"To największa demonstracja od 30 lat", "Przypływ" - piszą francuskie media, podsumowując wielką manifestację w Paryżu. Według różnych szacunków, przeciwko ustawie rozszerzającej prawa par homoseksualnych protestowało w niedzielę od 350 tysięcy do miliona osób.
Szacunki co do liczby osób biorących udział w manifestacji są różne - policja mówi o 340 tysiącach, organizatorzy nawet o milionie. Prawicowe "Le Figaro" nazywa demonstrację największą od 30 lat. - To był prawdziwy przypływ - ocenia dziennik, tytułując tak swoją poniedziałkową "jedynkę". Pozostałe gazety, m.in. lewicowe "Le Monde" czy "Liberation" na pierwszym miejscu stawiają jednak interwencję w Mali, choć poświęcają sporo uwagi paryskiej manifestacji. - Jeszcze dwa-trzy miesiące temu nikt się tego nie spodziewał - komentowała Frigide Barjot, nieformalna przywódczyni manifestacji, która odczytała w niedzielę list do prezydenta Francois Hollande'a z żądaniem poszerzenia publicznej debaty na temat gejowskich małżeństw. Według niej, manifestacja odniesie sukces, jeśli prezydent zgodzi się wysłuchać demonstrantów. Odczytała też apel, w którym zacytowała słowa Hollande'a z jednej z telewizyjnych debat z Nicolasem Sarkozym. - Pan, prezydent Republiki, nie może ignorować tego tłumu - mówiła.
"Hollande jak Hitler" Niektóre głosy podczas demonstracji były wyjątkowo ostre. Rzecznik jednej z organizacji działającej na rzecz gejów, Xavier Bongibault porównał prezydenta Hollande'a do "człowieka, który doszedł do władzy w 1933 w Niemczech". Na pochodzie pojawiło się także sporo prawicowych polityków, m.in. szef UMP Jean-Francois Cope oraz byli ministrowie Xavier Bertrand i Brice Hortefeux. Nieobecna była szefowa Frontu Narodowego, Marine Le Pen, ale pojawili się liczni przedstawiciele tej partii. W manifestacji udział wzięli także duchowni. - Tam było mnóstwo ludzi - powiedział Cope radiu Europe 1, na gorąco komentując manifestację. - Konieczne jest, by rząd ich wysłuchał. Poza tym są ważniejsze tematy, którymi powinien zająć się prezydent: bezrobocie czy terroryzm - podkreślił. Zapowiedział też, że 24 stycznia UMP zorganizuje konwencję na temat praw par homoseksualnych.
Pałac Elizejski: to nic nie zmieni Wśród tłumu, niosącego różowe balony, słyszało się hasła "Matki, ojcowie, na ulice wychodzimy, małżeństwa bronimy", "Taubira jest skończona" (Christiane Taubira to minister sprawiedliwości Francji), "Każdy urodzony z kobiety i mężczyzny". Jak zauważa prasa w Paryżu, mimo niskiej temperatury panowała bojowa i gorąca atmosfera. Pałac Elizejski poinformował w niedzielę wieczorem w komunikacie, że manifestacja "nie zmienia woli rządu, by przeprowadzić debatę i głosowanie nad ustawą w parlamencie". Debata przewidziana jest na 29 stycznia. Minister Christiane Taubira zapowiedziała natomiast, że być może w sprawie małżeństw homoseksualnych rozpisane zostanie referendum. Minister ds. rodziny, Dominique Bertinotti, oceniając rozmiar manifestacji, stwierdził z kolei, że "reforma społeczna nie może sprowadzać się do liczb". - To reforma dotycząca równości, tu nie można robić ustępstw - powiedział radiu Europe 1.
Dlaczego protestują?
We Francji geje i lesbijki mogą zawierać od 1999 roku rejestrowane związki partnerskie, tzw. PACS. Legalizowane są związki nieformalne między dwojgiem ludzi bez względu na płeć; dają takim parom w niektórych dziedzinach (np. rozliczanie się z fiskusem) prawa podobne do tych, jakie mają małżeństwa heteroseksulane. Francois Hollande zapowiedział jednak podczas ubiegłorocznej kampanii przed wyborami prezydenckimi rozszerzenie praw par homoseksualnych. Projekt nowej ustawy umożliwia takim parom zawieranie cywilnych związków małżeńskich i adoptowanie dzieci. Nie pozwala jednak na korzystanie przez pary tej samej płci z metod medycznie wspomaganej prokreacji, jak technika in vitro.
Projekt ustawy wywołał w ostatnich tygodniach silny sprzeciw w środowiskach religijnych i politycznych. Wystąpili przeciw niemu przedstawiciele wyznań monoteistycznych: chrześcijan, muzułmanów i żydów. Najbardziej zdecydowanie przeciw legalizacji takich związków opowiedział się Kościół katolicki. Protestowali także przedstawiciele innych religii. Przeciwna legalizacji małżeństw tej samej płci i adopcji dzieci jest główna siła opozycyjna w kraju, Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). To centroprawicowe ugrupowanie zapowiedziało, że jeśli socjaliści przeforsują swój pomysł, to prawica po ponownym dojściu do władzy unieważni tę ustawę. Wielu francuskich merów ogłosiło, że w razie legalizacji małżeństw osób jednej płci odmówią udzielenia zgody na takie śluby cywilne. Mająca bezwzględną większość w parlamencie lewica może jednak samodzielnie przeprowadzić projekt, realizując tym samym wyborczą obietnicę prezydenta Hollande'a.
Autor: jk / Źródło: lefigaro.fr, lemonde.fr, europe1.fr, PAP