Sytuacja humanitarna w ogarniętej konfliktem Strefie Gazy jest tragiczna. W półenklawie od miesięcy brakuje żywności, pojawiają się niedobory wody. Nieliczne centra dystrybucji pomocy są niszczone w atakach, a wsparcie i tak dociera tam w okrojonym zakresie.
Informacji o tym, jak wygląda sytuacja na miejscu dostarczają palestyńscy dziennikarze, którzy tak samo jak wszyscy mieszkańcy obszaru, cierpią głód i zmuszeni są szukać schronienia. Im także grozi śmierć. Światowe media i agencje - BBC News, Reuters, AFP i AP - we wspólnym oświadczeniu zaapelowały do Izraela, by pozwolił na ewakuację niezależnych lokalnych dziennikarzy i wpuścił do enklawy zagranicznych reporterów.
Redaktor naczelny agencji informacyjnej AFP na region Bliskiego Wschodu Christian Otton w rozmowie z TVN24 BiS podkreślał, że "warunki w Gazie są niezmiernie skomplikowane już od bardzo dawna". - Dla dziennikarzy sytuacja bezpieczeństwa również jest bardzo trudna. Od wielu miesięcy są problemy z żywnością, ale przez ostatnie dni, czy w zasadzie od ostatniego weekendu, sytuacja ta właściwie jest na granicy całkowitego załamania się - mówił.
Mówiąc o sytuacji osób w regionie wskazywał, że mierzą się również z wysokimi temperaturami, powyżej 30 stopni Celsjusza. - Ludzie śpią głównie w namiotach. Od miesięcy nie spędzili ani jednej nocy w przyzwoitych warunkach - zauważył.
Ponadto "brakuje wody, ceny żywności w sklepach są absolutnie wywindowane". - Na przykład cena kilograma ryżu w tej chwili to 140 szekli, a zaczynało się od kilku szekli (1 szekel izraelski to około 1 zł - przyp. red.) - kontynuował.
Mówił, że dziennikarze, którzy relacjonują wojnę, "również muszą głodować".
Kto relacjonuje wojnę?
Otton opowiadał też więcej o osobach, które pracują dla AFP w Strefie Gazy. - To są różne osoby. Są to dziennikarze piszący, fotoreporterzy i dziennikarze z innych obszarów. Z niektórymi pracujemy od wielu lat, z innymi od początku wojny - opisywał.
Wspominał, że "mieliśmy kiedyś biuro w Gazie, ale zostało ono zniszczone w pierwszych tygodniach czy pierwszych miesiącach po 7 października, gdy Izrael rozpoczął wojnę z Hamasem". - Nasz zespół dziennikarzy na początku zeszłego roku wyjechał z Gazy, więc musieliśmy stworzyć całkowicie nowy. Niektóre z tych osób były z nami związane wcześniej. Inne zaczęły współpracować z nami dopiero niedawno - powiedział.
Jak mówił redaktor naczelny bliskowschodniej sekcji AFP, wielu z nich ma duże rodziny lub szerokie grono osób, które na nich polega. Muszą często utrzymywać nie tylko małżonków czy dzieci, ale również rodzeństwo czy innych krewnych. - Dlatego odpowiedzialność na barkach naszych dziennikarzy jest jeszcze większa - ocenił.
Podkreślił, że "Gaza to miejsce, gdzie bardzo trudno o pracę", a duże firmy jak AFP "zapewniają utrzymanie dużej liczbie ludzi".
"Izrael nie pozwala wjechać zagranicznym dziennikarzom"
A dlaczego media muszą polegać na palestyńskich reporterach? Gość TVN24 BiS wyjaśniał, że "od 7 października Izrael nie pozwala zagranicznym dziennikarzom wjechać do Strefy Gazy". - Ja sam, mając bazę w Jerozolimie, mogłem stosunkowo łatwo przejechać do Gazy. Podróż z Jerozolimy do Gazy trwa niewiele ponad godzinę. Natomiast od 7 października Izrael podjął decyzję, żeby zablokować dostęp dla dziennikarzy, z jednym wyjątkiem. Pozwalają wchodzić tam tylko tym dziennikarzom, którzy pracują w ramach wojska izraelskiego. Jednak ogranicza to bardzo zakres informacji, który można przekazywać. Równocześnie wtedy poddani są cenzurze - dodał.
Zaznaczył, że "dziennikarze w Gazie to tak naprawdę w tej chwili oczy i uszy świata". - Bardzo chcielibyśmy wysyłać innych zagranicznych dziennikarzy po to, żeby pomóc tym lokalnym. Natomiast nie możemy tego zrobić - przyznał.
Autorka/Autor: akr/ft
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Abaca/PAP/EPA