- Pliki zostały znalezione w piątek rano, zanim doszło do spotkania Trumpa z Putinem,
- W znalezionych arkuszach znalazły się - jak podaje serwis radia - numery telefonów pracowników rządowych USA, ale i szczegółowe informacje o spotkaniach.
- To kolejny dowód niechlujstwa i niekompetencji - skomentował Jon Michaels, profesor prawa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles.
W drukarce jednego z hoteli w Anchorage na Alasce znaleziono dokumenty państwowe zawierające szczegóły w sprawie szczytu Donalda Trumpa i Władimira Putina - poinformował w sobotę serwis National Public Radio (NPR).
To osiem stron dokumentów z oznaczeniami Departamentu Stanu USA. Miały się znaleźć w hotelu oddalonym o ok. 20 minut od bazy wojskowej Elmendorf–Richardson, w której później spotkali się przywódcy USA i Rosji.
Co w dokumentach?
Najprawdopodobniej zostały sporządzone przez pracowników ze Stanów Zjednoczonych i przypadkowo pozostawione w jednej z ogólnodostępnych drukarek hotelowych.
Według NPR dokumenty znalazło trzech gości hotelu, którzy nie chcieli ujawnić swojej tożsamości. NPR opublikował zdjęcia stron, przesłane przez jednego z gości.
Biały Dom ani Departament Stanu nie odpowiedziały na prośbę o komentarz w sprawie znalezionych dokumentów - przekazało amerykańskie radio publiczne.
Podało, że arkusze zawierały dokładne informacje o miejscu i czasie spotkań, w tym o ich kolejności, włącznie z nazwami sal na terenie bazy wojskowej. Wynika z nich też, że Trump miał przekazać Putinowi prezent - statuetkę biurkową z bielikiem amerykańskim.
Kolejne strony zawierały nazwiska i numery telefonu trzech pracowników amerykańskiej administracji i nazwiska przedstawicieli władz USA i Rosji. Zamieszczono fonetyczny zapis nazwisk Rosjan, uczestniczących w szczycie. Zaznaczono, że nazwisko rosyjskiego prezydenta należ wymawiać jako "POO-tihn".
Miał być lunch
Dokumenty opisywały też lunch, który miał odbyć się podczas szczytu. Napisano, że miał być wydany "na cześć jego ekscelencji Władimira Putina". Przywódcy USA i Rosji mieli siedzieć naprzeciwko siebie. W menu zaplanowano sałatę, filet mignon, halibuta i creme brulee. Jednak lunch, który miał składać się z trzech dań, nie doszedł do skutku.
- Uważam, że to kolejny dowód niechlujstwa i niekompetencji administracji. Po prostu nie zostawia się dokumentów w drukarkach. To takie proste - powiedział Jon Michaels, profesor prawa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles.
Serwis podkreślił, że jest to najnowszy przykład z serii naruszeń bezpieczeństwa popełnionych przez urzędników administracji Trumpa. Na początku tego tygodnia członkowie czatu grupowego organów ścigania, w której uczestniczyli funkcjonariusze Służby Imigracyjnej i Celnej (ICE), dodali przypadkową osobę do rozmowy na temat trwających poszukiwań skazanego za usiłowanie zabójstwa.
NPR przypomniał też tzw. aferę Signalgate, gdy omyłkowo zaproszono na grupowy czat, gdzie omawiano planowane uderzenia w Jemenie, redaktora naczelnego magazynu "Atlantic" Jeffreya Goldberga.
Autorka/Autor: akr/kg
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/GAVRIIL GRIGOROV/SPUTNIK/KREMLIN POOL / POOL