Jeżeli Romanowi Polańskiemu nie umożliwi się przedstawiania swojego stanowiska, to do sądu wpłynie pozew przeciwko Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej - poinformował adwokat reżysera, cytowany przez dziennik "Los Angeles Times". W ubiegłym tygodniu Akademia przyznająca Oscary wyrzuciła Polaka ze swojego grona.
O decyzji akademii poinformowano w czwartek 3 maja. Wtedy też wyrzucony z jej grona został Bill Cosby - świeżo skazany za przestępstwa seksualne wobec byłej koszykarki Andrei Constand.
Dzień po decyzji organizacji, adwokat Polańskiego - mecenas Jan Olszewski z Krakowa - powiedział, że jego klient jest oburzony decyzją, a działania podjęte przez Akademię "noszą znamiona znęcania się psychicznego nad starszym człowiekiem".
"W przeciwnym razie będziemy musieli iść do sądu"
Dziennik "The Los Angeles Times" dotarł do listu, którego autorem jest Harland Braun, adwokat Polańskiego. Stwierdza on w nim, że Akademia złamała kalifornijskie prawo i własny regulamin, odmawiając reżyserowi prawa do przedstawienia swojego stanowiska.
"Nie kwestionujemy tutaj meritum, czyli decyzji o wydaleniu, ale raczej rażące lekceważenie przez organizację swoich własnych Standardów Postępowania, a także naruszenie standardów wymaganych przez kalifornijskie prawo" - napisał Braun.
Braun we wtorek w rozmowie z dziennikarzem "The Los Angeles Times" oświadczył, że jego klient oczekuje jedynie wysłuchania i szansy na przedstawienie swoich racji. - To, czego oczekuję, to że [prawnik Akademii - przyp. red.] powie: "Uniknijmy drogiego procesu sądowego. Zacznijmy od nowa. Zrezygnujmy z wydalenia [Polańskiego - red.], powiadommy go o zamiarze wydalenia i dajmy mu szansę na przedstawienie swojego stanowiska" - wyjaśniał Braun. - To jedyne racjonalne rozwiązanie. W przeciwnym razie będziemy musieli iść do sądu i usłyszeć od sędziego, że Akademia musi przestrzegać własnych zasad, co powinno być podstawą - dodał.
"The Los Angeles Times" pisze, że Akademia nie odpowiedziała na prośbę o komentarz do słów prawnika Polańskiego.
Sprawa Polańskiego
Roman Polański, który otrzymał w 2003 roku Oscara za film "Pianista", jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości od 1977 roku, gdy zbiegł z USA przed ogłoszeniem wyroku w sądzie w Los Angeles w sprawie o gwałt na nieletniej. Jest oskarżony o podanie w 1977 roku środka usypiającego i alkoholu 13-letniej wówczas Samancie Gailey (obecnie Geimer) i doprowadzenie do stosunku seksualnego w domu aktora Jacka Nicholsona.
Zgodnie z ustawodawstwem stanu Kalifornia kontakt seksualny z osobą nieletnią traktowany jest jako gwałt. Na mocy zawartej wtedy ugody Polański przyznał się - w zamian za oddalenie innych zarzutów - do uprawiania seksu z nieletnią. W ramach tej ugody spędził 42 dni w areszcie. Przed ogłoszeniem wyroku opuścił jednak USA w obawie, że sędzia nie dotrzyma warunków ugody.
W zeszłym roku wykorzystywanie seksualne sprzed lat zarzuciła Polańskiemu Amerykanka Marianne Barnard. Kilkanaście tysięcy osób podpisało wtedy petycję o wyrzucenie reżysera z Akademii.
Według "Los Angeles Times" co najmniej sześć kobiet oskarżyło dotychczas reżysera o molestowanie seksualne, z czego większość była nieletnia w momencie popełniania przez niego zarzucanych mu czynów.
Roman Polański mieszka i tworzy we Francji i w Szwajcarii, często odwiedza również Polskę. Zarówno Szwajcaria, jak i Polska odrzuciły amerykańskie wnioski o ekstradycję reżysera do USA, z kolei Francja nie ma ze Stanami Zjednoczonymi takiej umowy. Reżyser kilkakrotnie próbował doprowadzić do zakończenia procesu bez konieczności osobistego stawiennictwa w sądzie. Żadna z dotychczasowych prób nie powiodła się.
Wydalony razem z Polańskim z Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej 80-letni Bill Cosby został w zeszłym miesiącu uznany przez sąd za winnego przemocy seksualnej wobec byłej koszykarki Andrei Constand. Grozi mu do 30 lat pozbawienia wolności. Constand nie jest jedyną kobietą, która obwinia Cosby'ego o gwałt. Według mediów jest ich ponad 60, jednak we wszystkich tych przypadkach sprawy się przedawniły i nie mogą trafić do sądu.
Autor: pk//now / Źródło: latimes.com, PAP