- Cała nadzieja w tym, że jedna strona nie będzie w stanie prowadzić wojny domowej. Jest szansa, że ta konfrontacja nie zmieni się w wojnę domową, bo to byłoby katastrofą dla Bliskiego Wschodu - komentował sytuację w Kairze Jacek Stawiski, komentator TVN24 ds. międzynarodowych.
Jak podkreśla Stawiski, krwawe stłumienie wielotygodniowych protestów zwolenników prezydenta Mursiego oznacza "przekroczenie czerwonej linii konfrontacji". - Ruch społeczny, jakim jest Bractwo Muzułmańskie, które ma ogromne poparcie w Egipcie (...) mówiąc kolokwialnie "nie sprzeda tanio skóry". Nadzieją na uniknięcie wojny domowej jest to, że Bractwo nie jest uzbrojone. Nie ma zapasów broni i wielu sympatyków w siłach zbrojnych - twierdzi Stawiski.
Mocno podzielone społeczeństwo
Jego zdaniem siły zbrojne w Egipcie są zdominowane ideologicznie i pragmatycznie przez przeciwników Bractwa. - Raczej nie ma takiej perspektywy, że część armii wesprze Bractwo Muzułmańskie. Armia w Egipcie jest dosyć jednoznacznie antyislamistyczna. Cała nadzieja w tym, że jedna strona nie będzie w stanie prowadzić wojny domowej. Jest szansa, że ta konfrontacja nie zmieni się w wojnę domową, bo to byłoby katastrofą dla Bliskiego Wschodu - ocenił Stawiski.
- Niewielkie są szanse, moim zdaniem, by część armii i kadry oficerskiej wypowiedziało posłuszeństwo władzom wojskowym, tak jak stało się to w Syrii - dodał.
Stawiski powiedział, że "społeczeństwo egipskie jest dramatycznie podzielone". - Z każdym dniem ten podział się pogłębia. Większość Egipcjan poparła obalenie dyktatora w 2011 roku, ale teraz nie ma zgody co do wizji przyszłości - twierdzi.
Wzrost nastrojów antyzachodnich
Dziennikarz zauważa, że zagraniczna interwencja polityczna i gospodarcza w Egipcie już następuje. - Kiedy Mursi został obalony na początku lipca, bogate kraje Zatoki Perskiej przetransformowały miliardy dolarów na wsparcie rzędów wojskowych. Z tych krajów wyłamał się tylko Katar, który jest zwolennikiem Bractwa Muzułmańskiego.
Media arabskojęzyczne takie jak Al Jazeera pochodząca z Kataru, są bardzo krytyczne wobec władz wojskowych. - Wydaje mi się, że te wszystkie zdjęcia, które widzimy z Kairu - ofiary, ranni ludzie, chaos na ulicach, wojsko strzelające do demonstrantów - spowodują, że Bliski Wschód cały czas będzie w stanie wrzenia, a sympatia będzie po stronie Bractwa Muzułmańskiego, po stronie ofiar - twierdzi Stawiski.
- W dodatku coraz częściej wojskowi będą kojarzeni z Zachodem jako ci, którzy są po cichu wspierani przez Amerykę. Może się to przyczynić do jeszcze większego wzrostu nastrojów antyzachodnich - ocenił.
Zamieszki w Kairze
W Kairze doszło do ostrych starć sił bezpieczeństwa z demonstrującymi opozycjonistami. Podczas usuwania dwóch obozów rozbitych w centrum miasta padły strzały. Nie ma wiarygodnych danych na temat bilansu ofiar i rannych. Liczba zabitych waha się od kilkunastu - według Ministerstwa Zdrowia, do kilkuset - jak utrzymuje opozycyjne Bractwo Muzułmańskie.
Autor: zś//gak / Źródło: tvn24