Kijów ostatecznie zablokował rosyjski tranzyt wojskowy do separatystycznego Naddniestrza. Poważnie ograniczyła go też Mołdawia. Rosja alarmuje, że to początek sterowanej przez Zachód operacji likwidacji "republiki". Ukraina, zabezpieczając się przed dywersją na tyłach, dała jednocześnie Moskwie wygodny pretekst do rozpętania wojny.
Około 200 km długości, szerokość od 40 do - miejscami -zaledwie 4 km. Wciśnięte między Ukrainę i Mołdawię separatystyczne Naddniestrze funkcjonuje tylko dzięki pomocy Rosji. Naddniestrzańska Republika Mołdawii (PMR), bo taką nosi nazwę, to lewobrzeżna część Republiki Mołdawii, nieuznająca władz mołdawskich w Kiszyniowie.
Naszpikowany wojskiem i bronią region, nazywany często "lądowym lotniskowcem" Rosji, może stać się bezpośrednim powodem wybuchu regularnej wojny na Wschodzie. Gwałtownemu wzrostowi napięcia w czworokącie Moskwa - Kijów - Tyraspol - Kiszyniów towarzyszy ostry kryzys polityczny w Mołdawii i Rumunii - a więc u dwóch potencjalnych sojuszników Ukrainy w starciu z Rosją i Naddniestrzem.
Wróg na tyłach
Poczynając od kwietnia 2014 r. Ukraina poważnie bierze pod uwagę militarne zagrożenie ze strony Naddniestrza i stacjonujących tam rosyjskich oddziałów. W obawie przed atakiem z zachodu, musiała wysłać tam część swych sił, tak potrzebnych w Donbasie. Wzdłuż granicy powstał pas umocnień (m.in. rowy przeciwczołgowe).
Naddniestrze jest bardzo groźne z racji położenia geograficznego - sąsiaduje z obwodem odeskim, obok Donbasu i Charkowszczyzny najbardziej zagrożonym destabilizacją regionem Ukrainy. Wciąż istnieje niebezpieczeństwo podjęcia prób utworzenia separatystycznej tzw. Odeskiej Republiki Ludowej. Wówczas Naddniestrze zyskałoby wyjście na morze, połączenie z Krymem i Noworosyjskiem.
Kijów jest przekonany, że próbę takiego manewru podjęto już na początku maja 2014 r., gdy doszło w Odessie do ulicznych starć i tragicznego pożaru Domu Związków Zawodowych, w którym zginęło kilkadziesiąt osób. Z Naddniestrza do Odessy przenikali wtedy "turyści Putina". Byli ukrywani przez lokalnych separatystów w prywatnych mieszkaniach, a także w ośrodkach wczasowych. Unikali wychodzenia na ulice, czekając na rozkaz z góry. Akcja zdestabilizowania Odessy się nie powiodła, zaś większości "turystów Putina" udało się zbiec z powrotem do Naddniestrza.
Ukraina wprowadziła wtedy zakaz podróży przez swe terytorium do i z Naddniestrza wszystkich obywateli Rosji płci męskiej w wieku 16-65 lat. Jednocześnie Mołdawia poważnie ograniczyła swobodę podróżowania mieszkańców Naddniestrza do Rosji. Dotyczy to 250 tys. osób z paszportami FR. Ograniczenie zagrożenia ze strony "turystów Putina" nie rozwiązywało jednak problemu militaryzacji Naddniestrza przez Moskwę, szczególnie ważkiego w obliczu konfliktu zbrojnego Ukrainy z Rosją w Donbasie.
Jednak dopiero 21 maja br. ukraińska Rada Najwyższa uchwaliła ustawy zrywające szereg umów wojskowych z Rosją, w tym dokument dotyczący tranzytu jej wojsk do Mołdawii. A to odcina Rosjanom drogę lądową do Naddniestrza. Umowa o tranzycie przez ukraińskie terytorium rosyjskich wojsk stacjonujących w Mołdawii (Naddniestrzu) obowiązywała od 1995 r. Ostatni gwóźdź do jej trumny wbił prezydent Petro Poroszenko, podpisując wspomniane ustawy 8 czerwca.
Nie tylko "siły pokojowe"
Rosyjska obecność wojskowa na terytorium Mołdawii trwa od momentu rozpadu ZSRR. Zrusyfikowane Naddniestrze ogłosiło niezależność od rządu w Kiszyniowie już w 1990 r. Gdy Mołdawia ogłosiła niepodległość, doszło do konfrontacji. W 1992 r. wybuchła wojna, którą zakończyła interwencja rosyjska po stronie separatystów. Od tamtej pory gwarantem istnienia Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawii jest stacjonujący na jej terenie rosyjski kontyngent wojskowy. Kiszyniów nie uznaje Naddniestrza i od przeszło dwóch dekad dąży - nieskutecznie - do uregulowania tego problemu, bo to jest warunek ewentualnego wejścia Mołdawii do UE i NATO.
Na szczycie OBWE w Stambule w listopadzie 1999 r. Borys Jelcyn zgodził się na ewakuację sił rosyjskich i arsenału postsowieckiego z Mołdawii do końca 2002 r. Ale kilkadziesiąt dni później stery Kremla przejął Władimir Putin i Rosja nigdy nie wypełniła zobowiązania. W styczniu 2010 r. wiceminister spraw zagranicznych Grigorij Karasin powiedział, że Rosja będzie kontynuowała misję pokojową w Naddniestrzu tak długo, aż dojdzie do ostatecznego rozwiązania problemu podziału Mołdawii.
Wiadomo, jak Kreml wyobraża sobie takie rozwiązanie: uznanie przez Naddniestrze zwierzchnictwa Mołdawii w zamian za bardzo dużą autonomię i prawo weta w takich kwestiach, jak choćby staranie się o członkostwo w UE i NATO. Zresztą podobny scenariusz Moskwa próbuje forsować teraz na Ukrainie, gdzie "republiki ludowe" z Donbasu deklarują, że są gotowe "być częścią Ukrainy" - w zamian za autonomię będącą faktycznie niezależnością od Kijowa, a zależnością od Moskwy.
Obecnie w Naddniestrzu stacjonuje - według danych oficjalnych - ok. 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy. To Operacyjna Grupa Rosyjskich Wojsk (OGRW) podlegająca Operacyjno-Strategicznemu Dowództwu Zachodniemu Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. OGRW ma w swoim statusie zapisy umożliwiające ewentualną agresję przeciwko Ukrainie (czy Mołdawii). Oficjalnie misją OGRW jest bowiem, oprócz "prowadzenia operacji pokojowej" i ochrony pochodzących z czasów sowieckich składów amunicji, reagowanie na zmieniającą się sytuację w regionie pod nadzorem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych.
Tylko jedna trzecia rosyjskich żołnierzy ma oficjalnie mandat sił pokojowych zgodny z zawieszeniem działań wojennych (Moskwa, 1992). Ten fakt okazuje się dziś bardzo ważny, wykorzystuje go Mołdawia.
Napięcie na linii Kiszyniów-Tyraspol rośnie coraz bardziej od czerwca 2014, gdy Mołdawia podpisała umowę stowarzyszeniową z UE, mimo sprzeciwu Rosji. Kiszyniów nie ukrywa niepokoju z powodu tego, co dzieje się na Ukrainie. Mołdawia zażądała od Moskwy wycofania jej żołnierzy z Naddniestrza. Teraz zaostrza swoją politykę.
Mołdawia nie ma formalnego zobowiązania, żeby przepuszczać przez swe terytorium rosyjskich żołnierzy, nawet tych operujących jako członkowie sił pokojowych. Bardzo uważnie tranzytowi wojskowemu Mołdawianie zaczęli się przyglądać po gwałtownych zajściach w Odessie na początku maja 2014 r. To wtedy pojawiły się doniesienia, że poprzez Naddniestrze rosyjskie służby sprowadzają do Odessy przebranych w cywilne ubrania członków specnazu.
25 maja br. rosyjski dziennik "Kommiersant" napisał, że od pewnego czasu Mołdawia dyskretnie zatrzymuje i deportuje rosyjskich żołnierzy, którzy próbują dostać się drogą powietrzną do Naddniestrza via Kiszyniów. Chodzić może nawet o setki osób - tych żołnierzy, którzy nie jadą na służbę w misji pokojowej i nie zapowiedzieli tego z miesięcznym wyprzedzeniem. Wcześniej przez wiele lat Mołdawia godziła się na tranzyt rosyjskich oficerów i żołnierzy przez kiszyniowskie lotnisko do Naddniestrza - i to niezależnie od tego, czy należeli do sił pokojowych.
26 maja MSZ Rosji oświadczyło, że jest "szczególnie zaniepokojone" tym, że „rosyjscy żołnierze sił pokojowych” dostają zakaz wjazdu do Mołdawii. Ale ministerstwo obrony nie chce nagłaśniać sprawy, mówiąc jedynie o „nieporozumieniu”.
Powietrzny most
Rosja ma dwie możliwości: albo wycofać swoje oddziały z Naddniestrza, albo negocjować korytarz powietrzny z Mołdawią. Tyle że dziś Kiszyniów uznaje jedynie siły pokojowe, reszta jest nielegalna. Wobec zaostrzenia postawy Mołdawii, Rosjanom pozostanie zapewne odnowione lotnisko w Tyraspolu. - Ministerstwu Obrony nie pozostaje inna opcja, jak dostawy dla sił rosyjskich mostem powietrznym, przy użyciu wojskowego lotnictwa transportowego. Rosyjski kontyngent będzie zaopatrywany w każdych okolicznościach - zapowiedział Jurij Jakubow z resortu obrony.
Zapowiedź mostu powietrznego stawia Kijów w trudnej sytuacji. Pytanie bowiem, czy zakazać, a jeśli tak, to czy ponieść ryzyko takiej decyzji, rosyjskich lotów wojskowych nad ukraińskim terytorium.
Tym bardziej, że decyzja o blokadzie wywołała w Rosji burzę i wysyp wojennych deklaracji. Wicepremier Dmitrij Rogozin oskarżył Ukrainę o "zdradę" jej własnych obywateli żyjących w Naddniestrzu, mając na myśli etnicznych Ukraińców stanowiących ok. 1/3 populacji regionu.
Zarazem w Rosji mówi się, że istnieją szacunki, że 6-7 miesięcy pełnej blokady ekonomicznej Naddniestrza doprowadzi do jego upadku. Oczywiście podjęte przez Kijów i Kiszyniów kroki to nie jest jeszcze blokada ekonomiczna, ale już choćby zapowiedzi nowego gubernatora Odessy Micheila Saakaszwilego o uszczelnieniu granicy z Naddniestrzem brzmią fatalnie dla Rosji i separatystów żyjących z przemytu. Do tego kurczy się szybko ludność tego regionu. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza wg oficjalnych danych spadła z 750 tys. do 500 tys. Nieoficjalnie zaś mówi się o rzeczywistej liczbie tylko 300 tys.
"Wydarzenia kilku ostatnich miesięcy sugerują, że rządy Ukrainy i Mołdawii, oczywiście ze wsparciem USA, przygotowują coś złego dla Naddniestrza i Noworosji" - piszą rosyjskie "Izwiestja". Nominację Saakaszwilego na gubernatora Odessy Rosjanie odebrali jako potwierdzenie wrogich zamiarów wobec Naddniestrza.
"Minister spraw zagranicznych" Naddniestrza Nina Sztański powiedziała 1 czerwca, że ukraińskie wojska koncentrują się nad granicą. - Każdy zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje na granicy: budują miasteczka namiotowe, rozmieszczają żołnierzy - mówiła Sztański.
"Ogień rakietowy z gradów ukraińskich sił zbrojnych jest zdolny kompletnie zniszczyć miasto Tyraspol, ufundowane przez Aleksandra Suworowa, po czym rzezimieszki z Ajdaru, Azowa i innych takich batalionów podniosą nad ruinami flagę Unii Europejskiej. Nominacja Saakaszwilego na gubernatora Odessy nie jest tylko sygnałem dla Rosji. To dzwonek alarmowy, syrena, grzmot. To praktycznie deklaracja wojny" - pisała gazeta "Pridniestrowaja Prawda".
Wojna?
W tej sytuacji najbardziej radykalni nacjonaliści rosyjscy znów wzywają do uznania niepodległości Naddniestrza, a następnie podpisania przez Rosję umowy o wzajemnej pomocy na wypadek ataku na ten region.
W Naddniestrzu zmotoryzowane pododdziały rosyjskie przystąpiły do ćwiczeń, m.in. odpierania ataków samolotów Su-25 i śmigłowców Mi-24.
Działania Kijowa i w mniejszym stopniu Kiszyniowa ws. Naddniestrza dały Rosjanom pretekst do wywołania wojny. Sytuacja przypominać może nieco kryzys na linii Rosja - Gruzja. Blokowanie przez prozachodnie władze w Tbilisi lądowego tranzytu wojskowego do bazy rosyjskiej w Armenii było jednym z pretekstów do inwazji w sierpniu 2008.
Dziś, po zapowiedzi uruchomienia mostu powietrznego, w rosyjskich mediach pojawiły się doniesienia - nie wiadomo, czy prawdziwe - że Kijów podjął decyzję o przeniesieniu przeciwlotniczego zestawu rakietowego S-300 do rejonu bołgogradzkiego w obwodzie odeskim. Ma on zablokować ewentualny most powietrzny.
Istnieje groźba, że to właśnie odmowa przepuszczenia wojskowych samolotów rosyjskich lub próba zmuszenia ich siłą do zawrócenia, gdyby wleciały nad Ukrainę bez jej zgody, da Moskwie podstawy do wojny na pełną skalę. Nie da się przy tym wykluczyć prowokacji. Jak mówi deputowany Dumy Siergiej Żelezniak, atak na rosyjskie siły w Naddniestrzu z pewnością będzie oznaczał wojnę z Ukrainą i "rosyjski marsz na Kijów".
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl