W trakcie rosyjskiej okupacji Chersonia na terenie miasta działała zakonspirowana grupa, zbierająca i przekazująca siłom zbrojnym Ukrainy dane na temat aktywności rosyjskich wojsk. Ich historię opisał amerykański "Wall Street Journal", przytaczając przykłady działań ukraińskich partyzantów. Zwykli ludzie szpiegujący Rosjan stali się tajną bronią Ukrainy, przyczyniając się ostatecznie do wyparcia agresora z zachodniego brzegu Dniepru - komentuje nowojorski dziennik.
Jak pisze "Wall Street Journal", duży sklep z elektroniką w Chersoniu służył rosyjskim siłom jako szpital polowy, koszary i magazyn żywności. W mijającym roku lokalni ukraińscy aktywiści wysyłali wojsku zdjęcia przez zaszyfrowany kanał Telegram. Pozwoliło to namierzyć sklep i całkowicie go zniszczyć.
"Grupa ukraińskich partyzantów z Chersonia uczyniła szpiegowanie Rosjan częścią swojej codziennej rutyny, odgrywając kluczową rolę w kierowaniu ukraińskimi precyzyjnymi uderzeniami, które ostatecznie zmusiły Moskwę do opuszczenia Chersonia w zeszłym miesiącu" - podkreśla "WSJ", powołując się na ukraińskie źródła.
Chersońscy partyzanci z Telegrama
Telegramowa grupa partyzantów z Chersonia została założona dzień po inwazji Rosji na Ukrainę. Na początku marca do miasta wjechały rosyjskie jednostki z namalowanym symbolem rosyjskiej agresji - literą Z. Nawiązując do tego znaku, grupa przyjęła nazwę "Ruzzians Go Home".
Osoby zaangażowane w działanie grupy zdradziły, że liczyła ona około 20 osób. Po tym, gdy Rosjanie zablokowali ukraiński internet, partyzanci korzystali z rosyjskich kart SIM i sieci VPN. Działania grupy koordynowało dwóch oficerów ukraińskich jednostek rozpoznania, którzy weryfikowali nadsyłane zdjęcia i ich współrzędne, a następne przekazywali je siłom zbrojny Ukrainy.
Tajna broń Ukraińców
Kilka dni po rozpoczęciu wojny jeden z jej członków, Ołeksandr, który przed inwazją pracował w branży IT, otrzymał zdjęcie rosyjskich pojazdów wojskowych w okolicach lotniska pod Chersoniem. Następnego ranka dowódca sił zbrojnych Ukrainy, generał Walerij Załużny umieścił w internecie nagranie, na którym widać moment ukraińskiego uderzenia na rosyjską kolumnę przy lotnisku w Czornobajiwce. "Witamy w piekle!" - pisał Załużny.
Do grupy należał także Maksym, mechanik samochodowy, który odbył trzy podróże na tymczasowo okupowany Krym z rosyjskimi oficerami, których auta naprawiał. Przez cały ten czas mężczyzna zbierał informacje dla ukraińskiego wywiadu. By zachować zimną krew, przed każdą podróżą zażywał środki uspokajające.
Przy okazji trzeciego wyjazdu zatrzymali się w Symferopolu, gdzie rosyjscy oficerowie zaprosili go na drinka. Treść przeprowadzonej wówczas rozmowy pozwoliła ukraińskiemu wywiadowi ustalić, że znaczna część rosyjskich żołnierzy została zakwaterowana nie w Chersoniu, a we wsi Tarasiwka na południu obwodu chersońskiego.
Gazeta wspomina też o "technicznym geniuszu", który należał do zakonspirowanej grupy. Przechwytywał rosyjskie komunikaty pozwalające ukraińskim żołnierzom z wyprzedzeniem ostrzegać o atakach i ułatwiać lokalizację rosyjskiej artylerii. - Przeprowadzimy ostrzał za dwie lub trzy minuty - mówił rosyjski żołnierz na nagraniu, które udostępniono "WSJ". Na kolejnych materiałach słychać już Rosjan, którzy pod ukraińskim ostrzałem zastanawiają się, jak wykryto ich położenie.
Rosyjskie służby na tropie
Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa szybko zaczęła interesować się działaniem grupy. 28 marca funkcjonariusze FSB aresztowali jednego z jej członków, a wkrótce zatrzymali dwóch kolejnych. - Natychmiast zaczęliśmy podejrzewać, że ktoś z grupy donosi - powiedział Ołeksandr.
Od tej pory w grupie wprowadzono zasadę, zgodnie z którą każdy z członków codziennie rano musiał wysyłać krótkie nagranie, potwierdzające, że przebywa w domu i nie został zatrzymany. Osoby, które nie przekazały potwierdzenia, natychmiast usuwano z czatu.
Daniłow: nasi chłopcy i dziewczęta są wszędzie
Nowojorski dziennik cytuje szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksija Daniłowa, który wskazuje na pomoc takich partyzantów jak z Chersonia w kampanii odzyskiwania terenów zajętych przez Rosjan. - Tak samo będzie w Doniecku, w Ługańsku i wszędzie. Nasi chłopcy i dziewczęta są wszędzie - mówi Daniłow, odnosząc się sytuacji na wschodnich terenach okupowanych przez Moskwę.
Andrij, oficer ukraińskiego wywiadu, który odbierał informacje od grupy, podkreśla, że ich działanie było "ogromną pomocą". - Ci ludzie widzą, jak poruszają się rosyjskie czołgi, widzą, gdzie żołnierze idą na obiad, gdzie imprezują, gdzie robią pranie, i dzielą się z nami tymi informacjami - ocenia urzędnik.
Źródło: "Wall Street Journal", PAP