Przebywający w Gruzji działacze Human Rights Watch (HRW) informują o "wstrząsających scenach destrukcji" w gruzińskich wsiach, położonych niedaleko administracyjnej granicy kraju z Osetią Południową. Brytyjski "Guardian" pisze o grabieżach, gwałtach i zbrodniach dokonywanych przez osetyjskie oddziały.
Wysłannicy organizacji mówią o gruzińskich wioskach palonych przez południowoosetyjskie bojówki i prowadzonych grabieżach. - Osetyjczycy mają prawo zabrać wszystko z Gruzji, utracili przecież wszystko w Cchinwali i innych miejscach - odpowiedział na pytanie obserwatorów HRW jeden z rabusiów.
Większość wsi przy granicy z Osetią opustoszała, a na miejscu zostali tylko Ci, którzy nie mogli uciec: starsi i niepełnosprawni. - Mieszkańcy, którzy pozostali w tych zniszonych gruzińskich wioskach znaleźli się w rozpaczliwym położeniu, bez środków potrzebnych do przetrwania, bez pomocy, bez ochrony i bez miejsca, gdzie mogliby iść - powiedziała Tanya Lokshina z Human Rights Watch.
Guardian: wywieście białą flagę, albo gińcie
Kiedy w środę rano rosyjskie wojska ruszyły ze swojej bazy w Południowej Osetii i mijały kontrolowane wcześniej przez Gruzinów wioski, powiedzieli ich mieszkańcom, że mają wywiesić białe flagi, albo zostaną zastrzeleni - donosi brytyjski "Guardian".
Za nimi, zgodnie z doniesieniami uciekinierów, szły oddziały czeczeńskich i osetyjskich ochotników, którzy postanowili wziąć rewanż na Gruzinach. "Ochotnicy rozpoczęli orgię grabieży, palenia, mordów i gwałtów" - pisze gazeta powołując się na świadków.
- Oni zabili 15-letniego syna moich sąsiadów. Wszyscy uciekali w panice - powiedziała 45-letnia Larisa Lazaraszwili cytowana przez "Guardiana". - Zabijali, palili i kradli. Moja wieś nie jest w strefie konfliktu. Jest czysto gruzińska - powiedział inny uciekinier, 39-letni Acziko Kitaraszwili z Berbuki położonej tuż obok Gori, w Gruzji. Doniesień o tych okrucieństwach nie udało się potwierdzić.
Ostyjczycy grzebią martwych i opłakują zmarłych
Ale pokrzywdzeni są nie tylko po stronie gruzińskiej. Czwartkowa "Gazeta Wyborcza" opisuje historię ciężarnej Osetyjki Ajdy Tiediewej, która uciekła z Cchinwali z trojgiem dzieci. Znajdująca się w ośrodku dla uchodźców w Ałagirze pod Władykaukazem kobieta straciła w ostrzale ojca. Trafiony odłamkiem umierał długie godziny. Nie wie, co dzieje się z ojcem jej dzieci, o bracie wie tylko, że żyje.
- Nikomu tego nie życzę. Nikomu i za żadne winy. Bóg by mnie przeklął, gdybym dla kogokolwiek chciała wojny - mówi kobieta. - Nie mam siły rozpaczać. Ktoś musi się o nie (dzieci - red.) zatroszczyć - dodaje.
Źródło: RMF FM, tvn24.pl