Rumuński Sąd Konstytucyjny zatwierdził rezygnację prezydenta

Źródło:
PAP
Protesty w Rumunii. Tłumy domagają się, aby odbyła się druga tura wyborów
Protesty w Rumunii. Tłumy domagają się, aby odbyła się druga tura wyborówReuters
wideo 2/4
Protesty w Rumunii. Tłumy domagają się, aby odbyła się druga tura wyborówReuters

Sąd Konstytucyjny Rumunii zatwierdził rezygnację prezydenta Klausa Iohannisa i wydał orzeczenie, zgodnie z którym przewodniczący senatu Ilie Bolojan obejmie w środę stanowisko tymczasowego szefa państwa. Ze względu na tę funkcję Bolojan zawiesił członkostwo w Partii Narodowo-Liberalnej (PNL).

"Sąd Konstytucyjny ustanawia, że urząd Prezydenta Rumunii staje się wakujący od dnia 12 lutego 2025 r. w wyniku rezygnacji Klausa-Wernera Iohannisa z urzędu Prezydenta Rumunii" - napisano we wtorkowym komunikacie.

CZYTAJ WIĘCEJ: Prezydent Rumunii zrezygnował ze stanowiska

Lider przedstawicieli PNL w senacie Daniel Fenechiu oświadczył we wtorek, że obowiązki przewodniczącego senatu najprawdopodobniej przejmie dotychczasowy wiceprzewodniczący izby Mircea Abrudean. - Myślę, że to naturalne, że tak się stanie - powiedział Fenechiu.

Klaus IohannisROBERT GHEMENT/PAP/EPA

Sprawujący najwyższy urząd w Rumunii od 2014 roku Iohannis w poniedziałek ogłosił rezygnację z urzędu. W krótkim wystąpieniu tłumaczył, że krok ten ma zapobiec kryzysowi politycznemu w kraju.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: "Scenariusz rumuński". O co chodzi i czego nie wiemy

Wybory prezydenckie w Rumunii

Przedstawiciele radykalnej i populistycznej prawicy domagali się zawieszenia Iohannisa, którego mandat został przedłużony po anulowaniu listopadowych wyborów prezydenckich. Zainicjowane przez opozycję głosowanie w sprawie zawieszenia go w obowiązkach miało się odbyć w parlamencie we wtorek.

Wybory prezydenckie w Rumunii są zaplanowane na maj. Obecnie liderem sondaży jest kandydat radykalnej prawicy Calin Georgescu, który zajął pierwsze miejsce w anulowanej pierwszej turze wyborów w listopadzie 2024 roku.

Autorka/Autor:asty/akw

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: ROBERT GHEMENT/PAP/EPA