Ukraińcy od 29 dni stawiają opór siłom rosyjskim. Były dowódca Wojsk Lądowych generał Waldemar Skrzypczak analizował w TVN24 sytuację na froncie w ostatnich godzinach. Jak ocenił, Rosjanie nie mają obecnie możliwości otoczenia Kijowa, wciąż nie udało się im też zająć wschodnich terenów w okolicy Doniecka i Ługańska. - Widać, że Rosjanie gonią resztkami sił. Namawiają żołnierzy białoruskich, by chcieli walczyć w szeregach armii rosyjskiej, dokonują poboru przymusowego, sięgają po głębokie rezerwy. Coś niedobrego dzieje się w armii rosyjskiej - mówił.
Na północy Ukrainy największą uwagę skupiają obecnie działania toczące się w okolicach Kijowa. - W ciągu ostatnich trzech dób wojska ukraińskie rozbiły wojska rosyjskie w rejonie Hostomela i Irpienia. Wojska rosyjskie w początkowej fazie były w okrążeniu. Wyrwały się z niego i wycofały na północ od Hostomela. Rubież styczności wojsk przebiega na zachód od Kijowa. Wojska rosyjskie okopują się, przechodzą do obrony i na tym kierunku jest aktualnie brak aktywności obu stron - opisywał generał Skrzypczak.
Jak dodał, rosyjskie siły nie mają obecnie możliwości otoczenia Kijowa i prowadzenia operacji zaczepnych, przeszły całkowicie do obrony. - Świadczy to o tym, że ten kierunek nie jest dla nich najważniejszy - ocenił generał.
- Wojska znajdujące się na wschód od Kijowa prowadzą działania raczej w kierunku południowym, ponieważ chcą przeciąć drogę M03, która łączy Kijów z Charkowem - wskazał Skrzypczak. I przypomniał, że jest to trasa służąca jako korytarz humanitarny dla mieszkańców ewakuujących się ze wschodniej części kraju.
Sytuacja na wschodzie: rejon Doniecka i Ługańska
Odnosząc się do sytuacji na wschodzie Ukrainy, Skrzypczak przypomniał, że jeszcze trzy dni temu Rosjanie zamierzali rozbić siły ukraińskie w rejonie Doniecka i Ługańska, atakując je z północy (od strony Sum) i z południa (od strony Mariupola). - Rosjanie zamierzali dwoma uderzeniami rozbić wojska broniące się na tych rubieżach i okrążyć je w kotle. Na dzień dzisiejszy na kierunku północnym Rosjanie zostali zatrzymani i rozbici przez wojska, które kontratakowały z Charkowa - wskazał Skrzypczak. - Nie mają możliwości prowadzenia natarcia w kierunku południowym - dodał.
Zdaniem generała, siły rosyjskie znajdujące się na południu formują się, by w najbliższych dniach rozpocząć najprawdopodobniej uderzenie na Mariupol i Połtawę, a następnie rozbić obronę ukraińską na północ od tych miast i okrążyć wojska ukraińskie w rejonie Doniecka.
Skrzypczak: coś niedobrego dzieje się w armii rosyjskiej
Jak zauważył Skrzypczak, niezajęty przez Rosjan teren w rejonie Doniecka i Ługańska może być w najbliższym czasie paraliżowany ostrzałem artyleryjskim. - Tempo operacji Rosjan to dwa, trzy kilometry na dobę. Przy założeniu, że rejon "kotła" to 150 kilometrów, potrzeba jeszcze kilku dni, na to, by mogli go zamknąć - opisywał.
Czy istnieje ryzyko, że Rosjanie opanują całą wschodnią Ukrainę, czyli tereny aż po linię Dniepru? Zdaniem Skrzypczaka wszystko zależy od tego, czy rosyjska armia zdoła rozbić wojska ukraińskie i połączyć siły atakujące obecnie od południa i północy. - Moim zdaniem Rosjanie nie mają na dzień dzisiejszy odwodów, które pomogłyby tę operację rozwinąć - stwierdził.
- Widać, że Rosjanie gonią resztkami sił. Namawiają żołnierzy białoruskich, by chcieli walczyć w szeregach armii rosyjskiej, dokonują poboru przymusowego w Ługańsku i Doniecku, sięgają po głębokie rezerwy. Coś niedobrego dzieje się w armii rosyjskiej, skoro podejmują takie działania, żeby uzupełnić straty w swoich szeregach. To świadczy o tym, że Rosjanie nie mają potencjału, żeby to uderzenie potęgować - ocenił Skrzypczak.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24