W samym Lwowie nie ma wojny, ale widać jej skutki - mówiła w "Faktach po Faktach" prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, która w środę wraz z innymi samorządowcami z Trójmiasta spotkała się z merem miasta. Dodała, że Lwów jest przygotowany do wojny. Przekazała, że mer Andrij Sadowy w piwnicach ratusza ma schron, do którego niemal codziennie na dwie, trzy godziny schodzi do pracy.
Prezydenci Gdańska, Gdyni, Sopotu, wicemarszałek województwa pomorskiego oraz poseł Paweł Kowal spotkali się w środę z merem Lwowa Andrijem Sadowym i jego współpracownikami. Samorządowcy rozmawiali między innymi o pomocy z Pomorza dla Ukrainy, miejscach dla rannych w pomorskich szpitalach i sprzęcie medycznym dla lwowskiego szpitala.
Relacja na żywo: 22. doba rosyjskiej inwazji na Ukrainę
Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz o swojej wizycie we Lwowie mówiła w czwartek w "Faktach po Faktach". - W samym Lwowie nie ma wojny, ale widać jej skutki i widać przygotowania do wojny - powiedziała.
Dodała, że "widok jest smutny, kiedy widać okna katedr zabite blachami, po to, żeby chronić witraże". - Neptun, przecież tak bliski także sercu gdańszczan, obity płytami - dodała.
- Przede wszystkim widać miasto przygotowane do wojny. Mer Sadowy w swoim ratuszu w piwnicach ma schron, do którego niemal codziennie na dwie, trzy godziny (z pracownikami - red.) schodzą do pracy. Pokazywał mi swoje biurko, tam, gdzie pracują, bo taka jest potrzeba, bo są alarmy przeciwlotnicze - mówiła Dulkiewicz.
Dodała, że "tak jak mer, tak pewnie wielu mieszkańców Lwowa ma takie schrony w pobliżu i tak wygląda ich życie".
Prezydent Gdańska: kolejne cztery tiry wyjadą z pomocą medyczną do Lwowa
Prezydent Gdańska pytana, czy we Lwowie bierze się realnie pod uwagę atak na miasto, powiedziała, że nie rozmawiała o tym z merem Sadowym, bo "widać, że są przygotowani na wszelkie okoliczności, o ile w czasie wojny tak wyniszczającej jak ten atak Putina na Ukrainę, można być na cokolwiek przygotowanym".
Mówiła, że obecnie mer Andrij Sadowy i jego współpracownicy przede wszystkim skupieni są na tym, żeby miasto funkcjonowało w miarę normalnie, a także na wsparciu 300 tysięcy ludzi, którzy znaleźli schronienie we Lwowie.
- To jest wołanie do naszych sumień, do mojego sumienia, do sumienia gdańszczan, którzy ofiarnie pomagają - mówiła. Przekazała, że w piątek wyjadą "kolejne cztery tiry z pomocą medyczną do Lwowa".
Jak mówiła, "Lwów tę pomoc nie tylko zachowuje dla siebie, ale także jest takim hubem pomocowym, z którego rozjeżdżają się dary po całej Ukrainie". - Mer Sadowy powiedział jedną rzecz: dziękuję za wasze spotkania na zoomie i wsparcie symboliczne, ale jeszcze ani jedno euro pomocy unijnej do Lwowa nie popłynęło, a wyżywienie 300 tysięcy ludzi będących tam codziennie kosztuje codziennie milion dolarów - dodała Dulkiewicz.
Dulkiewicz: wicemer Mariupola powiedział mi ze łzami w oczach, że miasta już nie ma
Odniosła się również do sytuacji w Mariupolu, który jest miastem partnerskim Gdańska.
- Jakimś cudem niektórym przedstawicielom władz Mariupola udało się przedostać do Polski, na Pomorze. Jesteśmy w stałym kontakcie i kiedy rozmawiałam z wicemerem Mariupola, deklarując to, że siostrzeństwo miast nie jest wtedy, kiedy jest dobrze i możemy siebie odwiedzić i razem wypić kawę, czy pójść na kolację, kiedy deklarowałam, że będziemy chcieli pomóc w odbudowie miasta, on ze łzami w oczach powiedział: "Aleksandra, Mariupola już nie ma" - mówiła.
OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO:
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24