Lech Kaczyński zachwalał uzgodniony na szczycie kompromis w sprawie podejmowania decyzji w Radzie UE, który przewiduje odłożenie w czasie wejścia w życie kwestionowanego przez Polskę mechanizmu "podwójnej większości państw i obywateli".
- Na zakończonym w sobotę nad ranem szczycie europejskim w Brukseli polski postulat systemu pierwiastkowego popierały jedynie Czechy, więc nie było szans na przyjęcie tej propozycji - przyznał na konferencji prasowej prezydent Lech Kaczyński. Mimo to, prezydent był raczej zadowolony z wyników szczytu.
- Popierało nas jedno państwo, 25 było przeciw - powiedział. - W UE nie jest tak, że mając poparcie jednego państwa można przeforsować swój pogląd. - Ale uważam, że udało nam się znacznie lepiej niż mogłem sobie wyobrazić przed trzema dniami - przyznał.
Uzgodniony na szczycie kompromis w sprawie podejmowania decyzji w Radzie UE przewiduje odłożenie w czasie wejścia w życie kontestowanego przez Polskę mechanizmu podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.).
Eurokonstytucja zakładała wprowadzenie systemu w roku 2009. W Brukseli postanowiono, że ma on wejść w życie w roku 2014. Jednak aż do 2017 każdy kraj będzie mógł zgłosić wniosek o powtórzenie głosowania metodą z traktatu z Nicei, która jest o wiele bardziej korzystna dla Polski. Jeśli będzie mniejszość blokująca - decyzja nie zapadnie.
- System podwójnej większości zacznie działać za 10 lat. Do tej pory będzie funkcjonował bardziej korzystny system nicejski. To jest nasz podstawowy sukces - tłumaczył prezydent. - Mamy system, który jest nieporównanie korzystniejszy nawet, niż system pierwiastkowy" - argumentował, odrzucając zarzuty o zbyt łatwą rezygnację z "pierwiastka".
Od 2017 roku nie będzie już możliwości głosowania metodą nicejską, ale kraje będą mogły zastosować hamulec bezpieczeństwa przewidziany w tzw. kompromisie z Joaniny. Pozwala on na odwlekanie podejmowania decyzji w Radzie przez "rozsądny czas". Mechanizm będzie mógł być użyty, jeśli wystąpią o to kraje reprezentujące co najmniej 19 proc. ludności UE - tyle, ile dziś mają np. łącznie Polska i Francja. Eurokonstytucja zakładała pułap 26,25 proc.
Prezydent Kaczyński był bardzo zadowolony ze spełnienia dwóch innych postulatów Polski. Cieszył się, że kraje członkowskie zgodziły się ostatecznie na dodanie do unijnej Karty Praw Podstawowych, która ma mieć wiążący charakter, forsowanej przez Polskę deklaracji wykluczającej "naruszanie prawa krajów członkowskich do ustanawiania przepisów w dziedzinie moralności publicznej i prawa rodzinnego".
Zdaniem szeregu europejskich przywódców, którzy głośno wyrażali swój sprzeciw, taki zapis podważa zaangażowanie UE w obronę praw obywatelskich. Chodzi o świat wartości - argumentował L. Kaczyński.
Podkreślił też, że w mandacie do negocjacji nowego traktatu jest zapowiedź rozszerzenia unijnej solidarności krajów członkowskich na kwestie energetyczne. - Oczekujemy prawnych zobowiązań do solidarności w przypadku kryzysów energetycznych - zapowiedział.
Prezydent przyznał, że na szczycie, który przeciągnął się do godzin porannych w sobotę, "były momenty dramatyczne", a polskie postulaty dotyczące systemu głosowania w Radzie UE były przedmiotem najbardziej zaciętej dyskusji. - Ale starałem się z panią kanclerz Niemiec (Angelą Merkel) uzgodnić rozwiązanie, które pozwoliłoby przeprowadzić Konferencję Międzyrządową w sprawie nowego traktatu - powiedział.
Dziękował krajom, które wsparły polskie postulaty i sprawiły, że "polskie zastrzeżenia zostały w znacznym stopniu uwzględnione". Po szczycie - jego zdaniem - "Polska jest zdolna do znacznie głębszej współpracy z Francją, Wielką Brytanią i Niemcami, bo spotkaliśmy się z solidarnym podejściem". "Polska nie ma zamiaru o tym zapominać" - zadeklarował.
Źródło: PAP, APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24