19 ambasad na Bliskim Wschodzie i w Afryce pozostanie zamkniętych do soboty z powodu przechwyconej przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa korespondencji między przywódcami Al-Kaidy. Pakistan i Jemen są pod szczególnym nadzorem - w stolicach obu krajów znacznie wzmocniono środki bezpieczeństwa. Zamach możliwy jest w każdej chwili. Sytuacja przypomina to, co działo się przed 11 września - przekonują politycy.
W niedzielę USA zamknęły 22 placówki dyplomatyczne na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Powodem była przechwycona korespondencja między przywódcami Al-Kaidy. Mieli oni wymieniać informacje dotyczące przygotowywanego ataku.
W niedzielę wieczorem Departament Stanu USA podał, że przez najbliższy tydzień nadal zamkniętych będzie 19 ambasad - m.in. w ZEA, Bahrajnie, Egipcie, Jordanii, Kuwejcie, Libii, Omanie, Jemenie, Arabii Saudyjskiej i Sudanie. Pracować przestaną też cztery kolejne: na Madagaskarze, w Burundi, Rwandzie i na Mauritiusie. Pracę w poniedziałek wznowią za to placówki w Afganistanie, Iraku i Algierii.
Alert w Jemenie i Pakistanie
Rzeczniczka Departamentu Stanu jako powód dalszego zamknięcia ambasad podała "ostrożność, ale nie nowe groźby". Departament Stanu ostrzegł też obywateli USA przed podróżami na Bliski Wschód, a zwłaszcza do Jemenu.
To właśnie w tym kraju zagrożenie ma być szczególnie duże. W Jemenie swoje placówki zamknęły również Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Żołnierze zablokowali drogi wokół ambasad USA i Wielkiej Brytanii, a przed placówką francuską postawiono snajperów. Zwiększono też ochronę pałacu prezydenckiego w Sanie.
"Czerwony alert" wprowadzono także w Pakistanie. Nad Islamabadem krążą helikoptery, które szukają bojowników na wzgórzach Margalla wokół miasta - podała CNN, powołując się na dwóch wysokich urzędników Pakistanu. Wzmocniono też ochronę wielu budynków, w tym kwater pakistańskich sił powietrznych i marynarki wojennej.
Pomogła NSA
- Stany Zjednoczone są w stanie pogotowia. Wydaje się, że zamach może nastąpić w każdej chwili - powiedział w telewizji CBS przewodniczący komisji ds. bezpieczeństwa wewnętrznego Izby Reprezentantów Michael McCaul. Dodał, że chodzi o groźby "najbardziej wiarygodne i najbardziej precyzyjne" od czasu zamachów z 11 września 2001 r. w Nowym Jorku. Również senator Saxby Chambliss z senackiej komisji wywiadu powiedział w telewizji NBC, że przechwycona korespondencja "bardzo przypomina to, co działo się przed 11 września".
Chambliss dodał, że w jej zdobyciu pomogła NSA - Narodowa Agencja Bezpieczeństwa, która przechwytuje e-maile i rozmowy telefoniczne - ostatnio na celowniku za sprawą Edwarda Snowdena, który ujawnił rozmiary prowadzonej przez nią inwigilacji. - Gdybyśmy nie mieli tych programów, nie moglibyśmy podsłuchiwać tych złych gości - przekonywał.
Lekcja po Bengazi
Z kolei przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA gen. Martin Dempsey wyjaśnił, że "nastąpił istotny wzrost przesyłanych tekstów z pogróżkami i dlatego reagujemy". - Cel ataków nie jest znany, ale intencja jest jasna. Polega na zaatakowaniu interesów państw zachodnich, nie tylko amerykańskich - powiedział Dempsey w programie "This Week" telewizji ABC. Politycy przypominają, że alert jest pokłosiem ataku z 11 września ubiegłego roku na amerykański konsulat w Bengazi w Libii. Zginął wówczas ambasador USA Christopher Stevens i trzech innych Amerykanów. - Bengazi to była totalna porażka. Groźby były prawdziwe, a my po prostu je zignorowaliśmy. Na szczęście, dzięki Bogu, wyciągnęliśmy z tego lekcję - skomentowała w niedzielę w CNN senator Lindsey Graham.
Autor: jk\mtom/zp / Źródło: Reuters, PAP, CNN