Dwóch oficerów policji, żołnierz i 12 kurdyjskich bojowników Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) zginęło w czwartek i piątek w trakcie operacji tureckich służb na południowym wschodzie kraju. W mieście Cizre śmierci cudem uniknął czołgista. Strzelał do budynków, dopóki rakieta nie uderzyła w jego maszynę. Stanęła w płomieniach, a on wyskoczył, nim zjechała na pobliskie budynki.
Od tygodni w południowo-wschodniej Turcji krajobraz rysuje się wyjątkowo ponuro. W miastach Cizre w prowincji Sirnak i Diyarbakir w prowincji o tej samej nazwie, gdzie turecka armia prowadzi operacje przeciwko Kurdom, znów zginęli ludzie.
Czołg zjeżdża w przepaść
Choć straty po stronie kurdyjskiej są znacznie większe, to Turcy dysponujący armią, a więc również ciężkim sprzętem, też stają się ofiarami ataków. Obok 12 zabitych bojowników PKK, w Cizre i Diyarbakir zginęło dwóch policjantów i żołnierz.
Zginąć mógł też drugi żołnierz, który na obrzeżach Cizre obsługiwał czołg. Na udostępnionym przez agencję Reutera przekazie, mającym przedstawiać czwartkowe walki, widać jak turecki żołnierz uderza w kolejne budynki w okolicy, dopóki na jego maszynie nie ląduje rakieta. Czołg staje w ogniu, a uderzenie jest najwyraźniej tak silne, że czołgista zdający sobie sprawę z niebezpieczeństwa otwiera właz i ucieka, cudem "wyprzedając" zjeżdżającą na niego bezwładne maszynę.
Ta zjeżdża na domy mieszkalne, kompletnie je niszcząc.
Nie wiadomo, czy ktoś się w nich znajdował.
Na południowy wschód Turcji, gdzie dominują Kurdowie, przemoc wróciła w minionym roku. Dwuletnie zawieszenie broni między PKK i Ankarą zostało zerwane w lipcu. Od tego czasu w starciach separatystów i tureckich służb zginęły tysiące ludzi - głównie po stronie kurdyjskiej. Turecka strona twierdzi, że zabiła ponad trzy tysiące bojowników. Ilu cywilów zginęło w ostatnich sześciu miesiącach, nie wiadomo.
Autor: adso/ja / Źródło: Reuters