Iran - pozornie odległe i nieobliczalne regionalnie mocarstwo - może niebawem postawić pod znakiem zapytania nie tylko swoją przyszłość, ale też Zachodu. Ewentualna wojna, jak wskazują eksperci, nie będzie przypominać tej z Afganistanu czy Iraku. Byłby to atak na konkretne cele - instalacje pracujące na rzecz produkcji broni nuklearnej.
Stany Zjednoczone zaatakują pierwsze i nie będą czekały na nic innego, na żaden pretekst z wyjątkiem ewentualnych dalszych dowodów na postęp Iranu w budowie broni jądrowej. dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
- Stany Zjednoczone zaatakują pierwsze i nie będą czekały na nic innego, na żaden pretekst z wyjątkiem ewentualnych dalszych dowodów na postęp Iranu w budowie broni jądrowej - uważa politolog dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.
Przestarzały sprzęt i rakiety
Dane o sile militarnej obu potencjalnych przeciwników tylko z pozoru dają przewagę Iranowi. Liczebność armii państwa ajatollachów szacowana jest na grubo ponad pół miliona.
- Większość z tych sił to jednak są siły lądowe. To jest 350 tysięcy armii i 100-tysięczny korpus strażników rewolucji, a w przypadku floty jest to 18-tys. marynarka wojenna regularnej armii i 20 tysięcy morskich sił strażników rewolucji - wyjaśnia Marcin Andrzej Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
Problemem irańskiej armii jest w większości przestrzały i bardzo zróżnicowany jakościowo sprzęt.
- Część z niego to jeszcze to, co pozostało z czasów monarchii. Jest też sprzęt z Chin, Korei Północnej czy Związku Radzieckiego - mówi Tadeusz Wróbel, publicysta"Polski Zbrojnej"
Atutem w rękach Irańczyków są konwencjonalne rakiety krótkiego i średniego zasięgu. Szacuje się, że tych drugich - o nazwie Shahab 3 - Iran posiada od 25 do 100. Mogą one trafiać w cele na odległość od półtora do dwóch tysięcy kilometrów. A ten zasięg sprawia, że potencjalnym obiektem ataku islamskiego reżimu może być większość miast w każdym państwie na Bliskim Wschodzie.
I to jest właśnie sposób Iranu na odstraszenie sojuszników USA w regionie.
Domownik Zatoki Perskiej
O Amerykanach można powiedzieć, że to niemal domownik rejonu Zatoki Perskiej, a co najmniej sublokator. Skutkiem sojuszy z taki państwami jak Kuwejt, Bahrajn, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman są liczne bazy wojskowe USA - przede wszystkim zaś ta w Bahrajnie, który jest siedzibą dowództwa Piątej Floty.
Obecnie siły amerykańskie w rejonie Zatoki Perskiej to ok. 40 tysięcy żołnierzy. Tyle, że w każdej chwili można ten potencjał zwiększyć. W ciągu kilku, kilkunastu dni na teren wojennych działań może dotrzeć złożona z 21 okrętów armada Szóstej Floty, stacjonującej na Morzu Śródziemnym. W rejon sporu wiedzie prosta droga przez Kanał Sueski, Morze Czerwone i Morze Arabskie.
Kolejny rezerwuar sił USA to liczące sto tysięcy oddziały w sąsiadującym z Iranem od wschodu Afganistanie.
W zgodnej opinii ekspertów skala tej wojny nie przypominałaby działań, które widzieliśmy w Iraku czy Afganistanie. - Jeśli cokolwiek miałoby się dziać, to ograniczyłoby się do kilku wybranych celów, które byłyby zrealizowane przez siły powietrzne oraz ewentualnie siły specjalne - mówi płk dr Jacek Trębecki z Akademii Obrony Narodowej.
Cel tych jawnych ataków i tajnych misji nie budzi wątpliwości. To głównie irańskie instalacje pracujące na rzecz produkcji broni nuklearnej. Część z nich jest zakopana głęboko pod ziemią i to tam mieliby docierać podczas błyskawicznych wypadów komandosi z legendarnych jednostek Navy SEALs.
Nie chcą regionalnego mocarstwa
Na likwidacji atomowego zagrożenia ze strony Iranu zależy wielu jego sąsiadom. - Wiele państw nie chce mieć nuklearnego konkurenta w postaci Iranu - regionalnego mocarstwa. Nie chce tego Pakistan, który jest dziś jedynym islamskim krajem z bronią jądrową, nie chce tego Arabia Saudyjska mająca ambicje przewodzenia całemu islamowi - mówi Kostrzewa-Zorbas.
Jednak przede wszystkim nie chce tego Izrael, a to on byłby najbardziej narażony na irański atak atomowy. Kształt jego granic i wrogie geopolityczne otoczenie sprawiają, że państwo to, pozbawione jest tak zwanej głębi strategicznej. Mówiąc prościej - nie ma dokąd uciec i w zasadzie jeden pocisk z głowicą jądrową może ten kraj unicestwić.
Tyle, że gdyby Izrael bezpośrednio i otwarcie zaangażował się w ten konflikt, wówczas wszystkie państwa muzułmańskie stanęłyby po stronie Iranu. A taka perspektywa mogłaby już oznaczać wstęp do trzeciej wojny światowej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24