Uzbrojony jechał z Obamą. "Mężczyzna z windy" rozprawia się z mitem


Przedstawiano go jako natrętnego i uzbrojonego szaleńca, który wsiadł do windy razem z prezydentem USA Barackiem Obamą. Incydent był jednym z wielu w ostatnim czasie przykładów niekompetencji prezydenckiej ochrony. "The New York Times" dotarł do "mężczyzny z windy". Okazuje się, że incydent kosztował go utratę pracy i szereg innych nieprzyjemności. Z jego relacji wynika, że ktoś inny jest winny złamania procedur bezpieczeństwa.

Mężczyzna z windy, którego prasa przedstawiała też jako natrętnego gapia nagrywającego prezydenta telefonem komórkowym, to w rzeczywistości pracownik ochrony oddelegowany do pracy z Secret Service.

Kenneth Tate przez lata był pracownikiem budowlanym. Ostatnia praca na stanowisku ochroniarza w Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) z kontraktem na 42 tys. dolarów rocznie miała być spełnieniem marzeń.

W windzie z Obamą

Wszystko rozegrało się w połowie września w Atlancie w siedzibie Centrum, gdzie Obama brał udział w konferencji poświęconej walce z ebolą. Wizyta amerykańskiego prezydenta była wielkim wydarzeniem. Wówczas szefowie Tate'a powiedzieli mu, że ma obsłużyć windę, kiedy w budynku pojawi się Barack Obama.

Ok. godz. 14.30 prezydent wszedł do budynku. - Zaczepił mnie - powiedział Tate. - Zapytał mnie: "jak się masz?", zapytał o imię, wyciągnął rękę i uścisnęliśmy sobie dłonie. Powiedziałem mu, że to dla mnie zaszczyt i wskazałem mu drogę do windy. Wjechał z prezydentem, jego ochroną, i "jakimiś dwoma paniami" na odpowiednie piętro, a po spotkaniu zjechał z nimi na parter.

Następnie Tate odprowadził prezydenta do limuzyny i próbował zrobić pamiątkową fotografię. Jak powiedział, już wielokrotnie wykonywał takie zdjęcia ważnym gościom odwiedzającym budynek. Nie spodobało się to Secret Service.

Agenci zabrali go do jednej z sal i przesłuchali. Kazali usunąć zdjęcie i pytali, dlaczego mężczyzna w ogóle je zrobił. Tate tłumaczył, że uwiecznił samą limuzynę i kilku agentów w sposób, w jaki stacje telewizyjne relacjonują wizyty prezydenta.

Po przesłuchaniu szefowie kazali mu oddać odznakę ochrony, Tate wyłożył na blat służbową broń. Agenci Secret Service zdębieli, że w ogóle jest uzbrojony.

Sam Tate kilka dni później dostał wypowiedzenie. Twierdzi, że szefostwo nie podało powodów zwolnienia, a on sam nie miał pojęcia, że nie mógł mieć broni, będąc blisko prezydenta.

Seria wpadek Secret Service

Sprawa była już kolejną w serii nagłośnionych przez prasę wpadek Secret Service i przyczyniła się do dymisji szefowej służby Julii Pierson. Okazało się bowiem, że Tate ochraniając Obamę, cały czas miał przy sobie broń, co jest naruszeniem protokołu bezpieczeństwa Secret Service. Wyszło też na jaw, że Tate ma kryminalną przeszłość. Kilkukrotnie był aresztowany za rzekomą kradzież i napad, ale nigdy go nie skazano.

Tate twierdzi, że to on jest największą ofiarą całej tej historii. - Zgodnie z przekazem medialnym, byłem obcym, który niespodziewanie wsiadł do windy - tłumaczył Tate. - A przecież zostałem do tego zobligowany.

Autor: pk//gak/kwoj / Źródło: New York Times