Unia Europejska nie akceptuje wyników wyborów na Białorusi. Rozpoczynają się prace nad sankcjami za przemoc i fałszowanie - napisał w piątek na Twitterze szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Wcześniej tego dnia minister spraw zagranicznych Polski Jacek Czaputowicz podkreślił, że "restrykcje wobec funkcjonariuszy państwowych nie mogą przynosić szkody społeczeństwu białoruskiemu".
Centralna Komisja Wyborcza Białorusi ogłosiła w piątek całościowe wyniki wyborów prezydenckich z 9 sierpnia. Według CKW urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka zdobył 80,1 procent głosów, a jego główna oponentka Swiatłana Cichanouska - 10,1 procent głosów. Cichanouska i jej zwolennicy uważają, że wyniki zostały sfałszowane.
Od rana w piątek na Białorusi trwają strajki w państwowych zakładach pracy, a także manifestacje przeciwko przemocy ze strony władz i - jak oceniają demonstranci - sfałszowaniu wyborów prezydenckich - informowały media niezależne w relacjach z różnych białoruskich miast i miejscowości.
Borrell: rozpoczynają się prace nad sankcjami za przemoc na Białorusi
"UE nie akceptuje wyników wyborów. Rozpoczynają się prace nad sankcjami osób odpowiedzialnych za przemoc i fałszowanie" - napisał w piątek na Twitterze szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Ministrowie spraw zagranicznych UE podczas wideokonferencji dali w piątek zielone światło dla rozpoczęcia prac nad sankcjami indywidualnymi wobec Białorusi z powodu stosowanie przemocy i represji.
Europejska Służba Działań Zewnętrznych ma przygotować propozycje sankcji indywidualnych. Listę będzie musiała zatwierdzić Rada UE. W tym wypadku potrzebna jest jednomyślność. W najbliższych dniach mają toczyć się rozmowy na ten temat w grupach roboczych.
Na liście mieliby się znaleźć białoruscy urzędnicy i funkcjonariusze, którzy - zdaniem UE - są odpowiedzialni za przemoc i represje wobec białoruskich obywateli, jak i fałszowanie wyborów. Objęci zostaliby oni zakazem wjazdu do UE, jak i zamrożeniem aktywów na terenie Unii.
Według nieoficjalnych informacji PAP, lista sankcyjna mogłaby zostać przyjęta pod koniec sierpnia na nieformalnej Radzie UE ds. zagranicznych w Berlinie.
"Dostrzegamy pewne sygnały, pewne dążenia do deeskalacji napięcia ze strony władz"
- Dostrzegamy pewne sygnały, pewne dążenia do deeskalacji napięcia ze strony władz. Zwalnianie uwięzionych i umożliwienie prowadzenia dalszych protestów - mówił wcześniej na konferencji w przerwie zdalnego posiedzenia Rady do Spraw Zagranicznych UE szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz.
CZYTAJ TAKŻE: Władze Białorusi zmieniają strategię?>>>
Jak wskazał minister, "wczorajsze demonstracje były najliczniejsze od początku protestów, objęły większość białoruskich miast, miały pokojowy charakter, odbywały się w formie żywych łańcuchów solidarności".
- Część protestujących to osoby pracujące w fabrykach. Ludzie bez strachu dołączają do protestów, stawiają żądania, domagają się zwolnienia zatrzymanych, ponownego przeliczenia głosów - powiedział.
"Unia Europejska musi wypracować ofertę współpracy dla Białorusi"
Zdaniem szefa polskiej dyplomacji "Unia Europejska musi wypracować ofertę współpracy dla Białorusi". - Oczywiście (...) nie możemy przejść do porządku nad faktem ewidentnego fałszowania wyborów, użycia siły. Dlatego większość ministrów skłaniała się do wprowadzenia restrykcji, indywidualnych sankcji - tłumaczył.
Jak dodał, Polska również popiera sankcje wobec osób zaangażowanych "w fałszowanie wyborów, bądź nieuzasadnionego użycia siły".
Dodał jednak: - Uważamy, że restrykcje wobec funkcjonariuszy państwowych nie mogą przynosić szkody społeczeństwu białoruskiemu. Powinien im towarzyszyć pakiet pewnych pozytywnych decyzji.
Według Czaputowicza "Unia powinna zwiększyć liczbę stypendiów dla naukowców i studentów z Białorusi, zwłaszcza tych, którzy zostaną pozbawieni pracy, bądź zostaną zwolnieni z uczelni". - Istotne jest wspieranie społeczeństwa obywatelskiego - mówił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock