Amerykanie idą na rekord. Najnowsze dane

Źródło:
PAP, Reuters

We wczesnym głosowaniu w wyborach prezydenckich wzięło udział już 90 milionów Amerykanów - podała agencja Reutera. To około 65 procent całkowitej liczby głosujących w poprzednich wyborach w 2016 roku.

Najnowsze dane wskazują, że prawdopodobnie padnie frekwencyjny rekord. Do tej pory największą frekwencję w amerykańskich wyborach prezydenckich odnotowano w 1908 roku, kiedy to zagłosowało 65,4 procent uprawnionych.

Wybory prezydenckie w USA odbędą się we wtorek 3 listopada. Faworytem większości sondaży pozostaje kandydat Partii Demokratycznej Joe Biden, ale cztery lata temu badania także nie dawały większych szans późniejszemu zwycięzcy Donaldowi Trumpowi, który dziś ubiega się o reelekcję.

OGLĄDAJ WIECZÓR I PORANEK WYBORCZY W TVN24 >>>

Głosowanie korespondencyjne

Dziennik "The Wall Street Journal" obawia się, że nie wszystkie głosy oddane korespondencyjnie zostaną dostarczone na czas. Do piątku w kluczowych stanach ponad siedem milionów wysłanych obywatelom kart wyborczych nie zostało zwróconych - wyliczyła amerykańska gazeta.

Wyliczenia "WSJ" dotyczą 13 stanów, w których rywalizacja między kandydatami jest najbardziej zacięta i w których głosy oddane przedterminowo, by zostać uwzględnione, muszą spłynąć najpóźniej w dzień wyborów.

Z analizy wykluczono stany, w których karty wyborcze można przyjmować po wtorku, o ile mają one stempel z wcześniejszą datą. To między innymi Pensylwania oraz Karolina Północna.

Siedem milionów pakietów, które nie trafiły jeszcze do komisji w uwzględnionych przez "WSJ" stanach oznacza ponad jedną czwartą z wysłanych do wyborców.

Dziennik wyraża obawy, że listonosze nie dadzą rady dostarczyć wielu głosów na czas i wskazuje, że w ostatnim tygodniu października w wielu miejscach przy przesyłkach są zastoje. Amerykańska poczta przyznaje, że odnotowuje wzmożony ruch i zapewnia, że podjęła nadzwyczajne środki, by karty wyborcze spływały na czas. Jej pracownicy często pracują w nadgodziny oraz niedzielę.

Decydujące głosy

Podana przez "WSJ" liczba nie oznacza, że tyle kart zalega obecnie na poczcie. "Niektórzy wyborcy, którzy poprosili o karty wyborcze do swoich skrzynek, mogą głosować osobiście w lokalach lub w ogóle nie głosować. W niektórych stanach, np. w Kolorado, pakiety wyborcze wysyłane są pocztą do każdego uprawnionego do głosowania (...). W wielu stanach, w tym na Florydzie i w Arizonie, karty wrzucać można do specjalnych skrzynek, które nie należą do poczty" - wyjaśnił dziennik.

Gazeta wyraziła jednak obawy przed chaosem wyborczym w pierwszym tygodniu listopada. W niektórych stanach karty z wczesnego głosowania mogą okazać się decydujące. "WSJ" spekuluje, że może tak być w Michigan, Wisconsin, Arizonie i na Florydzie. To stany, w których w 2016 roku nieznacznie zwyciężył prezydent Donald Trump.

W Michigan, w którym w 2016 roku Trump wygrał z przewagą nieco ponad 10 tys. głosów., do czwartku nie zwrócono ponad 700 tys. pakietów. Według amerykańskiej gazety przesyłka pocztowa trwa w tym stanie obecnie średnio ponad sześć dni. "To rodzi pytanie, ile z tych kart może napłynąć za późno, a następnie nie zostać zliczone. Ostatecznym terminem liczenia głosów w stanie Michigan jest dzień wyborów" - napisał dziennik.

Podobny problem występuje w Arizonie, w której Trump pokonał cztery lata temu demokratkę Hillary Clinton o mniej niż 100 tys. głosów. W tym roku w Arizonie do komisji nie zwrócono do czwartku ponad 1,2 mln pakietów. To stan z najwolniej działającą pocztą w USA, średnio dostarczenie przesyłki trwa ponad tydzień.

Autorka/Autor:mb//now

Źródło: PAP, Reuters