Zapadł pierwszy wyrok w sprawie katastrofy statku Costa Concordia, do której doszło w styczniu zeszłego roku u brzegów Toskanii we Włoszech. Za nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób, sąd w Grosseto skazał na kary od półtora do prawie trzech lat więzienia pięć osób z załogi wycieczkowca i biura armatora.
Proces pięciu osób ze statku i armatora Costa Crociere zakończył się po jednej rozprawie. W związku z gotowością oskarżonych do negocjowania wyroku i dobrowolnego poddania się karze jej wysokość została zmniejszona o jedną trzecią.
Ryzykował życiem, ale trafi do więzienia
Najwyższy wyrok - 2 lata i 10 miesięcy więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób i obrażeń ciała u wielu innych otrzymał szef sztabu kryzysowego armatora Roberto Ferrarini, który w noc katastrofy kontaktował się z załogą i zawiadował ze strony Costa Crociere akcją ratunkową.
Dyrektor hotelu pokładowego Manrico Giampedroni wynegocjował 2 i pół roku więzienia za to, że nie nakazał przeprowadzenia ewakuacji kabin. Wśród piątki skazanych jego przypadek jest wyjątkowy: zaraz po katastrofie wycieczkowca okrzyknięto go w mediach bohaterem i wskazywano go jako przeciwieństwo kapitana Francesco Schettino, oskarżanego o tchórzostwo i ucieczkę z pokładu. Na tonącym statku Giampedroni spędził 36 godzin.
Świadkowie mówili, że pomagał pasażerom dostać się do szalup, ryzykując własnym życiem. W końcu sam znalazł się w niebezpieczeństwie; biegnąc po pokładzie upadł i złamał nogę. Półtorej doby leżał, czekając na ratunek w przechylonym wraku wycieczkowca. Został znaleziony przez ekipy ratunkowe jako jeden z ostatnich żywych ludzi na pokładzie. Dopiero w toku śledztwa na jaw wyszły błędy, jakie popełnił.
Adwokaci oburzeni. "Wyroki jak za samowolę budowlaną"
Oficer Ciro Ambrosio został skazany na rok i 11 miesięcy więzienia, a Silvia Coronica - również z załogi statku - na półtora roku. Sternik Jacob Rusli Bin z Indonezji dostał wyrok 20 miesięcy więzienia. Tuż przed tym, gdy statek wpadł na podmorskie skały u brzegów wyspy Giglio źle wykonał rozkaz: obierając kurs, pomylił lewą stronę z prawą. Wysokość tych kar spotkała się z bardzo ostrą krytyką adwokatów ofiar i pasażerów-rozbitków. To wyroki jak za samowolę budowlaną, a nie za spowodowanie śmierci - ocenili adwokaci.
13 stycznia zeszłego roku wielki wycieczkowiec z ponad 4 tysiącami osób na pokładzie wpadł na podmorskie skały, w wyniku czego w jego kadłubie powstała wyrwa długości kilkudziesięciu metrów. Jednostka nabrała wody, a potem przewróciła się na bok. Ewakuację rozpoczęto z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem i przebiegała ona chaotycznie. Zginęły 32 osoby. Ciał dwóch z nich nie odnaleziono.
Proces kapitana
Kapitan Francesco Schettino, który kazał zbliżyć się do wyspy, by pokazać jej uroki swojej młodej przyjaciółce, początkowo usiłował zataić wypadek przed władzami portowymi. Został oskarżony o spowodowanie wypadku, za co grozi mu do 20 lat więzienia.
Jego proces rozpoczął się w środę. Włoch twierdzi, że jest niewinny. Uważa, że to on uratował większość pasażerów dzięki manewrowi, który wykonał. Dlatego jego adwokat wnioskuje o co najwyżej trzy lata i pięć miesięcy więzienia.
W procesie doliczono się 250 poszkodowanych stron. Są wśród nich oprócz reprezentantów ofiar i pasażerów, także włoska Rada Ministrów, ministerstwa ochrony środowiska i rozwoju gospodarczego oraz armator statku Costa Crociere. Firma ta uważa, że poniosła ogromne straty finansowe i wizerunkowe z powodu katastrofy Concordii.
Autor: rf/mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons