"Po prostu wpadli i rozwalili maszyny"


W Londynie życie wraca do normalności. Ulice noszą jednak liczne ślady po zamieszkach i grabieżach, które miały miejsce kilka nocy z rzędu. Polka pracująca w punkcie z automatami do gry opisuje swoje przeżycia podczas ataku rabusiów na swoje miejsce pracy. - Strasznie się bałam - mówi kobieta w rozmowie ze specjalnym wysłannikiem TVN24, Wojciechem Bojanowskim.

Miejsce, w którym pracuje kobieta, padło ofiarą agresywnych wyrostków we wtorek w nocy. Tłumy rabujące i demolujące sklepy zaczęły gromadzić się w dzielnicy Hackney i z czasem rozprzestrzenili się po okolicy.

Do niebezpiecznej sytuacji doszło około godziny 19. - Zobaczyłam, że zbliża się grupa ludzi w wieku 13-18 lat. Zdecydowałam się zamknąć kasyno. Na zewnątrz było pełno ludzi z zakrytymi twarzami i pałkami - mówi kobieta. W pierwszej fali rabusie oszczędzili jej miejsce pracy. Wrócili jednak po północy.

- Po prostu wpadli i rozwalili maszyny - mówi kobieta. - Nie ukradli pieniędzy, bo przestraszyli się alarmu - dodaje.

Wybuch anarchii

W całej okolicy ucierpiało jednak kilkadziesiąt sklepów, duża ich część w większym stopniu. Niektóre zostały całkowicie ograbione i podpalone.

Pomimo tego, że sytuacja uspokaja się, a na ulicach są tłumy policjantów, właściciele większości sklepów i małych lokali usługowych przy ulicach postanawiają się zabezpieczyć. Powszechny jest widok wystaw zabitych deskami.

Wstępne szacunki strat spowodowanych przez trzy noce zamieszek i rabunków opiewają na 100-120 milionów funtów. Premier David Cameron zapowiedział wsparcie rządu nawet dla tych przedsiębiorców, którzy nie byli ubezpieczeni. Trwają też masowe aresztowania osób podejrzanych o udział w zamieszkach. Od sobotniego wieczoru w Londynie zatrzymano ok. 900 osób. Zarzuty postawiono 371. Sądy są zarzucone sprawami związanymi z grabieżami, wandalizmem i kradzieżami.

Źródło: tvn24