"Przesłaniem prezydenta Joe Bidena do Europejczyków będzie potwierdzenie, że my, liberalne demokracje, jesteśmy razem, by sprostać wielkim wyzwaniom" - mówił w radiu France Info dyrektor europejskiego oddziału think tanku Atlantic Council. Rozpoczynająca się w Wielkiej Brytanii podróż Bidena do Europy jest szeroko dyskutowana nad Sekwaną. Francuska prasa pisze o "nowym sojuszu państw demokratycznych" z prezydentem USA na czele. "Za słodkimi słówkami Bidena kryje się dwuznaczność stosunku do Europejczyków, którzy śnią, że są mocarstwem, a Waszyngton traktuje ich z opiekuńczym pobłażaniem" - komentuje "Le Monde".
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden przyleciał w środę wieczorem do bazy lotniczej Royal Air Force (RAF) Mildenhall we wschodniej Anglii, rozpoczynając tym samym swoją pierwszą podróż zagraniczną od czasu styczniowego zaprzysiężenia na urząd. Jego wizyta w Europie jest szeroko komentowana przez francuską prasę.
"Nowy sojusz demokracji"
Dzienniki "Le Figaro" i "Le Monde" w tytułach komentarzy piszą o przywództwie "nowego sojuszu państw demokratycznych". Na pierwszy plan wysunął je też waszyngtoński korespondent Radio France Gregory Philipps.
- Przesłaniem prezydenta Bidena do Europejczyków będzie potwierdzenie, że my, liberalne demokracje, jesteśmy razem, by sprostać wielkim wyzwaniom, takim jak walka z globalnym ociepleniem. Chiny również będą ważnym tematem rozmów, gdyż Biden pragnie, by Europejczycy dołączyli do priorytetu jego polityki, jakim jest strategiczna rywalizacja z Pekinem - mówił w radiu France Info dyrektor działu Europy waszyngtońskiego think tanku Atlantic Council Benjamin Haddad.
"Le Monde" cytuje doradcę Białego Domu do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana, który - jak wskazuje gazeta - "sprawy nie owijał w bawełnę": "To demokracje i nikt inny - ani Chiny, ani inne autokracje - mają pisać reguły handlu i technologii na wiek XXI". Komentatorzy dziennika zwracają uwagę, że "ten nowy sojusz demokracji", do którego Waszyngton chce wciągnąć państwa znad Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego (Australia, Indie, Korea Południowa i Republika Południowej Afryki zaproszone zostały do dyskusji na szczyt G7), "często odbierany jest w Europie jako amerykański nakaz doszlusowania do wielowymiarowego starcia z Chinami - systemowym rywalem USA".
Według gazety "za słodkimi słówkami Bidena kryje się dwuznaczność stosunku do Europejczyków, którzy śnią, że są mocarstwem, a Waszyngton traktuje ich z opiekuńczym pobłażaniem". "Le Monde" przypomina, że wciąż nie mianowano ambasadorów USA przy NATO i UE, a "dowodem brutalności, godnym ery [byłego prezydenta USA Donalda - przyp. red.] Trumpa", nazywa ogłoszenie wycofania się z Afganistanu bez uprzedzenia sojuszników.
Przesłaniem prezydenta Bidena do Europejczyków będzie potwierdzenie, że my, liberalne demokracje, jesteśmy razem, by sprostać wielkim wyzwaniom, takim jak walka z globalnym ociepleniem.
"Biden nigdy nie pójdzie na wojnę o Krym albo Donbas"
Agencja AFP jako "kulminacyjny punkt" podróży prezydenta USA wskazuje genewskie spotkanie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. "Oczekiwania Białego Domu są skromne – za cel spotkania stawia sobie większe ustabilizowanie i przewidywalność wzajemnych stosunków" z Kremlem - informuje agencja. Po czym cytuje byłego zastępcę sekretarza generalnego NATO, amerykańskiego dyplomatę Alexandra Vershbowa: "Problem w tym, że nie jest pewne, czy Putin chciałby bardziej stabilnych i przewidywalnych relacji". "Le Monde" wieszczy, że "spotkanie zaowocuje jedynie skorowidzem rozbieżności między Waszyngtonem a Moskwą".
Natomiast komentator "Le Figaro" Renaud Girard pisze, że Chiny w oczach prezydenta USA stanowią dla jego kraju "zagrożenie strukturalne", a Rosja "gospodarczo o wiele słabsza od Chin, zagrożenie jedynie koniunkturalne, z powodu ograniczonych ekspedycji wojskowych do państw dla niej buforowych, jakimi są Gruzja i Ukraina". Jego zdaniem "Biden nigdy nie pójdzie na wojnę o Krym albo Donbas", a na długą metę chciałby wciągnąć Moskwę do konfrontacji z Chinami.
"Inteligentnym, mocnym gestem" nazywa publicysta zniesienie sankcji wobec budowy gazociągu Nord Stream 2, gdyż "udowadnia Putinowi, że w przeciwieństwie do polityki wobec Chin nie zamierza wypowiadać mu wojny gospodarczej i jednocześnie robi prezent [kanclerz Niemiec, Angeli - red.] Merkel, która stała się trudnym sojusznikiem".
"Zwolenniczka multilateralizmu i grzecznej dyplomacji Francja swobodniej będzie się czuła z Bidenem niż z Trumpem, ale nie powinna dać się zwieść jego dobrym manierom i wielkim pryncypiom" - radzi komentator "Le Figaro".
Źródło: PAP