Talibowie oświadczyli, że to oni stoją za sobotnim atakiem w afgańskim MSW, w którym zginęło dwóch wysokiej rangi amerykańskich oficerów. Miał to być odwet za spalenie egzemplarzy Koranu przez amerykańskich żołnierzy w bazie wojskowej ISAF pod Kabulem.
Do zdarzenia doszło w pilnie strzeżonym budynku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w centrum afgańskiej stolicy. Miejscowa Tolo TV podała, że dwie zastrzelone osoby to zagraniczni doradcy. Reuters sprecyzował, że chodzi o Amerykanów: pułkownika i majora U.S. Army.
Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid poinformował, że w ataku zginęło czterech wysokich rangą Amerykanów, jednak w przeszłości podobne oświadczenia sztucznie zawyżały liczbę ofiar. Zdarzało się też, że talibowie przyznawali się do zamachów, za którymi nie stali.
Zaczęło się od sprzeczki
Według BBC strzelanina miała miejsce w głównym centrum kontroli siedziby MSW, wszystko zaś zaczęło się od słownej sprzeczki. W swoim oświadczeniu MSW nie sprecyzowało, kto otworzył ogień do Amerykanów.
Ze swej strony dowództwo sił NATO w Afganistanie oświadczyło, że "osobnik wymierzył broń w stronę członków ISAF w Kabulu, zabijając dwóch" z nich. Nie wiadomo na razie, w jaki sposób napastnik dostał się do silnie strzeżonego budynku ministerstwa. W sprawie natychmiast wszczęto śledztwo.
Ze względów bezpieczeństwa NATO zdecydowało się wycofać cały swój personel pracujący w afgańskich ministerstwach w Kabulu - poinformował głównodowodzący ISAF gen. John Allen.
Spalenie Koranu
W nocy z poniedziałku na wtorek egzemplarze Koranu skonfiskowane więźniom w amerykańskiej bazie wojskowej Bagram, ok. 60 km na północny wschód od Kabulu, zostały spalone, ponieważ Amerykanie obawiali się, że za ich pośrednictwem osadzeni przekazują sobie wiadomości.
Mimo przeprosin wystosowanych przez prezydenta Baracka Obamę, ministra obrony USA Leona Panettę i dowództwo ISAF, incydent wywołał protesty w całym kraju.
Źródło: Reuters, BBC, PAP