Źródła wywiadowcze przypisały syryjskiemu reżimowi odpowiedzialność za "zbrodnię wojenną", jaką był atak chemiczny w prowincji Idlib - ocenia brytyjski dziennik "Telegraph", pisząc, że prezydent Władimir Putin mógł pójść o krok za daleko, wspierając prezydenta Baszara el-Asada.
We wtorkowym ataku chemicznym na miejscowość Chan Szajchun w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii zginęło ponad 80 osób, a kolejne 160 zostało rannych.
"Niezależnie od tego, jak zdecydowanie Rosja i jej syryjscy sojusznicy próbują zaprzeczyć udziałowi w ataku chemicznym na Idlib, wszystkie dostępne źródła wywiadowcze pokazują, że są bezpośrednio odpowiedzialni za popełnienie zbrodni wojennej" - napisał w czwartek komentator brytyjskiego dziennika "The Telegraph" Con Coughlin.
Szczegółowe informacje
Coughlin podkreślił, że szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson otrzymał szczegółowe informacje w tej sprawie od wysokich rangą oficerów zagranicznego wywiadu MI6 w środę rano, przed wylotem do Brukseli na konferencję na rzecz pomocy dla Syrii.
wideo 2/22
Komentator wskazał, że na odpowiedzialność syryjskiego reżimu i Rosji wskazuje między innymi fakt, iż atak przeprowadzono z samolotu w strefie powietrznej kontrolowanej przez rosyjską armię.
"Kłopoty, z jakimi mierzą się śledczy próbujący ustalić szczegóły zbrodni wojennej tego typu, są niewątpliwie jednym z powodów, dla których reżim Asada wierzy, że wciąż może sobie pozwolić na takie ataki. Zanim prawda wyjdzie na jaw, międzynarodowa agenda skupiać się będzie już na czymś innym i prawdopodobieństwo ataku odwetowego zmaleje" - ocenił Coughlin.
Zdaniem publicysty, "zachętą była nieskuteczność byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy w zrealizowaniu swojej groźby o rozpoczęciu działań militarnych po poprzednim ataku chemicznym na przedmieściach Damaszku w 2013 roku".
Ryzyko Putina
Dziennikarz "The Telegraph" podkreślił ironicznie, że "Rosjanie mają szczegółową wiedzę na temat tego, jaką bronią chemiczną dysponuje reżim, bo to oni spędzili ostatnie 30 lat, pomagając Syryjczykom rozwinąć arsenał (broni) masowego rażenia".
Jak zaznaczył, to Rosjanie są także odpowiedzialni za to, że syryjskie samoloty wojenne mogą w ogóle latać, bo zapewniają im regularne dostawy paliwa.
Coughlin ocenił jednak, że "Putin podjął duże ryzyko, wspierając syryjski reżim w ataku na Idlib". Napisał, że pomimo sygnałów ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa o możliwym zbliżeniu między Białym Domem a Kremlem, rosyjski prezydent "zdecydował się na poparcie reżimu Asada, (...) co niewątpliwie jest jego sposobem testowania charakteru administracji Trumpa i jej determinacji do rozliczania państw ze zbrodni wojennych".
"Putin może wkrótce odkryć, że poszedł o krok za daleko. O ile Trump mógł dawać sprzeczne sygnały na temat tego, jaką chciałby mieć relację z Kremlem, o tyle doświadczeni weterani zimnej wojny, jak sekretarz obrony James Mattis i doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster, raczej nie dadzą się przekonać dwulicowością rosyjskiego lidera" - podkreślił Coughlin.