W ostatnich tygodniach Rosjanie w Syrii rozlokowali nowy sprzęt, nie uprzedzając o tym Amerykanów. Chodzi o zaawansowane systemy obrony przeciwrakietowej SA-17. Pojawiły się one w północno-zachodniej Syrii, na terenach działań licznych grup rebelianckich walczących tam z wojskami reżimu Baszara el-Asada i dżihadystami z IS.
Rosjanie wypychają Amerykanów z Syrii
W tzw. pudełku 4 (ang. box 4) określającym ten teren działań, Amerykanie wspierali rebeliantów nalotami z powietrza, "czyszcząc" grunt przed ich atakami na pozycje Asada lub tzw. Państwa Islamskiego. To się zmieniło po wprowadzeniu na pole bitwy rosyjskiej broni.
Rosjanie zaczęli namierzać radarami amerykańskie myśliwce. Eksperci w Pentagonie, o których pisze Bloomberg, nazywają te działania "prowokacyjnymi", bo typ namierzania stosowany przez Rosjan poprzedza zwykle w konflikcie zbrojnym bezpośredni atak.
Pentagon zrezygnował więc z nalotów w całej dużej części Syrii i zastanawia się, co robić dalej. Naloty są kontynuowane tylko w środkowej i wschodniej części kraju, na pozycje IS. Nad wojskami rebeliantów latają już tylko drony zwiadowcze. Problem jest na tyle poważny, że z Władimirem Putinem rozmawiał o tym we wtorek w Moskwie sekretarz stanu USA John Kerry.
Jak wskazują cytowani przez Bloomberga eksperci Pentagonu, działania Rosjan pokazują też jasno, że Kreml nie robi właściwie niczego, by walczyć z dżihadystami. Inaczej nie da się wyjaśnić tego, że Moskwa wystawia na pole bitwy w Syrii systemy antyrakietowe w czasie, gdy IS nie ma sił lotniczych.
W Waszyngtonie zastanawiają się, czy ryzykować i powrócić do lotów załogowych nad północno-zachodnią Syrią ryzykując potencjalne starcie z rosyjskimi wojskami. Na razie jednak Amerykanie zdecydowali się na przyjęcie "ich zasad gry" - pisze dziennik.
Tymczasem Rosja korzystająca z uziemienia Amerykanów rozpoczęła mocniejsza bombardowania terenów wzdłuż granicy z Turcją. Bomby spadają na rebeliantów wspieranych przez Waszyngton. Atakowane były też transporty z pomocą humanitarną przybywającą do Syrii z Turcji; tak skutecznie, że tych zaprzestano.
Matthew McInnis, były analityk amerykańskiego Dowództwa Operacyjnego za granicą i ekspert ds. Iranu twierdzi, że Rosjanie swoimi działaniami zbliżają się do momentu, w którym uda im się stworzyć w Syrii "strefy, w których Amerykanie będą musieli prosić o zgodę na wykonywanie lotów". Prowadzi to do tworzenia rzeczywistej, własnej polityki Kremla w tym kraju.
Autor: adso//gak / Źródło: Bloomberg
Źródło zdjęcia głównego: US Navy
Temat: Państwo Islamskie