdecydowanie na jej niekorzyść". Zdaniem dziennikarza, "to zagrało na pewno na korzyść Macrona".
We Francji w niedzielę rano rozpoczęła się druga tura wyborów prezydenckich. Zmierzą się w niej urzędujący szef państwa Emmanuel Macron i kandydatka skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Sondaże wskazują obecnego prezydenta.
Piotr Moszyński, korespondent "Gazety Wyborczej" we Francji został zapytany w niedzielę we "Wstajesz i weekend" w TVN24, jak na wybory francuskie będzie wpływała sytuacja międzynarodowa i konotacje Le Pen z Władimirem Putinem, a z drugiej strony postawa Macrona w czasie inwazji rosyjskiej na Ukrainę.
- Z natury rzeczy według zasady koszula bliższa ciału, francuscy wyborcy także zwracają bardziej uwagę na problemy wewnętrzne, ale jednak bardzo się interesują sytuacją na Ukrainie. Ta wojna wywarła bardzo duże wrażenie na francuskiej opinii publicznej - powiedział.
Ocenił, że w czasie debaty z Macronem, Le Pen "wypadła bardzo słabo w tym punkcie". - Trzeba powiedzieć, że obrona jej była trudna, bo wiadomo od lat, że ona jest prorosyjska i w obecnej sytuacji ta konotacja (z Putinem-red.) działa zdecydowanie na jej niekorzyść. Ponieważ słabo się broniła w tej debacie na ten temat, to ci wyborcy, którzy zwracają na to uwagę, na pewno będą zastanawiać się dziesięć razy, zanim oddaliby głos na Marine Le Pen - mówił.
- To zagrało na pewno na korzyść Macrona, tym bardziej, że z francuskiego punktu widzenia, on okazał się w tym akurat kontekście jako aktywny i dość skuteczny, tak myślą Francuzi, mąż stanu, który brał udział w międzynarodowej grze na ten temat - dodał korespondent "GW". Ocenił, że "Francja miała znaczenie w tych rozgrywkach na poziomie światowym, dlatego on umocnił swoją pozycję z tego punktu widzenia".
- Myślę, że jemu to na pewno nie zaszkodzi. Może zaszkodzić natomiast Marine Le Pen - ocenił Moszyński.
Moszczyński: z punktu widzenia przeciętnego Francuza najważniejsze są sprawy bytowe
Zaznaczył jednak, że "z punktu widzenia przeciętnego Francuza to jest tylko jeden z elementów i nie najważniejszy".
- Najważniejsze są sprawy bytowe i one są najbardziej kontrowersyjne, dyskusyjne, bo akurat pod tym względem najtrudniej rządzącym zadowolić opinię publiczną. Tym bardziej, że w tej chwili właśnie wojna na Ukrainie, cały kontekst światowy, powoduje, że warunki bytowe się pogarszają. Wszyscy widzą inflację, wzrost cen, wszyscy widzą troszeczkę brak perspektyw - powiedział.
Zdaniem Moszyńskiego, "tutaj dla Macrona jest pewna trudność, bo on nie może obiecać jakichś jasnych horyzontów, które czekają Francuzów". - On może tylko mówić o tym, jakie reformy zamierza przeprowadzić, a wśród tych reform akurat jest i taka, którą Le Pen stara się maksymalnie wykorzystać przeciwko niemu. To jest reforma francuskiego systemu emerytalnego - mówił.
- Wszyscy wiedzą podskórnie, że ta reforma jest absolutnie konieczna, ponieważ system emerytalny we Francji jest przestarzały. - Nie da się go utrzymywać na długą metę i Macron stara się to już od kilku lat tłumaczyć, ale do tej pory, chociaż sam ją zapowiadał, nie ośmielił się jej w pełni przeprowadzić - dodał Moszyński.
Jak mówił, "jakieś elementy zaczął, ale zasadnicza sprawa, czyli wiek emerytalny, który Macron zamierza podnieść i mówi o tym otwarcie, z 62 do 64 albo 65 lat, to jest posunięcie ryzykowne, bardzo trudne do przeprowadzenia i można zakładać, że nawet jeśli on zacznie to wprowadzać, to będzie miał sporo ludzi na ulicach".
- Tu Marine Le Pen próbowała ugrać punkty. Chociaż, jeśli wierzyć sondażom, raczej jej się to nie udało - podsumował korespondent "GW" we Francji.
Źródło: TVN24, PAP