Rosnące napięcia skupione wokół Ukrainy i Rosji tematem "Jeden na jeden". Gość programu, wiceszef MSZ Marcin Przydacz, stwierdził, że to Rosja "podgrzewa atmosferę" i tłumaczył, że w ocenie sytuacji trzeba brać pod uwagę fakty, a tymi są - jak wymienił - gromadzenie rosyjskich wojsk przy granicy i ćwiczenia na dużą skalę. Przydacz w programie zapytany został między innymi o możliwą ewakuację polskiej ambasady w Kijowie.
Gościem sobotniego wydania "Jeden na jeden" w TVN24 był wiceszef resortu spraw zagranicznych Marcin Przydacz. W kontekście długoletniej wojny w Iraku zapytany został, czy zakłada, że Amerykanie mogą się mylić w swoich przewidywaniach dotyczących działań Rosji.
- Zawsze należy zakładać ewentualną pomyłkę czy dezinformację strony przeciwnej, natomiast słuchając prezydenta Bidena, ale też realizując dialog z Amerykanami przez ostatnie miesiące, jednak mam przypuszczenie, że to jednak Amerykanie mogą być bliżej prawdy - odpowiedział.
Przydacz tłumaczył, że w tym przypadku trzeba patrzeć na fakty. - Są następujące: ponad 100 tysięcy żołnierzy rosyjskich stacjonuje tuż przy granicy ukraińskiej, ponad 30 tysięcy żołnierzy rosyjskich ćwiczy na Białorusi z niewiadomego powodu, nagle i w środku zimy. Widzimy tak wielkie ćwiczenia, widzimy też ruchy marynarki wojennej zbliżającej się do Ukrainy, obserwujemy ćwiczenia nuklearne na terytorium Rosji - wymienił.
- To fakty, że Rosja podgrzewa tę atmosferę - podsumował.
Prowadzący program Marcin Zaborski przypomniał, że Stany Zjednoczone sygnalizowały, że do inwazji wojskowej może dojść w środę 16 lutego.
Przydacz ocenił, że "Amerykanie, częściowo informując opinię publiczną, wytrącają pewne argumenty stronie rosyjskiej". - Dopuszczam taką myśl, że rzeczywiście były plany działań zbrojnych w środę. Fakt ujawnienia ich przez Waszyngton mógł spowodować po stronie rosyjskiej pewnego rodzaju zmianę podejścia, zmianę decyzji albo przerzucenie tego na kilka dni do przodu. To oczywiście, w perspektywie najbliższych dni, okaże się, kto miał rację - powiedział.
W "Jeden na jeden" padło pytanie o to, ile uchodźców jest w stanie przyjąć nasz kraj. - Są tutaj przygotowywane odpowiednie plany, odpowiednie miejsce, zabezpieczenia. Przepustowość polskich granic to nawet do kilkudziesięciu tysięcy osób dziennie. Możemy się spodziewać nie tylko tysięcy, co setek tysięcy, a być może większej liczby osób. Wszystkie postaramy się zaakomodować tutaj wewnątrz - mówił. - W tym momencie wojewodowie przygotowują listę miejsc zakwaterowania - dodał.
- Powinniśmy być przygotowani na większe liczby niż spodziewane - przyznał.
>> Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł polecił włodarzom wskazać miejsca do kwaterowania uchodźców
Przydacz zauważył, że "problem ten już jest międzynarodowy". - To nie Polska musi szukać innego rozwiązania. Wielu sojuszników już dziś zgłasza się do nas z gotowością czy chęcią pomocy w sprawach uchodźców - przekazał.
W sobotę rano poinformowano, że Rada Ministrów przyjęła w trybie obiegowym uchwałę ustanawiającą rządowy program Pomoc dla Ukrainy. - Program zakłada powołanie dwóch zespołów, jeden zespół dotyczyć będzie akomodowania rannych, zapewnienia ich opieki. Jesteśmy w kontakcie ze stroną Ukraińską. Nie chcemy wywoływać paniki. Musimy być przygotowani, mogą pojawić się ranni. Trzeba przewidzieć, w jaki sposób ich transportować - opisał Przydacz. Precyzował, że tym zespołem będzie zarządzać wiceminister zdrowia.
Wiceszef MSZ: jesteśmy przygotowani na ewakuację polskiej ambasady w Kijowie
Przydacz pytany był w programie także o działanie polskiej ambasady w Kijowie. - Śledzimy cały czas tę sytuację. Jeśli będzie pilna potrzeba ewakuacji ambasady, to oczywiście podejmiemy tę decyzję. Jesteśmy na to przygotowani, mamy wdrożone odpowiednie plany - opisał.
Rosyjskie wojska przy granicy z Ukrainą
Rosja przekazała w tym tygodniu, że zaczęła wycofywać część sił z obszarów sąsiadujących z Ukrainą. Kijów i Zachód zakwestionowały to oświadczenie, wskazując, że dostępne im dane sugerują raczej zastępowanie części żołnierzy i sprzętu, co nie jest równoznaczne z wycofaniem części wojsk.
Raport tvn24.pl: Rosja-Ukraina. Sytuacja na granicy i przyczyny konfliktu
Amerykański ambasador przy OBWE Michael Carpenter przekazał w piątek, że Rosjanie "prawdopodobnie zgromadzili między 169 a 190 tysięcy żołnierzy na Ukrainie i blisko jej granic". Dla porównania podał, że 30 stycznia było ich około 100 tysięcy.
Przydacz o słowach Jakiego: nie jest to stanowisko MSZ
Wiceminister spraw zagranicznych był pytany o słowa europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego, który na antenie telewizji rządowej mówił, że "Niemcy robią to, co robiły zawsze, czy robiła to I, II, czy kolejna Rzesza, mianowicie chcą zdominować Polskę". - To jest opinia pana posła Jakiego. Nie jest to stanowisko Ministerstwa Spraw Zagranicznych. (…) Nasz MSZ widzi konieczność budowania jedności Zachodu wobec naporu rosyjskiej agresywnej polityki - powiedział.
- Nie podpisałbym się pod tymi słowami, zwłaszcza pod takimi wycieczkami historycznymi, natomiast jasnym jest, że wiele państw chce poszerzać swoją strefę dominacji. Nie ma w tym nic zaskakującego. Są państwa duże, jak wspomniane państwa Unii Europejskiej, które chciałyby poszerzać swoją możliwość oddziaływania, także i na Polskę. Jedni powiedzą, że to jest próba odebrania suwerenności, drudzy powiedzą, że to próba rozpychania się w ramach funkcjonujących procedur - ocenił.
Przydacz przyznał, że sam uważa, iż "rzeczywiście na tym etapie powinniśmy się koncentrować na budowaniu jedności, ale to nie znaczy, że nie możemy krytykować naszych partnerów z Unii Europejskiej w miejscach, w których oni nadużywają swoich uprawnień".
Wiceszef MSZ o zaporze na granicy z Ukrainą: nie ma takich planów
Wiceminister Przydacz był także pytany o plany budowy zapory na granicy z Ukrainą, podobnej do tej, która powstaje na granicy z Białorusią. - Nie przypominam sobie, żeby były takie plany o stawianiu zapory na granicy polsko-ukraińskiej - powiedział.
Prowadzący przypomniał słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z grudnia 2021 roku, gdy powiedział: "nie wykluczam, że powstająca już zapora graniczna będzie musiała zostać wzmocniona, przedłużona na granicę z Ukrainą". - Brak wykluczenia nie znaczy, że są konkretne plany - komentował Przydacz.
- Koncentrujemy się na tym etapie na budowie zapory na granicy polsko-białoruskiej, dlatego że to z tamtego kierunku grozi nam napływ nielegalnych migrantów, celowo sprowadzanych tam przez Alaksandra Łukaszenkę. Jeśli ten proceder miałby się rozszerzyć na inne granice i zagrażałby bezpieczeństwu państwa polskiego, to oczywiście nie można wykluczać, że ta zapora będzie musiała być przedłużona - powiedział. Jak jednak dodał, "na tym etapie brak jest uzasadnionego przypuszczenia, że w perspektywie następnych dni liczba nielegalnych migrantów miałaby rosnąć na granicy ukraińskiej".
Dopytywany o to, czy procedura siłowego przepychania migrantów przez polską granicę może powtórzyć się na wiosnę, Przydacz stwierdził, że "na granicy białoruskiej oczywiście może wybuchnąć od nowa". - Jeśli państwo ukraińskie zachowa swoją spójność tak jak teraz, jeśli zachowa swoją funkcjonalność, to jestem przekonany, że będzie w stanie bronić swojej granicy - powiedział.
Przydacz: nie możemy wykluczyć prowokacji na granicy z Białorusią
Przy tej okazji wiceminister spraw zagranicznych pytany był o to, czy w związku z napięciem na Ukrainie polskie władze obawiają się prowokacji na granicy z Białorusią. - Nie możemy wykluczyć takiego scenariusza, że w ramach odwracania uwagi, wiązania sił sojuszniczych na innym kierunku, mogą pojawić się także tego typu sytuacje na granicy - odpowiedział.
- Musimy mieć świadomość, że Alaksandr Łukaszenka jest politycznie w pełni zależny od decyzji Kremla. To są państwa sojusznicze, armie są ze sobą bardzo silnie zintegrowane, białoruskie służby specjalne są w pełni zinfiltrowane przez Rosję. To niestety Moskwa będzie decydować o przyszłości tego, co się tam będzie działo - tłumaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24