Myślałem o tym, jak Franciszkowi uda się nawiązać relacje z masami wiernych. Wystarczyło pierwsze "dobry wieczór" wypowiedziane przez nowego papieża, by te myśli się rozpłynęły - wspominał włoski watykanista Lucio Brunelli w ósmą rocznicę wyboru kardynała Jorge Bergoglio na głowę Kościoła. Jak dodał, argentyński duchowny "nie wierzył, że zostanie papieżem aż do czwartego, przedostatniego głosowania na konklawe".
Były watykanista telewizji RAI oraz były dyrektor stacji TV2000, autor wydanej w zeszłym roku książki "Papież Franciszek, jak go poznałem" podkreślił, że dopiero po kilku latach od konklawe pojawiły się niedyskrecje o przebiegu kolejnych głosowań z udziałem 115 elektorów.
Jak przypomniał przywołując zakulisowe informacje, w pierwszym głosowaniu 12 marca 2013 roku najwięcej, 30 głosów otrzymał metropolita Mediolanu kardynał Angelo Scola, a na drugim miejscu z 26 głosami był kardynał Bergoglio. W drugim głosowaniu rano 13 marca kardynał Bergoglio prowadził z 45 głosami, a kardynał Scola miał ich 38. W trzecim głosowaniu przewaga Argentyńczyka wzrosła: 56 do 41. W czwartym głosowaniu metropolita Buenos Aires był już bliski uzyskania większości dwóch trzecich głosów - miał ich 67.
- Bergoglio nie wierzył w to, że zostanie papieżem aż do czwartego, przedostatniego głosowania. Na początku interpretował poparcie dla siebie jako głosy oddane w oczekiwaniu na to, aż wyłoni się prawdziwy kandydat. Tak to pojmował - stwierdził Lucio Brunelli.
Zauważył, że "gdy upadła hipoteza kandydatury Scoli, nie pojawiła się żadna inna z wyjątkiem Bergoglio". - Ostatnią przeszkodą była rozpowszechniona umyślnie pogłoska, jakoby nie miał płuca, a zatem nie może być papieżem z powodu stanu zdrowia - zwrócił uwagę. Kardynał z Argentyny "został o to zapytany i musiał wyjaśnić, że w młodości w wyniku ciężkiego zapalenia płuc usunięto mu małą część jednego płuca"- dodał włoski watykanista.
W piątym głosowaniu późnym popołudniem 13 marca kardynał Bergoglio został wybrany prawdopodobnie 85 głosami - przypomniał.
"Miałem nadzieję, że to będzie Bergoglio"
Biały dym nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się o godzinie 19.06. Ludzie zaczęli gromadzić się masowo na placu Świętego Piotra, by dowiedzieć się, kto zostanie następcą Benedykta XVI, który podejmując bezprecedensową od setek lat decyzję, ustąpił z urzędu.
- Miałem nadzieję, że to będzie Bergoglio, ale nie mogłem wykluczyć żadnej możliwości. Byłem wśród watykanistów idących pod prąd, którzy nie stawiali na wybór Scoli - wyjawił Brunelli, który relacjonował wtedy konklawe dla dziennika stacji RAI2.
Dodał, że "kiedy kardynał [Jean-Louis - przyp. red.] Tauran wypowiedział po łacinie imię Giorgium Marium, zrozumiałem natychmiast, że to był on, Jorge Mario". - Kamery pokazywały dalej twarz francuskiego kardynała, który kończył ogłoszenie wymawiając nazwisko Bergoglio, a ja podskoczyłem z radości - wspominał.
- Miałem szczęście być jednym z nielicznych dziennikarzy telewizyjnych, który wiedział prawie wszystko o nowym papieżu - zaznaczył Brunelli, nawiązując do tego, że dobrze znał już wtedy metropolitę Buenos Aires.
"Wystarczyło pierwsze 'dobry wieczór'"
Brunelli przyznał, że zastanawiał się wówczas, "jak zareaguje kardynał Bergoglio na tłum czekający na niego na placu i jak ludzie przyjmą pierwszego papieża z Ameryki Południowej w historii, czy sparaliżują go emocje, czy okaże się zbyt nieśmiały".
- Byłem pewien, że to człowiek Boży, zdecydowany zmienić wiele rzeczy, że to błogosławieństwo dla Kościoła. Ale myślałem też o tym, jak uda mu się nawiązać relacje z masami wiernych i z mediami i jak aparat Kurii Rzymskiej będzie odnosił się do takiego papieża - zaznaczył watykanista. Podkreślił, że "wystarczyło to pierwsze 'dobry wieczór' wypowiedziane przez nowego papieża, by te myśli się rozpłynęły".
Lucio Brunelli opowiedział też, że 16 marca, po tym, gdy Franciszek spotkał się z wysłannikami mediów ze świata w Auli Pawła VI, zadzwonił u niego telefon. - To był numer prywatny. Słyszę: "Lucio? Jestem ojciec Bergoglio. Jak się masz? Przeszkadzam? Próbowałem dodzwonić się wczoraj, ale masz albo zawsze wyłączony, albo zajęty telefon" - wspomniał Lucio Brunelli, przywołując scenę, którą opisał też w swojej książce.
Źródło: PAP