Nie należy się łudzić, że Alaksandr Łukaszenka ma wiele do powiedzenia w sprawie ewentualnego udziału Białorusi w wojnie Rosji z Ukrainą - powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową Uładzimir Astapenka, zastępca przedstawiciela do spraw zagranicznych Zjednoczonego gabinetu przejściowego Białorusi. Jednocześnie ocenił, że wprowadzenie białoruskich wojsk na terytorium Ukrainy byłoby dla władcy Białorusi "samobójstwem".
Uładzimir Astapenka, zastępca przedstawiciela do spraw zagranicznych Zjednoczonego gabinetu przejściowego Białorusi, na którego czele stoi liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska, powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że "Alaksandr Łukaszenka stara się wszelkimi sposobami uniknąć podjęcia decyzji o wprowadzeniu białoruskich wojsk na Ukrainę".
- Dzieje się tak z jednego prostego powodu: byłoby to dla niego samobójstwo. Rzucenie niezmotywowanych i nieprzygotowanych żołnierzy, wbrew woli całego społeczeństwa, na rzeź, i wiedząc, jaka może być odpowiedź ze strony Ukrainy, w bardzo krótkim czasie zdestabilizuje sytuację na całej Białorusi - analizował Astapenka, który jest także szefem misji gabinetu przejściowego w Brukseli.
- Nie należy się jednak łudzić, że władca Białorusi ma w tej sprawie wiele do powiedzenia. Wydaje się, że Władimir Putin, który ma wszelkie środki, by wymusić na Łukaszence każdą decyzję, nie potrzebuje w tej chwili udziału białoruskiego wojska w wojnie. Łukaszenka nie ma już pola manewru, czy możliwości oporu. Z punktu widzenia finansowo-ekonomicznego jest on całkowicie uzależniony od Rosji. Wystarczy, że Kreml zakręci kurek i następuje krach - ocenił białoruski opozycjonista.
Jak dodał, "w sprawach polityczno-wojskowych Alaksandr Łukaszenka nie wykazuje żadnych objawów suwerenności". - Wszystkie decyzje dotyczące wprowadzenia rosyjskich wojsk, ostrzału rakietowego (Ukrainy z terytorium Białorusi), korzystania z lotnisk - według naszych informacji - były podejmowane bez żadnych uzgodnień z Łukaszenką. Został on po prostu postawiony przed faktem dokonanym - podkreślił Astapenka.
"Słyszymy, że toczą się przygotowania i nie wykluczone, że coś się w tej sprawie wydarzy"
Według jego informacji, ostateczna decyzja o udziale Białorusi w wojnie nie została jeszcze na Kremlu podjęta.
- Słyszymy, że toczą się przygotowania i nie wykluczone, że coś się w tej sprawie wydarzy w styczniu czy lutym, ale - podkreślam - to są jedynie plotki - zastrzegł białoruski polityk.
- Ze swojej strony podejmujemy wysiłki, żeby dotrzeć do białoruskiego wojska z komunikatem: nie idźcie na tę wojnę, na wszelkie możliwe sposoby unikajcie wykonywania nielegalnych rozkazów - poddawajcie się, przechodźcie na stronę Ukraińców, unikajcie mobilizacji, pamiętajcie, że za wykonywanie nielegalnych rozkazów grozi odpowiedzialność karna. Wiemy, że białoruscy żołnierze nie rwą się do wojny. Jak się zachowają, jeśli zostanie wydany rozkaz - tego nie wiemy - zaznaczył Astapenka.
Pytany, co się stanie z Alaksandrem Łukaszenką, gdy Rosja przegra wojnę, odpowiada wprost: "Nie będzie on w stanie utrzymać się u władzy".
- Już dwa lata trwa na swoim stanowisku tylko i wyłącznie dzięki wsparciu udzielanemu mu przez Rosję. Bez Kremla przyszłość Łukaszenki nie maluje się w optymistycznych barwach - skonkludował Uładzimir Astapenka.
Źródło: PAP