Hlib Stryżko uczestniczył w krwawych walkach o zakłady Azowstal w Mariupolu. – Bardzo często, gdy zamykam oczy, widzę ten moment, gdy czołg wystrzelił w moją stronę i zostałem ranny. Tego samego dnia jeden z moich kolegów obsługujący karabin maszynowy zginął. Za każdym razem odczuwasz to osobiście. Za każdym razem, gdy słyszysz przez walkie-talkie czy w cztery oczy, że ktoś zginął, przywołuje to wspomnienia o tej osobie – opowiada żołnierz w rozmowie z dziennikarzem CNN.
"Zabiłeś mi syna"
Nieprzytomny Stryżko trafił w ręce Rosjan na 17 dni. – Dowiedziałem się w karetce, że trafiłem do niewoli. Był tam ze mną jeszcze inny żołnierz z podobnymi obrażeniami. Zapytał mnie "Czy jesteś nasz?". Ratownicy powiedzieli mu, że nie jest teraz jasne, kogo ma na myśli, mówiąc "nasz" – wspomina Ukrainiec.
- Poinformowali mnie, że jestem jeńcem (tak zwanej) Donieckiej Republiki Ludowej. Kiedy trafiłem do ich szpitala, rosyjski żołnierz powiedział mi, że od teraz będę musiał zapomnieć o języku ukraińskim i że dostanę pomoc tylko wtedy, gdy poproszę po rosyjsku – relacjonuje Stryżko.
Czytaj więcej: Zakłady Azowstal w Mariupolu. Kiedyś duma Sowietów, dziś ostatni bastion Ukraińców
W szpitalu leżał z innym Ukraińcem. Byli przykuci kajdankami do łóżek, musiały ich karmić pielęgniarki. - Mówiły mi: "Przez ciebie zginął mój syn". Próbowałem być wyrozumiały, ale oni oskarżali nas o rzeczy, których nigdy nie zrobiliśmy. I cały czas czytano nam rosyjskie wiadomości. To była duża presja psychiczna – podkreśla.
Stryżko miał szczęście. Rosjanie zdecydowali się na wymianę jeńców i trafił z powrotem do swoich.
Autorka/Autor: eŁKa/rzw
Źródło: CNN