Trzymał pochodnię i tybetańską flagę


Amerykanin Andrew Michael wziął do ręki pochodnię olimpijską. To wydarzenie nie przeszłoby do historii, gdyby nie fakt, że mężczyzna zaprezentował jednocześnie małą flagę Tybetu, wystającą z rękawa. To pierwszy tego typu przypadek na trasie olimpijskiego ognia.

Zdarzenie miało miejsce w 9 kwietnia, podczas skróconej o połowę trasy sztafety olimpijskiej w San Francisco.

45-letni Michael, trzymający pochodnię wraz z Bonnie Bobbit, nie zapomniał o prześladowanych w Tybecie. Mała tybetańska flaga to zarazem wielki pokaz sprzeciwu wobec represji na Dachu Świata. Do tej pory żaden z dzierżących olimpijski ogień nie odważył się na taką manifestację.

Andrew Michael od lat zajmuje się działalnością charytatywną. Jest szefem organizacji Partnerships For Change (Partnerstwo dla Zmian), zajmującej się zrównoważonym rozwojem i pomocą humanitarną. Grupy, w których działa, wybudowały m.in. szkołę dla 1500 dzieci dotkniętych tragedią tsunami w 2004 roku.

Sam bohater wydarzenia nie wypowiedział się na temat swojej manifestacji.

Protesty na trasie ognia

Od kiedy pochodnia z ogniem olimpijskim zawitała do Wielkiej Brytanii, towarzyszą jej tysiące protestujących przeciwko łamaniu praw człowieka w Chinach, szczególnie w Tybecie.

We Francji, mimo nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, trzeba było chwilowo zgasić pochodnię. Tysiące ludzi zgromadziły się też w USA i Argentynie, dokąd później dotarł ogień, by zamanifestować swoją solidarność z Tybetańczykami.

Źródło: yahoo.com, lefigaro.fr