Włoscy śledczy badają sprawę śmierci dwuletniego Nicolo. Po powrocie z placu zabaw chłopiec niespodziewanie zaczął słabnąć. Zmarł tego samego dnia, kilka godzin później, w lokalnym szpitalu. 41-letni ojciec dwulatka początkowo sugerował, że syn mógł zatruć się czymś znalezionym na skwerze, bo w pewnym momencie zabawy zauważył, że ma buzię ubrudzoną błotem. Mężczyzna ma obecnie status podejrzanego o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.
Tragedia miała miejsce w ostatni czwartek, w miejscowości Longarone, w regionie Wenecja Euganejska. Chłopiec był tego dnia pod opieką ojca, matka była wtedy w pracy. Popołudnie spędzili na placu zabaw, który znajduje się przy skwerze tuż pod ich domem. - Wrócili na obiad, zjedli coś i Nicolo nagle zaczął się źle czuć. Wydawał się otępiały - relacjonował w rozmowie z dziennikarzem telewizji Rai News dziadek dwulatka. Dziecko słabło z godziny na godzinę, chłopiec "powoli zaczął gasnąć" - opisywali krewni dziennikowi "La Repubblica".
Wsiedli do samochodu i pojechali w kierunku szpitala Pieve di Cadore w pobliskiej miejscowości Belluno. Dwulatek trafił na oddział ratunkowy z silną niewydolnością oddechową i spowolnioną akcją serca, był nieprzytomny. "Lekarze próbowali przez dwie godziny reanimować pacjenta, niestety nie udało się go uratować i ostatecznie stwierdzili zgon chłopca" - relacjonuje portal Rai News.
W domu pudełka z lekarstwami
Prokuratorzy z Belluno wszczęli postępowanie w sprawie śmierci dziecka. Karabinierzy od piątku zbierają zeznania świadków i badają miejsca, w których przebywał dwulatek. Z relacji jego ojca wynika, że kiedy bawili się razem na skwerze, mężczyzna zauważył, że syn ma buzię ubrudzoną błotem. Bał się, że to wtedy mógł połknąć coś, co poważnie mu zaszkodziło.
"Funkcjonariusze zbadali teren placu zabaw, ale najprawdopodobniej nie znaleźli tam żadnej niebezpiecznej substancji. Prokurator podjął decyzję o przeszukaniu domu tej rodziny i tam skoncentrowały się działania policji" - informuje portal Il Gazzettino.
Jak podaje dziennik "La Repubblica", w mieszkaniu policjanci znaleźli leżące na wierzchu "pudełka z lekarstwami, w tym lekami na cholesterol, które, połknięte przez dzieci, mogą powodować u nich poważne działania niepożądane". Nie wiadomo jeszcze, czy chłopiec mógł je przypadkowo zażyć.
- Naprawdę nie wiem, co się mogło wydarzyć. Aktualnie nie jestem w stanie nawet patrzeć na zdjęcia mojego synka - mówił dziennikarzom 41-latek, którego cytuje "La Repubblica". Mężczyzna jest obecnie osobą podejrzaną o nieumyślne spowodowanie śmierci dwulatka.
Przyczynę śmierci Nicola pomoże ustalić sekcja zwłok, którą zaplanowano na środę. Biegli zlecili też badania toksykologiczne.
Źródło: Rai News, La Repubblica
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps