Po przywróceniu Rosji prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy Estonia, która razem z innymi krajami Europy Wschodniej była temu przeciwna, powinna zawiesić członkostwo w tej organizacji - powiedział w czwartek wicepremier tego kraju, Mart Helme. Dodał, że Rada Europy jest organizacją "niewiarygodną". Wcześniej decyzję RE potępiła estońska prezydent Kersti Kaljulaid, określając ją jako "haniebną".
Przyjęta w tym tygodniu przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy decyzja o przywróceniu delegacji rosyjskiej pełni praw w tym gremium, była jednym z tematów poruszonych na czwartkowej konferencji prasowej rządu Estonii.
"Ustrojowy nihilizm uznajemy za niedopuszczalny"
Jak przekazał estoński publiczny nadawca radiowo-telewizyjny ERR, według Helmego, szefa resortu spraw wewnętrznych oraz lidera współrządzącej nacjonalistycznej Konserwatywnej Partii Ludowej Estonii (EKRE), obecnie "nie ma powodów, aby Estonia wydawała pieniądze podatników na składki na rzecz Rady Europy".
Dodał, że RE jest organizacją "niewiarygodną" i przypomniał, że pierwotnie została powołana do "obrony rządów prawa", ale "porzuciła" tę zasadę, gdy politycy państw zachodnich zaprosili ponownie do stołu państwo, które - jak argumentował - przeprowadziło militarny atak na członka organizacji.
Przyznał przy tym, że obecna sytuacja w RE może być przykładem tego, jak europejskie instytucje zareagowałyby w przypadku rosyjskiej militarnej agresji skierowanej przeciwko krajom bałtyckim. Opisany przez niego schemat byłby następujący: najpierw Zachód potępiłby działania Rosji, szukałby symbolicznej kary, a następnie anulowałby ją pod pretekstem konieczności prowadzenia dialogu z agresorem.
Według wicepremiera konsekwencje wtorkowego głosowania w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy są poważne, a Estonia musi wyciągnąć odpowiednie wnioski w swojej polityce zagranicznej. Zdaniem Helmego relacje Estonii z jej prawdziwymi sojusznikami muszą zostać wzmocnione na rzecz bezpieczeństwa w Europie Wschodniej, a Europie Zachodniej musi zostać wysłany jasny przekaz, że "ustrojowy nihilizm uznajemy za niedopuszczalny". Przyznał przy tym, że prowadzący politykę zagraniczną nie mogą być tak "porywczy" jak politycy partyjni.
Premier Juri Ratas, lider Estońskiej Partii Centrum (EKK), który także potępił decyzję ZP RE, stonował przekaz i przyznał, że Estonia zamiast opuszczać organizację powinna znaleźć partnerów o podobnych poglądach. Wcześniej decyzję RE potępiła estońska prezydent Kersti Kaljulaid, określając ją jako "haniebną".
Mularczyk: przed październikową sesją zapadną decyzje
Członek polskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy Arkadiusz Mularczyk (PiS) ocenił, że "na pewno przed najbliższą sesją Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, która odbędzie się w październiku, zapadną decyzje co dalej".
- Będziemy debatować o tej sprawie na forum krajowym, jak i międzynarodowym, w tej chwili trudno przesądzać, co dalej - zaznaczył. Jak wskazał, konsultacje będą prowadzone między innymi w obrębie krajów, które wraz z Polską opuściły obrady ZPRE.
Poseł PiS pytany o ocenę sytuacji związanej z przywróceniem Rosji pełnego prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, stwierdził, że złożyło się na to kilka elementów, między innymi "konsekwentna rosyjska dyplomacja nakierowana na odbudowanie pozycji Rosji".
- Widać, że Rosja przykłada wielką wagę do swojej pozycji w organach organizacji międzynarodowych. Widać też zmianę w postawie krajów Europy Zachodniej w podejściu do Rosji - dodał.
W czwartek wiceszef Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i szef polskiej delegacji Włodzimierz Bernacki (PiS) poinformował, że w piątek spotka się z szefem klubu parlamentarnego PiS Ryszardem Terleckim. Jak dodał, będzie z nim omawiał między innymi kwestię opuszczenia przez polską delegację obrad ZPRE, w związku z przywróceniem Rosji prawa głosu w tym międzynarodowym gremium.
Kontrowersyjny powrót Rosji
Kontrowersje wokół pozycji Rosji w Radzie Europy związane są z aneksją Krymu w 2014 roku, czego następstwem było ograniczenie prawa głosu rosyjskim delegatom. W proteście Rosja (jako największy kraj członkowski) zaprzestała wpłacać coroczne składki do organizacji, co doprowadziło do powstania sięgających około 90 milionów euro zaległości. Zagroziła też opuszczeniem Rady Europy.
Rozwiązanie prawne, zgodnie z którym każdy kraj członkowski powinien uczestniczyć na równych prawach w pracach organów Rady Europy, a także każdy powinien wypełniać swoje zobowiązania finansowe wobec organizacji, zostało wypracowane w trakcie zakończonej w maju fińskiej prezydencji w Radzie i przyjęte podczas sesji Komitetu Ministrów RE w Helsinkach. Celem fińskich władz było przyjęcie roli "arbitra w sporze" i zatrzymanie Rosji w strukturach RE, ze względu na między innymi rolę Rady Europy w ochronie praw człowieka w Rosji.
W nocy z poniedziałku na wtorek w Strasburgu głosami 118 do 68 (przy 10 głosach wstrzymujących się) Rosji przywrócono prawo głosu.
W środę wiceszef Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i szef polskiej delegacji Włodzimierz Bernacki (PiS) poinformował, że obrady Zgromadzenia opuściła cała polska delegacja. Wraz z nią zrobiły to delegacje: Estonii, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Gruzji i Słowacji. Jak relacjonował Bernacki, delegacje opuszczając obrady poinformowały Zgromadzenie, że wracają do swoich krajów, aby skonsultować się ze swoimi środowiskami politycznymi, rządami i resortami spraw zagranicznych.
Autor: momo//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY 3.0)